ŁZY NOVAKA DJOKOVICA

ŁZY NOVAKA DJOKOVICA

W życiu jest czas na śmiech i łzy. Lubimy szczególnie momenty gdy rozpiera nas szczęście, łzy też czasem lubimy, ale tylko łzy radości i wzruszenia. Łez smutku, porażki, rozczarowania, tęsknoty czy żalu nie lubi nikt. Skończył się US OPEN, na którym było dużo radości i dużo łez. 

Novak Djokovic nie pobił rekordu 4 Wielkich Szlemów w roku, nie zdobył też 21 tytułu Wielkiego Szlema, ale zdobył serca kibiców swoimi łzami… Po raz pierwszy w finale z Medvedevem zobaczyłam innego Novaka, nie takiego, który zawsze mnie irytował swoją butą, arogancją, pajacowaniem, ale niepewnego, nieśmiałego, słabszego, ludzkiego. Wyszedł na ten finał nie jak po swoje, wyszedł jakby wiedział, że przegra. I przegrał dosyć gładko, nie grał na swoim mistrzowskim poziomie, było dużo błędów i chaosu w jego grze. I Novak się rozpłakał …, w jego oczach pełnych łez były wymieszane wszystkie emocje. Świat zobaczył, że wielki Novak nie jest bezbłędną maszyną do wygrywania, jest człowiekiem. Dla mnie to był piękny i wzruszający obrazek. 

Finał kobiet to były wyłącznie łzy radości. Dwie nastolatki Emma Raducanu i Leylah Fernandez z dalekich list rankingowych odprawiły z kwitkiem wszystkie wysoko notowane przeciwniczki i zagrały przepiękny mecz finałowy, który wygrała Raducanu. Bardzo fajny jest ich emocjonalny stosunek i zaangażowanie w grę, Leylah po każdej wygranej akcji uroczo zaciskała pięść i była zawsze skupiona, Emma pokazywała złość i pazura. Dziewczyny grają tenis kompletny, bez kompleksów, zdecydowanie idzie nowa, świeża jakość w damskich rozgrywkach.

Nie sposób nie wspomnieć o kolejnym młodym talencie, Carlos Alcaraz, chłopak ograł w fantastycznym meczu Stefanosa Tsitsipasa. Były łzy radości! Jak on cudownie grał, zero zachowawczości, mądrze, ofensywnie, zachwycił cały świat. Gdyby nie to, że w kolejnym meczu musiał kreczować z powodu kontuzji, to kto wie jak daleko by doszedł.

Światowe korty mają nowych bohaterów, a ja staram się szukać analogii do nich w  naszych lokalnych amatorskich rozgrywkach i znajduję zawsze.

4 września odbył się w T&CC w Giebułtowie turniej -memoriał poświęcony zmarłemu tenisiście.

Było dużo łez wzruszenia przy wspominkowym filmie o zmarłym, a na kortach trochę łez smutku. Kobiecy finał podobnie jak na US OPEN rozgrywały między sobą nastolatki.

Piękna pogoda, kort centralny, tłumy widzów, dziewczyny grały również świetny mecz, wygrała ta nieco starsza. Tenisistki pożegnały się z dużym szacunkiem, a ta która przegrała płakała, nie mogła powstrzymać łez. Wszyscy jej gratulowali, również zwyciężczyni, pięknej gry przez cały turniej i finału, ale jednak łzy zdominowały u niej ten moment. Jestem przekonana, że dojdzie daleko w swojej tenisowej karierze.Była na całym turnieju najmłodsza, gra świetny technicznie tenis, dużo trenuje i ma to coś, co jest najważniejsze i co kształtuje mistrzów, nie wstydzi się pokazać prawdziwych emocji, nie jest zimna i wyrachowana. Matylda COME ON!!!

Może Novak Djokovic nie pobił rekordu, może nasza lokalna młoda tenisistka nie wygrała finału, ale idą właściwą ścieżką na mistrzowskiej drodze. Takich zawodników, pełnokrwistych, a nie przewidywalne maszyny chcemy oglądać i podziwiać. To dla nich zarywamy noce, kibicujemy ich pojedynkom, płaczemy łzami radości, dumy i wzruszenia. 

A łzy smutku? Nawet jeżeli się pojawią to przeminą i zapomnimy o tym co nas przygnębia, rozczarowało i zawiodło…nie czas na łzy …


MURRAY-TSITSIPAS GATE

MURRAY-TSITSIPAS GATE

Od kilku dni trwa ostatni tegoroczny turniej Wielkiego Szlema, US OPEN, w mieście, w którym udać może się wszystko i które nigdy nie śpi, w Nowym Jorku. Obrońca tytułu Dominic Thiem z powodu kontuzji niestety nie przyjechał na Flushing Meadows, ząbki na zdobycie poczwórnej wielkoszlemowej korony ostrzy sobie oczywiście Novak Djokovic. Tytułu w singlu kobiet bronić będzie Naomi Osaka.

Początek turnieju, po pierwszej rundzie bez większych niespodzianek, faworyci wygrywają, ale poza tenisem dzieją się w Nowym Jorku podczas meczy historie, które rozpalają świat.

Zacznę od stylizacji, ktoś kto zaprojektował  bezkształtne sukienki  dużej firmy odzieżowej na tegoroczną edycję turnieju, kompletnie nie trafił, ani krojem ani kolorami. Sporo dyskusji na forach tenisowych jest teraz o tym i oczywiście wiadomo, że nie szata zdobi człowieka, ale te szaty nie zdobią zdecydowanie. Sukienki jednak to tylko estetyczny problemik, bo prawdziwa afera zrobiła się po meczu Andy Murraya ze Stefanosem Tsitsipasem.  Mecz był świetny, pięć zaciętych setów, prawie pięć godzin gry…Kibicowałam Andy Murreyowi, z sympatii i też dlatego, że Tsitsipasa tak bardzo nie lubię, z tych młodszych tenisistów to jestem w fan clubie Zvereva😉

Mecz wygrał Tsitsipas,  ale wcześniej wziął dwie przerwy toaletowe dłuższe niż zwykle biorą tenisiści. Czy zrobił to celowo, żeby wybić z gry Murraya, czy rzeczywiście miał fizjologiczną potrzebę, to wie tylko on, niestety dla widowiska tenisowego to miało swoje konsekwencje. Bardzo chłodne pomeczowe pożegnanie panów, duża dezaprobata ze strony Murraya i słowa o braku szacunku. No a potem jeszcze twitter i wirtualny świat pochłonęły na dobre wszystkich fanów tenisa. Murray napisał ironicznie, że wizyty w toalecie Tsitsipasa zajęły mu więcej czasu niż lot Bazosa w kosmos…Sztab Tsitsipasa odpowiedział, że takie słowa ze strony takiej legendy to słabo…No i właśnie…Zasadnicze pytanie brzmi, czy gdyby Murray wygrał to podnosiłby sprawę tych przerw?… Myślę , że tak , Murray to trochę inna szkoła tenisa niż Greg.Stawiając sprawę obiektywnie, Tsitsipas nie zrobił niczego nagannego, ale Murray odebrał to jako element taktyki, poigrywania, lekceważenia. Może Sir Andy jest przewrażliwiony, a może Tsitsipas doskonale wiedział, jak wygrać ten mecz nie tylko na korcie.

