A MOŻE ZMIENIĆ ZASADY GRY?

A MOŻE ZMIENIĆ ZASADY GRY?

Na fali zachwytu doskonałym serialem „Gambit Królowej” kupiłam profesjonalne szachy i zaczęłam się uczyć w nie grać, nie jest to łatwa gra, a nawet zdecydowanie jest  bardzo trudna. Ale nie będzie dziś o szachach, będzie o tenisie i życiu jak co tydzień, a  szachowy gambit to tylko inspiracja do felietonu.

Gambit to posunięcie w szachach, a dokładnie otwarcie szachowe, w w którym gracz poświęca jedną lub kilka bierek, by potem uzyskać lepszą pozycję, czyli bardziej życiowo, najpierw można się wycofać, przegrać kilka bitew, żeby potem zaatakować i odnieść zwycięstwo. Królewska strategia, a nawet wojenna, czasami dająca przeciwnikowi możliwość wyboru, a czasami prowadząca do kompletnej destrukcji w jego szeregach. 

Tenisiści  w meczach stosują różne strategie prowadzące ich do zwycięstwa. Taki gambit kojarzy mi się z pozornym uśpieniem przeciwnika, gracie mecz, wygrywasz gładko 4:0 i nagle wszystko się zmienia, bo przeciwnik cię podpuścił, pozwolił ci się wyszaleć, a potem bezlitośnie zaatakował, obnażając twoje słabości i wygrał. Zawsze zastanawiałam się czy to jest celowe, zgłębianie gry w szachy, utwierdza mnie w przekonaniu, że jest. Większość tenisistów amatorów grających na poważnie, czyli mecze ligowe i turniejowe ma w sobie gen rywalizacji, to nie jest dla nich tylko zabawa. To są  adrenalina,  ambicja, oczekiwania, presja, czasem kompleksy , chęć sprawdzenia się oraz ciągłe gonienie za doskonałością i poczuciem spełnienia. 

Mam teraz już drugi miesiąc przymusowej przerwy od tenisa, spowodowanej powikłanym i ciężkim przebiegiem covid. Powrót jest mozolny, pierwsze treningi za mną , grane na 30-40% tego co wcześniej, jest ciężko i fizycznie i psychicznie się odbudować, ale dzięki temu doświadczeniu zyskałam nowe spojrzenie na tenisa i życie.

Dla niektórych ludzi i tenisistów  życie i granie jest łatwe, miłe i przyjemne, z prostego względu , za dużo nie kombinują,  po prostu grają, nie rozmyślają, nie narzekają, biorą to co daje im świat, bez strategii i planów oraz  to co proponuje przeciwnik po drugiej stronie siatki.

 Niestety ja należę do typu nadwrażliwców, zawsze będę analizowała, dzieliła włos na czworo, szukała metafizyki w prostych słowach i gestach, a gra w tenisa będzie owszem rywalizacją sportową i ulubioną formą aktywności fizycznej, ale przede wszystkim będzie sposobem na spełnienie. Więcej, mocniej, sprytniej, ciągły wyścig, a potem wypalenie. 

Próbując teraz odbudować swój tenis po chorobie, widzę, że może to zatrzymanie się, przerwa od tenisa i życia była mi do czegoś potrzebna…, a jednocześnie obnażyło to, że na tenisa chyba za dużo postawiłam i za dużo od niego wymagam, a to nieuchronnie i zawsze prowadzi do porażki.

 Musiałam zmienić plany, które miałam, turnieju MAJOWE WIBRACJE nie udało mi się zrobić, musiałam wycofać się z fazy finałowej dwóch lig w których grałam, nie trenuję na razie tak jak bym chciała, nie gram meczy, sparingów, straciłam energię, zapał, muszę dłużej odpocząć, pomyśleć. To nie jest zaplanowana strategia gambit, ale tak przypadkowo wyszło, że musiałam się wycofać…Czy wrócę i odniosę zwycięstwo, a może wrócę i zwycięstwo nie będzie zupełnie istotne…

Rozmawiałam ostatnio z koleżanką tenisistką z typu takich wrażliwców jak ja, o tym za czym biegamy w życiu, czego nam brakuje, jakie mamy deficyty i dlaczego wielu z nas mimo pozornego szczęścia, ludzi wokół, czuje niespełnienie i samotność. Nie wiemy tego obie dlaczego … Tenis zapełniał mi to poczucie w pełni, zagłuszał deficyty i  dlatego tak go uwielbiam, bo dzięki niemu jestem chwilami naprawdę szczęśliwa, a czy w tym jest prawda i sens? Może nie musi, wystarczy, że są jasne zasady.

 Chcesz strategii na tenisa i życie, wymyśl najlepszą dla siebie albo nie wymyślaj żadnej.

Gambit Królowej dlaczego nie, jeżeli jesteś wojownikiem, czujesz to, nie boisz się, że przeciwnik po drugiej stronie siatki odczyta twoje zamiary i przejmie inicjatywę. W tenisie najwyżej zaryzykujesz przegrany mecz, ale już w życiu konsekwencje mogą być dużo poważniejsze. Ile życiowych dramatów, niespełnienia jest właśnie przez nieumiejętność rozegrania królewskiej partii.

Strategie sprawdzają się w sporcie i to nie zawsze, w życiu  zasady gry warto ciągle weryfikować trzymając się swojej wrażliwości, potrzeb i prawdy. I tak jak w szachach i tenisie warto przewidzieć kolejny ruch przeciwnika, być gotowym i mieć w zanadrzu przynajmniej kilka rozwiązań, bo  to  zapewnia nam kontrolę, tak  w życiu  niestety tylko pozorną, bo w świecie jaki nas otacza często brak  jest zasad.… W tenisie są twarde zasady rozgrywania punktów serwowania, itd., podobnie w szachach, np. zawsze zaczyna kolor biały, są określone kierunki poruszania się pionków i figur, jeżeli tych zasad nie przestrzegasz, nie możesz grać.  W życiu mam wrażenie zasada główna jaką przestrzegamy to ruch drogowy prawostronny, a reszta podlega swobodnej interpretacji. Nawet czerwone światło nie jest w stanie powstrzymać niektórych przed łamaniem reguł, a w kontaktach międzyludzkich bardzo często gramy tak jak nam pasuje, egoistycznie i bez skrupułów.

 Może właśnie dlatego tylu z nas tak komfortowo i bezpiecznie  czuje się uprawiając różne dyscypliny sportu, ucieka w świat jasnych reguł, standardów i pewności, że każda próba złamania zasad wyklucza z gry. Szkoda, że tak to nie działa w życiu, o ileż piękniej i lepiej byłoby nam wszystkim na tym świecie, gdyby ludzie łamiący reguły i krzywdzący innych od razu byliby dyskwalifikowani… szach mat gra się kończy. Utopia wiem, ale czy nie cudowna?


BĄDŹ SMART

BĄDŹ SMART

  W Krakowie większość klubów tenisowych organizuje  amatorskie rozgrywki ligowe na swoich obiektach, gromadzące zwykle klubowiczów  tam grających. O krok dalej zeszłorocznej  wiosny poszli pomysłodawcy , na czele z Hubertem Paszkowskim rozgrywek ponad klubowymi podziałami, zakładając ligę Smart Tennis. 

 

Liga ma różne poziomo zaawansowania , od najniższego do poziomu TOP PRO, w tej edycji są też rozgrywki deblowe, można ze zniżkami rozgrywać mecze ligowe na praktycznie wszystkich obiektach w Krakowie i powiecie krakowskim. Edycja wiosenna zakończyła się turniejem finałowym,  wyłaniając zwycięzców. Teraz do kwietnia byliśmy  w trakcie drugiej jesienno-zimowej edycji ligii, niestety z powodu pandemii zakłócanej zamknięciem kortów, chorobami i problemami z rozegraniem wszystkich meczy, ale udało się doprowadzić do fazy play off i w ten weekend odbyły się finały sezonu 2020/2021.

Każdy z poziomów ligii gromadzi zarówno panie jak i panów, panowie dominują rozgrywki, ale  w poziomie PRO  i zaawansowanym, mamy dwie swoje mocne reprezentantki, Joasię i Marysię, które są w czołówce swoich lig, solidnie udaje im się ogrywać panów.