Zawsze takie sytuacje przekładam na nasz amatorski świat. Ostatnie tygodnie spędzam głównie na graniu meczy ligowych, nadrabiam zaległości, nie mam czasu na normalny trening, tylko mecz za meczem. To jest konsekwencja tego, ze zapisałam się do trzech różnych lig i czasowo to się niestety nie spina, ale za to jest potężny materiał na felietony…

Miałam w poniedziałek mecz w lidze, którą oceniam bardzo wysoko, za  dobór zaawansowania uczestniczek zgodny z poziomem grupy. No i trafiłam na przeciwniczkę, z którą od początku chemii nie było. Zarezerwowała tylko półtorej godziny na mecz, gdy spokojnie próbowałam z nią na początku  towarzysko rozmawiać, odpowiadała raczej półsłówkami i  że jej ten czas zawsze wystarcza na mecze. Generalnie, to dziewczyna z typu, który kiedyś opisałam w felietonie, typ toksyczny, czyli taki, który robi ci łaskawie zaszczyt, że z tobą gra. Z gemu na gem było coraz mniej przyjemnie, tenis nie mający za wiele wspólnego z tenisem, balon, krótka piłka i gemy uciekały na konto przeciwniczki. Pomiędzy gemami grobowa cisza, tylko po każdym gemie przeciwniczka musiała podbiegać do tablicy wyników, żeby dodawać na swoje konto kolejny wygrany gem…W pierwszym secie ugrałam jednego gema, przelobowała mnie w ostatnim punkcie tym razem autowo, ale oczywiście jak krzyknęłam aut, bo był całkiem spory, to zapytała , o na pewno ?…

Uwagi na temat mojego tenisa, typu, złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, czy też może nie powinnaś grać w lidze, jak nie umiesz przegrywać itp. mądrości  to już było za dużo. Drugiego seta przegrałam do zera i po nieco ponad godzinie mecz się skończył. Pogratulowałam jej wygranej, podałam rękę i dodałam, że nigdy więcej takich meczy sobie fundować nie będę.

Czy miałam szansę z nią wygrać na korcie, chyba nie, gra tenis, którego najbardziej nie lubię., wygrała zasłużenie. Ale poza kortem …jednak nie…

Nie mam problemu z przegraniem meczu, w bilansie rozegranych przeze mnie meczy i tak więcej przegrywam, biorę to na tzw.klatę, ale granie z tenisistką, która nie ma do ciebie szacunku, bo od początku traktuje cie jako słabszą tenisowo zawsze będzie dla mnie tak po ludzku niezrozumiałe. Wróciłam właśnie ze świetnego meczu, prawie dwu godzinna walka, przeciwnik bardzo sympatyczny, chwalił mnie za obronę i zawziętość, przegrałam 4:6, 1:6. Wróciłam do domu uśmiechnięta, a nie sfrustrowana, bo tenisista po drugiej stronie siatki potraktował mnie z szacunkiem.

Dlatego rozumiem Murraya i jestem po jego stronie w tej toaletowej aferze. Szacunek przede wszystkim, a nie wygrana za wszelką cenę. Może złotowłosy, grzeczny Greg nie jest aż taki nieskazitelny,  tak  jak wielu przeciwników spotykanych  na korcie przez których schodzimy do szatni smutni, z opuszczoną głową. Ich wygrana jednak ma gorzki smak…

Mam nadzieję, że tegoroczny US Open dostarczy nam świetnych tenisowych wrażeń,  a oszczędzi zachowań z gatunku tych nie fair play, a tenisowi amatorzy oduczą się meczowego i około meczowego cwaniactwa. 

 


TENISISTKI W TATRACH

TENISISTKI W TATRACH 

W kwietniu w apogeum mojego covidowego zapalenia płuc koleżanka tenisistka i przewodniczka tatrzańska nieoceniona Teresa Stochel poddała mi pomysł zrobienia turnieju tenisowego w Zakopanym połączonego z wycieczką w Tatry. Od kwietnia trochę czasu minęło, wycieczkę wstępnie zaplanowałyśmy na maj, no ale rekonwalescencja po covidzie się przedłużała i temat jakoś się delikatnie rozmył. Aż do lipca …jeszcze byłam nad jeziorem  w Starych Jabłonkach, kiedy Tereska zapytała czy jadę z nimi na wycieczkę w Tatry,  póki co bez  turnieju tenisa 😉

Sprawy w swoje ręce wzięła Marysia Gołda, zaprosiła kilka tenisistek i nie tylko😉 i tak w piątek 23 lipca bladym świtem wystartowałyśmy z Krakowa ku przygodzie!

Teresa bardzo skrupulatnie zaplanowała trasę naszej wycieczki, ale też dzień wcześniej przesłała przydatne informacje co zabrać ze sobą w góry, legendą stała się już chusta 😉. 

Wycieczka dla nas kompletnych poza Teresą amatorek gór była bardzo ambitna, Czerwone Wierchy, start z Zakopanego Drogą nad Reglami do Doliny Strążyskiej, następnie w kierunku Wyżnej Przełęczy Kondrackiej, do osiągnięcia wysokości 2005 m n.p.m. na Kopie Kondrackiej,  dalej Doliną Kondratową do schroniska, meta w Kuźnicach.

 Ponad osiem godzin na górskich szlakach…Osiem kobiet, z czego pięć tenisistek, wyruszyłyśmy na sportowo, energicznie, z uśmiechami, żartami, optymizmem. Pogoda dopisywała, humory i zapał również. Pierwszy postój po godzinie spokojnego marszu, oczywiście zdjęcia, posiłek regeneracyjny i w drogę na wysokie szczyty. Większość z nas zaopatrzona w kijki do nordic walking, wszystkie intensywnie prowadzące życie sportowe nie bałyśmy się wyzwania, no ja może trochę, bo po zapaleniu płuc nie wiedziałam jak to będzie. I kondycyjnie podołałam znakomicie, ale zdarzyło się coś innego…, atak paniki, tuż przed szczytem. Patrząc w dół uświadomiłam sobie jak wysoko jesteśmy, zaczęłam płyciej oddychać i ogarnął mnie lęk…trwało to dobre kilkanaście minut… Na szczęście dzięki pomocy i mądrości Teresy i Marysi udało mi się nad tym zapanować. Bałam się bardzo, właściwie nie umiem opisać czego, nie wysokości, tylko tego, że jestem poza dostępem do cywilizacji, pomocy, po za planem i nie mam wpływu ani kontroli nad tym co się może wydarzyć. Nie wydarzyło się nic złego, a ja swój lęk okiełznałam, co dało mi ogromny zastrzyk energii i pewności siebie.

Tatry są przepiękne, widoki zapierały nam dech w piersi, zdjęcia tego nie oddają w pełni. Człowiek staje, patrzy na ten ogrom naturalnego piękna, zachwyca się i może tylko podziwiać.

Góry mają w sobie tajemnice i coś takiego co powoduje, że chcesz się zmęczyć, maszerować, pocić się, wspinać, tylko po to, żeby stanąć na szczycie i …w milczeniu patrzeć na ten bezkres mistycznego cudu.

Ludzie w górach też są inni, bardziej otwarci. Spotkałyśmy na szlaku bardzo pozytywnych i przyjaźnie nastawionych wspinaczy, nawiązuje się nić porozumienia, ktoś pyta o maść przeciwbólową, ktoś życzy miłego wspinania, przepuszcza z uśmiechem, a jeszcze ktoś inny nawet daje numer telefonu i proponuje spotkanie😉. Jedna z naszych koleżanek, Milenka ma dobrą rękę do swatania ludzi i kto wie, czy nie uda jej się stworzyć pary, która poznała się w romantycznych okolicznościach przyrody, w Tatrach.

Góry łączą ludzi wspólnym doświadczeniem, nasza grupa dziewczyn spędziła świetny czas razem, poznałyśmy się i polubiłyśmy się jeszcze bardziej. Na pewno to nie będzie nasza ostatnia wspólna wycieczka, następną może uda się połączyć z turniejem tenisa w Zakopanym.

W górach poznaje się naprawdę drugiego człowieka, na szczęście wyprawa poza moim atakiem lęku obyła się bez żadnych złych doświadczeń, nie byłyśmy wystawione na trudne wyzwania i stresy, nie było burzy, deszczu, lawiny, itp., ale jednak mam wrażenie, że poznałam dziewczyny lepiej niż podczas wspólnego meczu tenisowego. Wiem, że można na nie liczyć, że w razie potrzeby zaasekurują.

Po zejściu na dół do Kuźnic, usiadłyśmy na pysznym jedzeniu i podsumowaniu wyprawy. Nasza Tereska, tenisowa i tatrzańska mistrzyni zafundowała nam dzień pełen pięknych doznań i była z nas bardzo dumna, że dałyśmy radę, bo trasa była dość trudna jak na pierwszy raz. A my z satysfakcją z wykonanego zadania pałaszowałyśmy pomidorówkę, kwaśnicę, oscypki, zaśmiewając się głównie  z love story o kryptonimie Darek😉

Ponad osiem godzin w górach na szlaku, ponad 20 km w nogach, wejście wyzwanie, zejście z pionowych kamieni chyba jeszcze większe  szczególnie dla łydek😉, strach pokonany, doświadczenie znakomite i świetny czas z fantastycznymi kobietami.

Zawdzięczamy to tenisowi, gdyby nie nasza tenisowa pasja i spotkania na kortach nigdy nie poznałabym Teresy, Marysi, Justyny, Magdy, nie poszłybyśmy razem w Tatry. Jest dobra energia miedzy nami i to jest cudowne. Dziękuję Dziewczyny! Do zobaczenia na kortach i na górskich szlakach.

 


ANGIELSKA TRAWA NABIERA BIAŁO-CZERWONYCH BARW

ANGIELSKA TRAWA NABIERA BIAŁO-CZERWONYCH BARW

Jest gorąco, po trzecim, chłodnym prysznicu, delektując się pysznymi lipcowymi czereśniami, w oczekiwaniu na dzisiejsze półfinały Wimbledonu wśród pań, nie mogłam się powstrzymać, żeby  nie napisać o tym co wydarzyło się wczoraj i w ostatnim tygodniu na londyńskiej trawie.

Moi bohaterowie zeszłego tygodnia juz nie grają, zarówno Magda Linette jak i Andy Murray odpadli. Drugi tydzień ma nowych bohaterów i ulubieńców tłumów.

Na samodzielnego lidera uwielbienia wyrósł Hubert Hurkacz. Chłopak, na którego nikt specjalnie nie stawiał, mimo, że całkiem niedawno wygrał bardzo prestiżowy turniej w Miami, to jego ostatnie przegrane mecze zdecydowały, że fani, eksperci i inne tuzy raczej sypali złotymi radami, pełnymi sarkazmu. Głównie chciano zwalniać jego trenera, zatrudniać psychologa i w ogóle to w sumie beznadzieja z tym Hubertem, ma już trochę lat, a nie jest w stanie przekroczyć pewnych limitów i wspiąć się na szczyt. Hmmm…Od wczoraj narracja jest już zupełnie inna, a mianowicie Hubert wygra Wimbledon, no bo skoro pokonał Federera to teraz już z górki?

Niezmiennie uwielbiam takie perełki wirtualnych forów i dyskusji.

Hubert Hurkacz wczoraj zagrał bardzo dobry mecz, pokonał swojego idola Rogera Federera w trzech setach w ćwierćfinale Wimbledonu, królestwie Rogera na korcie centralnych. Ustanowił też parę rekordów, Federer nigdy nie przegrał na Wimbledonie seta do zera, przegrał tylko raz w takim stosunku, w Paryżu w meczu z  Rafaelem Nadalem. Hubert jest czwartym Polakiem w historii, który dotarł do  fazy ćwierćfinałowej  rozgrywek Wielkiego Szlema, po Wojciechu Fibaku, Łukaszu Kubocie i Jerzym Janowiczu. Obok Jerzego Janowicza, Igi Świątek i Agnieszki Radwańskiej dołącza też do polskiej czwórki półfinalistów Wielkich Szlemów. Jest i truskawka na torcie, Hubert i jego bliscy mają  dożywotni wstęp na mecze Wimbledonu jako goście, całkiem przyjemny przywilej, który Hubert sobie wywalczył byciem w finałowej ósemce.

Jutro w półfinale zmierzy się z rozgrywającym świetny turniej przystojnym Włochem Mateo Berrettinim, teoretycznie rywal łatwiejszy, ale czy na pewno?…Roger Federer w swojej najlepszej formie nie popełniałby tylu błędów ile wczoraj, tenisistów  takich jak Hubert, wysokich, z mocnym serwisem, ogrywał z łatwością, ale kiedyś, teraz już nie daje rady. Za to Berrettini jest na takiej samej fali wznoszącej jak Hubert, obydwoje grają o najwyższą stawkę,  o finał Wimbledonu i obydwoje chcą się w nim znaleźć. Jutro wielkie święto i uczta  dla fanów tenisa, bardzo mocno trzymam kciuki za Huberta Hurkacza, niech gra pięknie i sięgnie po swoje marzenia.

Drugą parę półfinalistów tworzą  Novak Djokovic i DJ raper niepokorny Denis Shapovalov, oh jak ja bym chciała, żeby młody sprawił niespodziankę i pokonał pewniaka do zwycięstwa całego turnieju Djokovica.

U pań wystartował pierwszy półfinał Barty – Kerber, Ashley to moja ulubiona grające obecnie tenisistka, kibicuję, żeby wygrała z Angelique, chociaż Kerber na Wimbledonie pokazała wszystkim, którzy wysyłali ją już na emeryturę, że w tenisa nadal gra świetnie i te życzenia są lekko przedwczesne. To na pewno będzie dobry mecz.