Jestem tym projektem absolutnie zachwycona z wielu powodów.

Powód główny to fajni  ludzie, których, dzięki tym rozgrywkom poznałam, oprócz tego oczywiście tenis. Mecze są rozgrywane na różnych nawierzchniach, w różnych warunkach, często przeciwnicy mimo mojej grupy średnio zaawansowanej,  mocni.

Większość meczy gram przeciwko panom, co jest świetnym doświadczeniem i rozwija umiejętności, grałam nawet przeciwko 11-letniemu Frankowi, przegrałam?. Swietnie wspominam mecze z Mieczysławem, Kaziem, Krzysiem, Łukaszem B, Łukaszem K, Mikołajem, cenna lekcja  dla mnie mecz z Rafałem. Żałuję, że tylko trzy mecze w tej edycji udało mi się rozegrać z dziewczynami, na resztę przez ponad miesięczną chorobę zabrakło mi czasu. Również przez moją chorobę nie udało mi się zagrać w weekendowych finałach.

Największym atutem i udogodnieniem  Smart Ligii jest możliwość grania na różnych obiektach, co ułatwia  swobodne umawianie  meczy na kilkunastu obiektach w Krakowie i okolicy. Im więcej meczy grasz, tym więcej punktów smart zdobywasz, nawet jak przegrywasz, to zgromadzone punkty można zamienić na nagrody tj.piłki, różne tenisowe akcesoria oraz vouchery na grę na wybranych kortach.

I na koniec garść statystyk, w tej edycji Smart Ligii wzięło udział 160 graczy najwięcej bo aż 60 tenisistek i tenisistów było w grupie zaawansowanej i tam też rozegrano najwięcej meczy, aż 445! A w całej edycji 1020 meczy , średnia na uczestnika to ponad 6 meczy, a rekordzistom udało się rozegrać po 37 meczów! Ja zagrałam 18 meczy singlowych i 5 deblowych. Liczby naprawdę robią wrażenie.

Takie inicjatywy są świetne,  jednoczą i aktywizują nasz krakowski tenisowy świat, bardzo kibicuję chłopakom, gram aktywnie i wspieram jak mogę. Do edycji letniej  oczywiście się zapisałam, mam nadzieję, że mój organizm po covidzie się wreszcie zregeneruje i będę mogła wrócić do rozgrywania meczy.

Serdecznie gratuluję  zwycięzcom poszczególnych kategorii edycji zimowej 2020/2021, pozostajemy dalej SMART, już nie tylko w Krakowie i inaugurujemy za chwilę nowy sezon lato 2021.

Mam w planie tego lata oprócz grania w Smart Lidze, granie również w ligach w dwóch innych klubach, Grzegórzeckim i T&CC. Jeżeli tylko zdrowie mi pozwoli będę chciała rozegrać dużo meczy singlowych, na to stawiam, a klubowe rozgrywki ligowe będę opisywać na blogu.

Do zobaczenia na kortach!


SUKIENKOWY I NIE TYLKO ZAWRÓT GŁOWY

SUKIENKOWY  I NIE TYLKO ZAWRÓT GŁOWY 

Jednym z  ważnych powodów mojej miłości do tenisa są tenisowe stylizacje. Uwielbiam ?, a szczególnie tenisowe sukienki i spódniczki.

Każdy turniej wielkiego szlema i inne mniejsze  mają  swoje kolekcje, topowi tenisiści są ambasadorami wiodących producentów tenisowych ubrań. Kilka razy w roku firmy wypuszczają  tenisowe zestawy,  my amatorzy mamy więc też dostępną w sprzedaży ferie barw i wzorów. Cudownie jest grać w tej samej sukience co moja idolka Maria S. To jest ogromny biznes, do tego są  buty, dodatki, opaski, skarpetki itp.