Drugi półfinał to będzie mecz Karoliny Pliskovej z Aryną Sabalenką. Obydwóm tym paniom kibicuję. Karolina jest już tyle lat w światowej czołówce i podobnie jak Agnieszka Radwańska nie zdobyła jeszcze żadnego tytułu Wielkiego Szlema. Zasługuje na to i fajnie jakby jej się to udało. Całkiem niedawno ograła ją w finale w Rzymie Iga 0:6, 0:6, tylko, że to już historia i to Karolina jest w półfinale Wimbledonu a nie Iga.

Aryna Sabalenka, kolejna tenisistka bez tytułu Wielkiego Szlema, a grająca kosmiczny tenis i jak najbardziej mająca papiery na to, żeby sięgnąć po trofeum kończące Wimbledon. Tylko niech troszkę ciszej krzyczy…

Oglądam, kibicuję i przenoszę te topowe doświadczenia mistrzów na swoje lokalne tenisowe podwórko. Wczoraj grałam mecz z nastolatką, miałam go odwołać z powodu niezbyt dobrego samopoczucia po szczepieniu, ale  zagrałam, bo wiedziałam, że to jedyny termin, w którym ten mecz możemy rozegrać, bo potem obydwie wyjeżdżamy na wakacje. 

Obydwie podchodziłyśmy do meczu jako liderki grupy, Maja miała trzy  wygrane mecze na trzy rozegrane, ja dwa wygrane na dwa rozegrane, obydwie w tej rundzie ligi jeszcze nie przegrałyśmy. Do wczoraj …, wczoraj przegrałam ja, 2;6, 5;7 . W pierwszym secie nie grałam nic, hebel jak to mówimy w slangu?Obudziłam się dopiero w drugim secie, przegrywałam 1:3, żeby w końcu zacząć grać, doprowadziłam do stanu 5:4 i byłam o krok od wygrania drugiego seta, niestety się nie udało. Taki jest tenis właśnie, jednego dnia grasz tak, że zupełnie mimochodem po prostu idzie gładko, wszystko wychodzi, a czasami mimo chęci nie jesteś w stanie wykrzesać z siebie za wiele. Tak było wczoraj , dziś kolejny mecz, w sobotę jeszcze jeden przed wyjazdem na wakacje, na których oczywiście też będę grać w tenisa?Każdy z tych meczy może mieć inny scenariusz, ale jedno jest pewne, wygrywa zawsze jeden zawodnik, pokonany schodzi drugi. Nauczyłam się już przegrywać ładnie, wiem, że to jest wpisane w ten sport. Nie chcę tylko tak grać, a właściwie nie grać jak wczoraj w pierwszym secie. Myślę, że Roger Federer po meczu z Hubertem, mógł mieć podobnie ? na pewno był wkurzony na to w jakim stylu przegrał trzeciego seta do zera.

Jak jesteś pasjonatem, wkładasz serce i całego siebie w to co robisz, to chcesz perfekcji , doskonałości i wymagasz od siebie dużo, bo wiesz, że potrafisz i możesz.

Jutro niech będzie piękny dzień dla Huberta i polskiego tenisa, niech internetowe fora rozgrzeją się do czerwoności ?niech  zielona londyńska trawa kiełkuje  na biało-czerwono, tak żeby w niedzielę w pełni rozkwitnąć! 

 


LIPCOWE WIBRACJE

LIPCOWE WIBRACJE 

W minioną sobotę odbył się kolejny z cyklu turniejów mikstowych organizowanych przez tennis stories by kate LIPCOWE WIBRACJE. Na starcie w T&CC w Giebułtowie pojawiło się 24 graczy, 12 par mikstowych, 12 tenisistek i 12 tenisistów plus paru gości. Po raz pierwszy miałam kilku nowych uczestników Kingę, Marysię, Mariolę, Agatę , Grzesia i Artura, resztę stanowiła stara, dobra  i sprawdzona gwardia  krakowsko- śląska?

Faza grupowa była bardzo zacięta, o zwycięstwie w wielu meczach decydowały tie-breaki, na trybunach raz po raz rozlegały się oklaski zaproszonych gości, wymiany, akcje, gra to był mistrzowski poziom. My z moim partnerem  Mariuszem zagraliśmy świetny mecz grupowy przeciwko bardzo dobrej parze Viktorii i Tomkowi, wygraliśmy 6:4, 6:3. Drugi mecz grupowy przegraliśmy z parą Mariola i Artur i po fazie grupowej z powodu złego samopoczucia Mariusza nie graliśmy już w drabince pucharowej. Na szczęście Mariusz poczuł się później lepiej i do końca już tylko jako gość mógł bawić się na turnieju.

Po fazie grupowej  8 par zmierzyło się w ćwierćfinałach, 4 wzięły udział w półfinałach turnieju pocieszenia. Mecze tej fazy to był naprawdę kawał świetnego tenisa. Zaangażowanie , zapał uczestników robił niesamowite wrażenie, wszyscy grali fantastycznie.

W półfinałach spotkali się Mariola z Arturem przeciwko Kindze i Jaromirowi oraz Ania i Grzegorz przeciwko Marzenie i Markowi. Krakusy i Ślązacy stoczyli siostrzano-bratobójcze pojedynki?Mecze były bardzo dynamiczne, wyrównane, długie, ze zwrotami akcji. Czas nas gonił i wiedzieliśmy, że finału nie zdążymy rozegrać, dlatego też finaliści zajęli ex aequo I MIEJSCE. Byli to Kinga z Jaromirem i Ania z Grzegorzem, ogromne gratulacje!

Turniej pocieszenia po finale z Anetą i Darkiem wygrali Viktoria i Tomek, gratulacje!

Gra na kortach szła swoim torem, a w kuluarach, w strefie relaksu toczyły się świetne towarzyskie rozmowy, oczywiście muzyczka w tle, wibracje, tańce, wygłupy. Zabrakło nam tylko słonecznej pogody , nie mogliśmy się rozkoszować widokami naszej lokalnej Toskanii?

W naszym chilioutowym pokoiku mogliśmy zjeść pyszne rzeczy przygotowane przez Enoteca ( Ewa dziękuję), chlebek od Dominika i Kasi z piekarni Młyn  i specjalnie przywiezione  z nad morza przez Łukasza wędzone jesiotry , smak rajski?

Uczestnicy mieli też możliwość sprobowania pysznych, zdrowych musów owocowych i warzywnych dostarczonych prze partnera turnieju OWOLOVO oraz po wycieńczających meczach wzmocnić się napojami VITAMIN C SYNERGY DRINK od firmy My Vit Ltd.

Pucharów jak to na moich turniejach jest w zwyczaju nie było?Za to każdy z uczestników dostał tzw.kate gift pack ? z fajnymi  gadżetami od tennis stores by kate, OWOLOVO i od kolejnego partnera turnieju SOBIESŁAW ZASADA AUTOMOTIVE.

Wśród uczestników turnieju zostały rozlosowane nagrody dodatkowe, vouchery na pyszną pizze i wino do ENOTECA oraz parasole od Mercedesa.

Zwycięzcy turnieju głównego i pocieszenia dostali vouchery na kilka godzin gry na kortach od partnera turnieju T&CC w Giebułtowie.

Dziękuję wszystkim moim GOŚCIOM, że Wam się chce u mnie grać, że lubicie, że dajecie swoją świetną energię, że tworzycie społeczność pasjonatów tenisa.

Dziękuję wszystkim Partnerom wydarzenia i sponsorowi głównemu firmie LESTER HOLDING za zaufanie do mnie, za wsparcie inicjatywy początkującej blogerki ?, za inwestowanie w rozwój sportowego wizerunku i tenisowej aktywności.Mam nadzieję, że to dopiero  wspaniały początek naszej wspólnej współpracy i przygody. 

Dziękuję G za jak zawsze profesjonalne, najpiękniejsze tabelki turniejowe i rozpiskę meczy.

W głowie kiełkują mi kolejne pomysły na tematyczne turnieje, zobaczymy się już wkrótce.

Najważniejsze jest to, że udaje mi się gromadzić na moich turniejach wspaniałych ludzi. Nasze grono cały czas się powiększa, poziom tenisa jest bardzo wysoki, ale oprócz tego łączą nas podobne klimaty, lubimy spędzać ze sobą fajnie czas.  Pasja do gry, walka  do ostatnich sił, do kończącej piłki jest w krwiobiegu nas wszystkich, kochamy tenisa i kochamy życie.

Dziękuję, że jesteśmy razem!

 


WIMBLEDON-KRÓLEWSKI SZLEM

WIMBLEDON-KRÓLEWSKI SZLEM

Nie byłam nigdy w Londynie podczas Wimbledonu, pozostaje to nadal w sferze mojego niezrealizowanego marzenia i może właśnie też dlatego wydaje mi się on szlemem idealnym, dostojnym i prestiżowym. Nie wiem może to zasługa monumentalnego obiektu, perfekcyjnie przyciętej trawy, truskawek z bitą śmietaną, elitarnej publiczności na czele z rodziną królewską, eleganckiej bieli na kortach, cokolwiek to jest, Wimbledon jest z czterech wielkich szlemów moim numerem jeden.

Jest to też turniej szczęśliwy dla wielu polskich tenisistów, dla Agnieszki Radwańskiej , która w finale przegrała z Sereną Williams był ukochanym wielkim szlemem,w którym osiągała znakomite rezultaty, wygrał w deblu Lukasz Kubot, w finale była też Jadwiga Jędrzejowska, w półfinale Jerzy Janowicz. Polacy niewątpliwie lubią trawę ?, a trawa jest dla nich łaskawa, chociaż w Polsce praktycznie nie ma kortów trawiastych do profesjonalnych treningów.

Jesteśmy prawie na półmetku tegorocznego Wimbledonu, dziś o trzecią rundę zagra Iga Świątek, która jest na turnieju bez swojego trenera i nie nakłada sobie żadnej presji, nie ma oczekiwań i jak podkreśla , uczy się grać na trawie? Spora kokieteria jak na juniorską mistrzynię Wimbledonu.

W znakomitym stylu do trzeciej rundy weszła Magda Linette, pokonując najpierw Amandę Anisimovą, a w wczoraj po świetnym meczu Elinę Svitolinę. Ewidentnie Magda  gra teraz swój najlepszy tenis, zmiana trenera  bardzo służy i oby udało się temu teamowi osiągnąć z Magdą Linette to na co od dawna ta ciężko pracująca tenisistka zasługuje. 

Hubert Hurkacz gra wreszcie swój dobry tenis, po kilku tygodniach kryzysu, bez większych problemów, dość gładko  w trzech setach pokonał Musettiego i Girona.

Wygląda to naprawdę dobrze jeżeli chodzi o naszych singlistów, z optymizmem czekam na ich kolejne mecze.

Przez te parę dni na Wimbledonie doszło do kilku sensacji, odpadła Kvitova i Tsitsipas  już w pierwszej rundzie. W swoim pierwszym meczu z powodu kontuzji przy stanie 3:3 skreczowała królowa, ikona, mistrzyni… Serena Williams z płaczem opuszczała kort, żegnając się z londyńską publicznością, smutny był to obrazek, zatroskany trener i mama. Znowu nie uda się Serenie pobić rekordu zdobytych Wielkich Szlemów, jest duże prawdopodobieństwo, że już nigdy nie wzniesie rąk z pucharem w geście triumfu. Czytam wiele opinii, że po co ona to robi, że jest za stara, za gruba, że powinna juz dawno zejść ze sceny itp.i mocno mnie to oburza. Szacunek dla tej pani za jej osiągnięcia sportowe, za lata dominacji, za wszystkie emocje, za styl dla prawdziwego pasjonata tenisa jest oczywisty i tylko drugi sportowiec zrozumie dlaczego Serenie się dalej chce w to bawić i grać. I od niej zależy kiedy powie sobie stop, na jej warunkach i zasadach.

Roger Federer pan około 40?też dalej w grze.

Największe wrażenie robi na mnie Andy Murray, uwielbiam tego gościa. Styl jego gry jest idealny, a jego emocjonalne reakcje, show jaki robi na korcie jest fantastyczny. Mecz z Basilashvilim jest kwintesencją tenisa! Andy ma 2:0 w setach i 5:0 w trzecim ….i …przegrywa 5:7. Kocham takie mecze. Brakowało mu jednego gema do zamknięcia meczu, nie potrafił ugrać już w tym secie żadnego. Dopiero w czwarta secie wygrał 6:3. Jak to mi przypomina mecze z mojego podwórka?

Jestem bardzo ciekawa kolejnych tenisowych batalii na londyńskich trawach i cieszę się ogromnie , że polscy tenisiści tak dobrze się prezentują.

Miło było coś napisać, tęskniłam,  ale wracam znowu  do swoich innych aktywności i mniejszych rozgrywek?.Jestem bardzo zadowolona ze swoich ostatnich meczów ligowych, duży spokój, myślenie na korcie, taktyka, plus wreszcie granie na swoich warunkach, i wdrażanie tego co ćwiczę na treningach.

Jutro wielki dzień, turniej LIPCOWE WIBRACJE, przygotowałam się do niego perfekcyjnie, wszystko dopięte na ostatni guzik, trawka przycięta?, nawet pogoda nam nie przeszkodzi grać, cieszyć się i bawić swoją pasją i swoim towarzystwem. Będzie po królewsku! 

 


CZESKI FILM CZYLI ROLAND GARROS 2021

CZESKI FILM CZYLI ROLAND GARROS 2021

 Wszystko jest już jasne, Roland Garros dobiega końca,  niestety nie wygrał po raz kolejny Rafael Nadal, Iga Swiatek również nie obroniła tytułu. Za to po tytuł mistrzyni Wielkiego Szlema sięgnęła  po raz pierwszy w singlu  Barbora Krejcikova.

Felieton piszę przed rozstrzygnięciem męskiego finału, więc jeszcze nie wiadomo, czy wygra po raz pierwszy Stefanos Tsitsipas czy Novak Djokovic. Sercem  jestem za Stefanosem, ale rozum podpowiada, że to jednak będzie Novak.