Bardzo lubię miksować te rzeczy, wystarczy coś delikatnie zmienić, połączyć, dodać detal i wychodzi zupełnie inny zestaw, najczęściej konkurujących ze sobą firm. Przestałam właściwie kupować normalne ubrania na co dzień ograniczam się do niezbędnego minimum, za to jeżeli chodzi o ubrania do tenisa ogarnęło mnie całkowite szaleństwo?myślę, że spokojnie zestawów na tenisa mam na jakieś trzy miesiące …

W tym naszym amatorskim świecie nie jestem odosobniona z moim modowym bzikiem. Mam kolegów, którzy dobierają  pod kolor koszulki i  spodenek, skarpetki, frotki, owijki, czapki, opaski itp., koleżanki, z którymi godzinami omawiamy, która spódniczka najlepiej leży, czy do sukienki są w zestawie spodenki, jaką rozmiarówkę ma dany producent. To jest wartość dodana pasji. 

Czy lepiej gramy ubrani w sukienkę X  lub spodenki Y ? Śmiem twierdzić, że zdecydowanie tak.

Dopóki nie zmierzymy się z graczem, kompletnie nie przywiązującym wagi do stroju na korcie i ten właśnie gracz  nas spektakularnie ogra, wtedy już wiemy, że sama sukienka nie gra, ale to i tak nic nie zmienia?

Znani mi pasjonaci tenisowych stylizacji stanowią nieoceniony koloryt naszych amatorskich rozgrywek.

Jeżeli do tego dodamy dobór odpowiedniej rakiety to dopiero mamy zawrót głowy.

Ja wszystkie moje rakiety wybierałam instynktownie, tylko dlatego ,że uznałam je za ładne,  nigdy się nie zawiodłam na mojej intuicji. Poruszając się w obszarach rozmiarów dostosowanych dla mnie,  to kolorystyka i to coś rakiety było dla mnie zawsze najważniejsze. 

Niektórzy mi odradzali moje rakiety, ze względu na ich wagę, rekomendowali granie rakietami lżejszymi, a ja nie z przekory , a jednak  zawsze wolałam rakiety cięższe i takie wybierałam. Aż do teraz…wreszcie dojrzałam do grania rakietą lżejszą, przetestowałam taką i kupiłam. Jest bardzo wygodna, jak przedłużenie ręki, generuje też bardzo fajne mocne uderzenia. Sezon wiosna/lato zacznę na kortach otwartych grając lżejszą rakietą. Nie jest wizualnie piękna jak moje poprzednie, ale wygrał teraz zdrowy rozsądek, muszę odciążyć mój bark i łokieć, bo zamierzam grać w tenisa codziennie?Kwestie doboru naciągów do rakiet pozostawiam moim trenerom, ale już ich kolor negocjuję?podobnie jak sama dobieram sobie kolorowe owijki, które świetnie też stylizują rakietę?

Torebki, torby, termobagi na rakiety, ręczniki, bidony itp. tu również mamy całkiem fajne pole do popisu , na mecz wiadomo termobag z zapasową rakietą, na trening lub sparing wystarczy poręczna torebka, którą zdecydowanie preferuję.

I taka wystylizowana, ze świetnymi dodatkami, z piękną rakietą wchodzę na kort, wszystkie światła na mnie?I gram…, nawet jeżeli przegrywam, to cała ta otoczka wizualna tenisa jest czymś co daje mi radość, taką dziecięcą dziką radość, jaką pamiętam kiedy dostałam nowy piórnik, albo pierwsze adidasy na rzepy. To nie jest próżne, to jest niewinnie szczere i zaraźliwe. Koleżanki tenisistki, które wypatrzą u mnie jakąś fajną spódniczkę, bardzo często sobie ją potem kupują. Robimy to dla siebie, dla swojego dobrego samopoczucia, dla facetów?, ale przede wszystkim dla tenisa, żeby był jeszcze piękniejszy, bardziej kolorowy i żeby nowi adepci tego cudownego  sportu widzieli, że w tenisie nie tylko się gra, ale też wygląda?

Zaczął się maj, najpiękniejszy miesiąc roku, miesiąc miłości, nadziei, zieleni, mój miesiąc, za parę dni mam urodziny. Na kortach w maju  w Polsce , w naszym klimacie zaczyna się prawdziwy tenis, gramy wreszcie na obiektach otwartych, na mojej ulubionej mączce, w kolorowych sukienkach, spódniczkach, spodenkach, ze słońcem we włosach, spragnieni niezapomnianych wrażeń, emocji i zawrotów głowy. Czasami wszystko zaczyna się od sukienki…, a czasami to co najważniejsze jest między słowami…

 


TENIS W CZASACH ZARAZY

TENIS W CZASACH ZARAZY

Parafrazując tytuł książki Gabriela Marqueza „Miłość w czasach zarazy” dzisiejszy felieton będzie o ostatnim  trudnym dla nas wszystkich pandemicznym roku, moim doświadczeniu choroby i o tym jak w tym czasie miał się tenis, życie i miłość…

Marzec 2020, globalna pandemia, lockdown, zdalna praca, zamknięcie  szkół, restauracji, hoteli, kin, teatrów, galerii, kortów, basenów itp., świat stanął…,całkowita zmiana dotychczasowego życia i strach przed COVID, przed wielką niewiadomą. Początki  dla mnie były ciężkie, raz w tygodniu wyjazd do sklepu po niezbędne zakupy, obsesja dezynfekcji, dystansu społecznego, pamiętam policję jeżdżącą po mojej ulicy z komunikatem : „Prosimy o pozostanie w domach”.

 Bałam się wychodzić z domu, przestałam oglądać wiadomości, kontakty międzyludzkie ograniczyłam do minimum, głównie chodziłam na pola w okolicy na spacery. Znajomy zaprosił mnie na działkę obok, pamiętam siedziałam 5 metrów od niego w masce. Mimo paniki, nowy nieznany wirus był dla mnie całkowicie abstrakcyjny, nie znałam nikogo kto byłby chory, czym jest covid przekonałam się  dopiero boleśnie niedawno…Ale wtedy w marcu 2020 najgorsze było dla mnie to, że zamknięto korty. Grałam jak pogoda pozwalała na drodze przed domem, serwowałam w ogrodzie, mój pies podawał mi piłki?

Po prawie dwóch miesiącach korty otwarto. Maj w zeszłym roku był piękny, rzuciłam się w wir gry zachłannie, tak jakbym chciała nagrać się na zapas, treningi, sparingi towarzyskie, mecze ligowe, więcej, częściej, nawet kiedy jadąc raz na tenisa miałam poważny upadek na rowerze, poturbowana i tak rozegrałam debla z koleżankami. Lato  i wczesna jesień nas uśpiło, wydawało się, że wszystko już wróciło do normalności, można było grać , robić turnieje, jechać na tenisowy obóz, ja dodatkowo byłam zauroczona świetnym facetem, motyle w brzuchu się pojawiły?. Świat był  na wyciągnięcie ręki , a szczęście,… po prostu wystarczyło sobie wziąć, przyjemnie i beztrosko. No i o covidzie też jakby było coraz ciszej.

 Nic bardziej mylnego…

Przyszła późna jesień i zrobiło się poważnie, pierwsze zachorowania na covid pojawiły się w moim bliskim otoczeniu, kolega tenisista koleżanka tenisistka, która przechodziła chorobę bardzo ciężko i wreszcie przyjaciółka mamy, która zmarła w wyniku covid…, potem kolejni chorzy znajomi, wirus był coraz bliżej, kiedy wydawało się, że jest już za nami.

Korty znowu zamknięto, potem otwarto, trochę graliśmy jako kadra PZPL, ale to wszystko było szarpane, niepewne, naciągane, mecze ligowe zawieszono, nie mogłam organizować swoich turniejów, z zauroczenia mężczyzną  nie z mojej winy niestety też już nic nie zostało. Jednym słowem szaro, buro, zimno, niepewnie i źle czyli typowa polska jesień oraz mroźna zima nadchodziły.

Mimo to starałam się zachować optymizm, grałam jak tylko się dało, kupowałam piękne tenisowe sukienki, pisałam felietony, obmyślałam pomysły na turnieje, pozornie wszystko miałam pod kontrolą, do czasu…