To był specyficzny Roland Garros, w czasie luzowania pandemicznych obostrzeń, z częściowym udziałem publiczności, w takim sezonie, gdzie treningowo ciężko utrafić z formą po trudnym roku pod znakiem COVID. O ile w męskiej drabince większych niespodzianek nie było, po za szybkim odpadnięciem Dominica Thiema, to drabinka damska kompletnie zaskoczyła.

 Murowane faworytki zawiodły. Jeszcze przed turniejem wycofała się Simona Halep, potem się posypała reszta, z powodu kontuzji wycofały się Ash Barty, Petra Kvitova, przegrały swoje mecze Muguruza, Svitolina, Sabalenka, Williams, Kenin, Andreescu. Przegrała też niestety Iga Świątek w ćwierćfinale z atletycznie zbudowaną Marią Sakkari. Wycofała się w trakcie turnieju również Naomi Osaka, z powodu depresji, co niestety nie spotkało się z powszechnym zrozumieniem i uszanowaniem jej prawa do ochrony swojej prywatności. Bo przecież musi grać, bo sponsorzy, bo kontrakty reklamowe, bo zobowiązania, bo to jej praca, wydziwia, jest zmanierowana. Takie niestety  opinie dominowały po wycofaniu się Osaki z RG. Ktoś kto nigdy nie zetknął się z depresją , nie zrozumie, że tytuły wielkiego szlema, pieniądze, rolex na ręce, ferrari w garażu to za mało, żeby być szczęśliwym.

Ci sportowi herosi, których tak podziwiamy są też ludźmi, nie maszynami, mają swoje lęki, słabości, problemy. Nie wiemy co się dzieje w ich głowach, jak spędzili noc przed ważnym meczem, może za kimś tęsknią, może z kimś właśnie się pokłócili, może presja ich przytłacza, a może mają po prostu okres, ból głowy, słabszy dzień i nie są w stanie podjąć walki na korcie, grają poniżej swojego normalnego poziomu i przegrywają. Ale świat sponsorów i  kibiców oczekuje, że będą wygrywać zawsze, za wszelką cenę. Tegoroczne rozstrzygnięcie kobiecego Rolanda Garrosa zrobiło  wszystkim porządnego psikusa…

 Konia z rzędem temu, kto wytypował taki finał kobiet. Nikt absolutnie nie wierzył, że  RG wygra Barbora Krejcikova  lub Anastasia Pavlyuchenkova, żadna z nich nie była faworytką ani bukmacherów, ani tenisowych ekspertów ani fanów tenisa. A jednak to dziewczyna z Czech sięgnęła po to cenne trofeum. Barbora Krejcikova w rankingu singlowym nigdy nie była rakietą numer jeden w swoim kraju. Jak wiemy Czechy tenisem stoją i mają kilka zawodniczek w światowej czołówce, wyżej  niż Barbora w tym rankingu zawsze była Pliskova, Kvitova, Vondrousova, Muchova. Po wygranym Roland Garrosie, Krejcikova jest rakietą nr 2 Czech i 13 rakietą świata. Oprócz wczorajszego pierwszego tytułu w singlu, ma pięć tytułów wielkich szlemów wywalczonych w deblu i mikście.

Tenis Krejcikovej jest bardzo mądry, urozmaicony, technicznie kompletny. Nie ma tu oczywiście spektakularnej siły, widowiskowo granych piłek, ale to wszystko jest poukładane, rozsądne, Barbora przewiduje zagrania przeciwniczek, jest solidna i spokojna. Nie pokazuje emocji, nie denerwuje się, nie spala. Nie miała też absolutnie żadnej presji, sponsorskich wielkich kontraktów, oczekiwań kibiców. Ma za to typową czeską mentalność, z dużym pierwiastkiem spokoju, bez dramatycznych i chaotycznych ruchów, z celebracją zwyczajności. Życie dla Czechów to zwyczajność, bez upiększeń, a tą zwyczajność urozmaica poczucie humoru. Zawsze też w tej zwyczajności starają się znaleźć Hrablowskie „perełki” Dlatego bardzo się cieszę z wygranej naszej granicznej sąsiadki, zwyczajnej dziewczyny,  sprawiła taką niespodziankę, popsuła szyki bukmacherom  Ma jeszcze dużą szansę zdobyć tytuł w deblu, finał właśnie trwa , no ale tutaj mocno kibicuję naszej  Idze Swiątek i Bethanie Mattek-Sands.

Finał Panów dziś po południu, ale bez Rafaela Nadala , to jak nie finał…To jego ulubiony turniej, jest jego absolutnym rekordzistą, dlatego z całym szacunkiem dla dzisiejszych fantastycznych finalistów, tego się Rafie po prostu nie robi?A poważnie, niech wygra lepszy!

Co wiemy po tegorocznym Roland Garrosie? Jak w czeskim kinie, nie do końca rozumiemy sens zaskakujących rozstrzygnięć, ale jedno jest pewne, że nie ma nic pewnego …

Tenis jest cudowny i okrutny jednocześnie, misterne plany i przygotowania czasem niweczy jedna zła decyzja, jedna źle zagrana piłka, a z drugiej strony mozolny  codzienny trud zostaje niespodziewanie nagrodzony. Chwała tenisowym bohaterom, dostarczają nam niesamowitych wrażeń i motywacji, to dzięki nim chwytamy rakiety w dłoń i gramy, by móc poczuć się jak oni, niepokonani, zwycięzcy, przynajmniej przez tą jedną chwilę triumfu…

 


moje tenisowe początki

MOJE TENISOWE POCZĄTKI

MOJE TENISOWE POCZĄTKI

Swoje tenisowe epizody z młodości pominę , bo ich nawet dobrze nie pamiętam i nie są zupełnie istotne.

Cała historia zaczyna się mniej więcej 4 lata temu , kiedy tuż obok mojego domu powstaje obiekt Perła Pękowic , a w nim  kort tenisowy, zielony , tuż nad rzeką, kameralne , cudowne miejsce. Wtedy odkrywam , że zdecydowanie marzę o tym, żeby zostać polską Marią Sharapovą?Kupuję  piłki i prostą rakietę w przypadkowym sklepie sportowym , parę pierwszych, pięknych sukienek tenisowych i zaczynam zabawę. Najpierw odbijam z nastoletnim synem, od pierwszych dotknięć rakiety wiem ,że wreszcie znalazłam sport na który czekałam całe życie. Zakochuję się bezgranicznie i bezkrytycznie .

Po kilkunastu wspólnie zagranych treningach, na których fantastycznie się bawimy, wydaje nam się, że gramy  świetnie?

Na scenę wkracza pierwszy trener, Tomek , po kilku miesiącach wspólnych treningów , w moim odczuciu, teraz to już no naprawdę jestem dobra  ?

Kupuję pierwszą poważną rakietę ( Babolata) i …jestem już gotowa na turnieje …?reakcja  Tomka  bezcenna, delikatnie mówiąc jest mało entuzjastycznie nastawiony do mojego pomysłu, ale też nie odradza ,  ja swoje wiem i jestem READY jak Nadal ?

Na facebooku znajduję ogłoszenie o turnieju na kortach w Mysłowicach i namiar do Andrzeja Rosoła, dzwonię i wiem , ze trafiłam na prawdziwego pasjonata.

No to jadę …, kwiecień 2018, mój pierwszy turniej , grupa 3-osobowa, przeciwniczki od lat grają w tenisa i w turniejach, ale ja się nie stresuję, mam piękną sukienkę, świeci słońce , zaraz będzie maj, mój miesiąc , a na drugi dziń wylatuję do mojego ulubionego Playa De Muro na Majorkę, życie jest piękne?

Gramy…

Nokaut, całkowity…, dziewczyny szybko kończą mecz ze mną , a ja za bardzo nie wiem co się wydarzyło…Ania i Iza moje pierwsze turniejowe przeciwniczki są na szczęście dziewczynami z ogromną klasą , nie upokarzają mnie tak po ludzku, robią wszystko w meczu , żeby mimo wszystko trochę ze mną pograć…No i Andrzej , który daje mi duże wsparcie, zaprasza na kolejne turnieje ,  będę tam stałym gościem i członkiem fantastycznej wspólnoty tenisistek i tenisistów zgromadzonych wokół Tennis Open , które stworzył i nikt tak pięknie do mnie nie mówi jak on ,Kasieńko? 

 


LIGA IDEALNA

LIGA IDEALNA

 Rozgrywki ligowe rozpalają naszą amatorską, tenisową rzeczywistość. O meczach ligowych się rozmawia, analizuje je, w danych ligach zawiązują się znajomości, sympatie, antypatie, lubimy to i szukamy najlepszej ligi dla siebie. W wyborze takiej często kierujemy się najprostszymi pobudkami, bliskością obiektu, jego doświadczeniem w organizacji ligi i tym co możemy wygrać i ugrać grając w danej lidze. Wielu tenisistów jest jednak rozkapryszonych, wymagających i oprócz tych oczywistych powodów wyboru danej ligi, pozostają jeszcze niuanse, które decydują o tym, że daną  ligę wybieramy. 

Liga powinna być flagowym „produktem” każdego klubu tenisowego.

Tylko co tu wymyślić, żeby się wyróżnić na tle konkurencji, zrobić ligę idealną i przyciągnąć jak największą liczbę graczy?

Gdybym ja organizowała rozgrywki  ligowe to…

Zaczęłabym od wysondowania kwestii nagród wśród potencjalnych uczestników. Czy upominki związane z tenisem będą najbardziej pożądane (tylko najlepiej w formie voucherów na zakup sprzętu, akcesoriów, bądź ubrań )czy gracze mają inne oczekiwania. Według mnie to jest zawsze mile widziana  nagroda, bo każdy z nas cały czas kupuje coś na tenisa. Podobnie jak vouchery na gratisowe godziny gry na kortach, coaching z trenerem, analizę gry lub rekreacyjne wyjazdy to zawsze będą nagrody trafione. Ale może zupełnie inny rodzaj nagród, bardziej ekskluzywnych, oryginalnych, spersonalizowanych będzie lepszą opcją i zachęci do wyboru danej ligi. I nie chodzi mi wcale  o wygranie porsche, chociaż w ostateczności też może być?

Mecze rozgrywałabym w lidze szczególnie w sezonie wiosna /lato dwa, nie jeden jak jest wszędzie, tylko dwa z każdym rywalem, żeby była możliwość rewanżu,  żeby wykorzystać do maksimum sezon na otwartych kortach i przyzwyczaić szczególnie nowych graczy do grania w danym klubie. Tą opcję trzeba oczywiście logistycznie dobrze zaplanować, ligowcze powinni się zaangażować i mobilizować, żeby  grać więcej niż jeden mecz tygodniowo, a chyba o to chodzi, żebyśmy grali jak najwięcej. Oczywiście też zależy jaka będzie ilość graczy w poszczególnych ligach, bo jak będzie bardzo dużo uczestników, no to nie da się pewnie takiej opcji  zawsze wdrożyć, doba jest czasowo jednak ograniczona do 24 godzin ?

Ligi oczywiście z różnym stopniem zaawansowania i też  z podziałem na rozgrywki kobiet i mężczyzn, deble, miksty, wszystko w zależności od potencjału danego klubu. Weryfikacja poziomu danych graczy w poszczególnych ligach jest konieczna, tak, żeby nie było nieporozumień i nierównej konkurencji, bo gracz mocno zaawansowany albo pro zapisuje się do ligi średnio zaawansowanej z premedytacją, żeby wszystkich spacerkiem ograć.

Rabat dla ligowiczów za kort i piłki w niższej cenie dla tych którzy chcą je kupić na mecze ligowe, ale też można dodatkowo  zorganizować jakieś koktajle wzmacniające, soki, białko regenerujące,  jakiś baton albo owoc, cokolwiek, żeby gracze czuli się wyróżnieni i zaopiekowani. To są w skali całej ligi niezbyt duże wydatki a mogą zrobić dobry klimat i atmosferę. 

Aktywizacja uczestników ligi poprzez stronę, grupę, podkręcanie rywalizacji meczowej, wyróżnianie graczy najbardziej aktywnych, grających fair play, najlepiej wystylizowanych?,jakiś epickich pojedynków,  sprawozdania meczowe, zdjęcia itp.,łechtanie ego nas tenisistów, tak żebyśmy myśleli, że jesteśmy tenisowymi mistrzami świata?

W fazie play off i finałowej sędzia podczas rozgrywek obowiązkowo.

No i impreza integracyjna na inaugurację ligi, tak, żeby gracze  się poznali i  z pompą na zakończenie, tu mogłabym się rozpisać jak bym to widziała ?

Na pewno dobrze byłoby znaleść jakiegoś sponsora strategicznego, najlepiej pasjonata, niekoniecznie związanego z tenisem, takiego, który jest zainteresowany długoterminową inwestycją i współpracą, wtedy jest  komfort i pewność, że będą środki na różne atrakcje. Sama opłata za ligę nie wystarczy, żeby pokryć  wszystkie koszty i zaszaleć ?

Regulaminy, zasady gier i naliczania punktów muszą być bardzo jasne i przejrzyste, podobnie jak kwestia rezerwacji i dostępności kortów. Dodatkowo otwartość na sugestie ligowiczów, elastyczność i reagowanie zmianami w zależności od potrzeb rozwijającej się sytuacji.

Zapisałam się tego lata do trzech różnych lig, materiał badawczy jest ogromny ? a przede wszystkim  mam możliwość rozegrania kilkudziesięciu meczy z różnymi rywalkami i rywalami. 

W Krakowie i okolicy mamy całkiem spory wybór rozgrywek ligowych, co mnie bardzo cieszy. Będę czujnie sprawdzać, która z lig jest najbliższa mojemu ideałowi, która da mi najwięcej, będę zwracać uwagę na detale, które daną ligę pozytywnie wyróżniają. Może liga idealna jest w tej trójce. Po sezonie obiecuję szczegółowe sprawozdanie? 

Ideałów podobno nie ma, ale zawsze warto  dążyć do perfekcji, skoro można coś zrobić lepiej, a nawet najlepiej, to tak róbmy. Nastawiam się pozytywnie, to będzie świetne ligowe lato!


CZY TENIS SIĘ OPŁACA?

CZY TENIS SIĘ OPŁACA?

Pamiętacie akcje ORLIK, MOJE BOISKO 2012 na fali „haratania w gałę” przez ówczesnych rządzących Polską ? Program zakładał wybudowanie boisk w każdej gminie  przy współfinansowaniu z budżetu samorządowego, unijnego i centralnego. Z programu skorzystało łącznie 1668 gmin, bez orlików pozostało 811, a boisk  wybudowano łącznie 2600!  Te gminy, które skorzystały mają u siebie czasem kilka orlików, na których można grać w piłkę nożną, ręczną, koszykówkę i siatkówkę i to za darmo. Hasło przewodnie programu brzmiało : Zdrowe i uśmiechnięte dzieci-Najważniejsze! 

Nie ma niestety narodowego programu propagowania tenisa z całą jego infrastrukturą w postaci budowy ogólnodostępnych kortów. Czy to dlatego, że dalej pokutuje przekonanie, że tenis to sport elitarny, mało popularny i drogi?…Dlaczego nie ma ogólnopolskiej akcji OTWARTE KORTY  #jazda?

Ja jestem szczęściarą, nie dość, że mieszkam na przedmieściach Krakowa, skąd na korty w mieście mam kilkanaście minut, to jeszcze tuż obok mnie w promieniu półtora kilometra mam przepiękny, nowoczesny obiekt  T&CC z 10 kortami otwartymi i zamkniętymi plus dodatkowo kameralny kort nad rzeką. Sądziłam więc, że tak jest wszędzie w Polsce, ale  niestety nie jest.

Są miejsca, gdzie żeby dojechać na kort trzeba jechać kilkadziesiąt kilometrów, wiele obiektów jest w ruinie, zaniedbanych,  z fatalną nawierzchnią, bez zadaszenia, bez porządnego zaplecza sanitarnego. W tej sytuacji niespecjalnie powinno nas dziwić, że wysypu tenisowych talentów w Polsce jest jak na lekarstwo. Zastanawiam się, czy  ktoś kiedyś robił taką kalkulację, badając potencjał i efektywność takiej inwestycji w publiczne  korty. Jeden orlik to był koszt około miliona złoty, w podobnej cenie można spokojnie zbudować ogólnodostępny otwarty kort ze ścianką. Oczywiście nie będzie to obiekt halowy, bo na to potrzeba większych pieniędzy, ale na początek taka masowa akcja budowy kortów otwartych w całej Polsce to byłoby coś. Tylko nikt nie jest tym zainteresowany, jedna Iga i Hubert, czy wcześniej Agnieszka Radwańska nie są w stanie rozpędzić ogólnonarodowej mody na tenisa i przełożyć sukcesów tych sportowców w realne inwestycje dla  milionów dzieciaków i dorosłych. To jest zastanawiające, dlaczego to się nie dzieje. Co to za różnica realna dla gminy, czy stoi w niej orlik czy kort, żadna, a jednak presja i mocna pozycja męskich decydentów wciąż stawia piłkę nożna w uprzywilejowanej pozycji.

Potrzeba nam pasjonatom tenisa realnego lobby w strukturach politycznych, państwowych i biznesowych, byłoby to z ogromną korzyścią dla kolejnych pokoleń. Trzeba działać konkretnie, uporczywie wręcz, u podstaw, żeby przekonać decydentów, że to się opłaca.

Inną kwestią opłacalności tenisa są obiekty prywatne. Podziwiam ich właścicieli, bo według najlepszych nawet biznesplanów inwestycyjno-rozwojowych zwrot kosztów i rentowność w tym segmencie jest rozłożona na długie  lata. Nie ma tu szybkiego, łatwego zysku. Mozolnie się buduje renomę miejsc, pozyskuje lojalnych klientów, organizuje ligii, szkółki, obozy, turnieje. Jest to wielopoziomowy biznes, w którym ważne jest połączenie wielu elementów, edukacyjnego, szkoleniowego i komercyjnego. Najlepiej udaje się tym, którzy to umieją zbalansować i dodają jeszcze coś ekstra, a może coś najważniejszego, tzw.ducha miejsca, atmosferę ,to flow, które sprawia, że dany obiekt przyciąga klientów, którzy wspaniale się tam czują. To jest chyba najtrudniejsze do osiągnięcia i udaje się tylko nielicznym.

Pozostają jeszcze tenisiści amatorzy w tym biznesie?czy nam się to opłaca?

O korzyściach grania w tenisa pisałam wielokrotnie, zarówno w warstwie fizycznej jak i psychicznej ten sport jest cudowny. Inwestujemy pieniądze, czas, energię dla realizacji swojej pasji, to zawsze się opłaca, bo daje szczęście i spełnienie.

 Co innego rodzice dzieci, którzy inwestują dużo w rozwój tenisowy swoich pociech, z konkretnymi oczekiwaniami na zwrot inwestycji. Liczą na to, że ich dzieci zrobią karierę na miarę największych gwiazd tenisa. Godziny poświęceń, treningów, mnóstwo pieniędzy, presji  mają przynieść konkretny zwrot, sławę, sukces, prestiż i bogactwo. Z historii zawodowego tenisa wiemy, że niestety tylko promil ciężko pracujących na treningach dzieciaków osiąga sukces. Brutalna rzeczywistość pozbawia złudzeń. Rodzice zwrotu z inwestycji takiego jak oczekiwali nie dostają, dzieci, które wszystko postawiły na tenisa już wiedzą, że nigdy nie będą na szczycie.

I co zostaje?…Tenis, zawsze zostaje tenis. Nawet jak te dzieciaki nie dostaną się do tej najwyższej tenisowej elity, to będą nadal świetnymi graczami, których umiejętności biją na głowę umiejętności rekreacyjnego tenisisty. Będą zaprawieni w rywalizacji, trudach treningowych, frustracjach, sukcesach, kontuzjach, ich psychika będzie wspaniale ukształtowana, odporna na wahania, problemy, będą dojrzali. Jeżeli przy okazji mają  mądrych rodziców, którzy mimo, że inwestycja nie przyniosła oczekiwanego zwrotu, potrafią wspierać nadal swoje dzieci w byciu dobrymi, nie koniecznie  najlepszymi  to się opłaca. 

Opłaca się próbować, ryzykować, grać, realizować marzenia, wyciągać z każdej godziny sekundy, wtedy tylko życie ma sens. Tenis się opłaca, bo tenis to pasja do życia. 

Propagujmy tenis wszędzie, a może uda się  zarazić tą pasją  całą Polskę i zbudować korty ogólnodostępne dla wszystkich chętnych, którzy zechcą wziąć rakiety w dłoń. Może okazać się, że będzie ich całkiem sporo i finalnie staniemy się tenisową potęgą, a  tenis stanie się naszym sportem narodowym. A wtedy w bilansie zysków okaże się, że tenis bardzo się opłaca!