30 marca 2021 wtorek, miałam świetny, energetyczny i aktywny dzień, nic nie wskazywało na to, że późnym wieczorem rozpocznie się koszmar…ból całego ciała, dreszcze, wysoka gorączka , słabość powaliły mnie na trzy doby, test SARS-CoV-2 (COVID-19) pozytywny…u mnie i u moich rodziców…Zaczął się prawie miesięczny koszmar, tata w ciężkim stanie z zapaleniem płuc, problemami z oddychaniem i niską saturacją trafił do szpitala, schudł 10 kg, był na cienkiej granicy życia…, my z mamą miałyśmy zapalenie płuc, które intensywnie leczyłyśmy w domu, sterydy, antybiotyki, inhalacje, bolesne zastrzyki przeciw zakrzepowe. Gdzie jesteśmy teraz? My covid 3:0 dla nas, przeżyliśmy, jesteśmy dalej bardzo osłabieni,  w procesie rekonwalescencji i rehabilitacji. Czy oprócz ryzyka zwłóknienia płuc coś nam jeszcze grozi, na to pytanie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, covid to podstępny wirus, a jego późne powikłania zaskakują lekarzy i pacjentów na całym świecie.

Przez ten miesiąc ciężkiej choroby doświadczyłam wielu emocji, strachu, lęku o życie swoje i rodziców, poczucia bezsensu, braku kontroli i mocy sprawczej, braku nadziei i motywacji, jednocześnie dostałam niesamowite wsparcie od ludzi bliskich i dalszych znajomych. Wiadomości motywacyjne, podnoszące na duchu,  ciepłe słowa wsparcia, że cały świat tenisowy na mnie czeka, że wszystko będzie dobrze, żebym walczyła, tak jak na korcie. Dostałam świetne dla moich płuc ćwiczenia oddechowe od Marysi, pyszne ciasto marchewkowe od Teresy, pomoc i deklaracje w zakupach i codziennych sprawach. Nie zapomnę Wam tego nigdy, to były rzeczy, których się łapałam łapczywie, kiedy godzinny kaszel nękał moją przeponę do bólu, kiedy kolejny zastrzyk w brzuch doprowadzał mnie prawie do omdlenia albo kiedy pogotowie zabierało mojego tatę, a ja byłam pewna, że widzę go po raz ostatni …

A tenis , gdzie był przez ten miesiąc tenis? Głęboko w moim sercu, w czasie apogeum choroby zamówiłam sobie  celowo kolejne tenisowe spódniczki, nie mając gwarancji , że je kiedyś założę…Potem poprosiłam mojego trenera, żeby sprowadził dla mnie nową lżejszą rakietę, którą tylko raz zdołałam wypróbować podczas krótkiego meczu, ale spektakularnie wygranego, żeby mi ją naciągnął i dostarczył. Mam ją już w domu, dotykam jej wyobrażając sobie, że nią  gram, wącham ją ?i mimo, że po raz pierwszy wybrałam rakietę kierując się rozsądkiem, a nie dlatego, że mi się podoba, to bardzo czekam jak nigdy wcześniej na moment kiedy wyjdę z nią na kort, czuję, że się zaprzyjaźnimy…

Tak bardzo  tęsknię, żeby ładnie się ubrać, wziąć rakietę w dłoń i stanąć w pełnym słońcu na moim zielonym korcie nad rzeką, tam gdzie wszystko się zaczęło…Może już wkrótce uda się to zrealizować, chociaż w piątek zasłabłam, więc stresuję się czy mój organizm będzie w stanie wydolnościowo i oddechowo podołać trudom meczu  lub treningu tenisowego. Gdyby zabrano mi tenis , co by zostało …Wolę myśleć, że dam radę, że znowu będę biegać po korcie, że wszystkie cele będę mogła realizować i że w pełni będę mogła cieszyć się tym co najbardziej kocham.

Czego nauczył mnie ten rok, a szczególnie doświadczenie ostatniego miesiąca?

Podziwu dla ludzi ciężko chorujących przez długi czas, że udaje im się często z optymizmem, pokorą i wolą walki mierzyć się z chorobą, ja wiem, że tego nie potrafię.

Słabości , tak jestem słaba w środku, choć  na zewnątrz wydaje się być silna.

Szacunku dla lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, którzy robią niesamowite ponadludzkie rzeczy, żeby ratować życie chorych.

Wdzięczności dla ludzi, którzy w mojej chorobie bezinteresownie mnie wspierali.

Tego, że CZAS trzeba mieć dla najbliższych, że warto pielęgnować ważne relacje.

Cieszenia się chwilą, docenianie tego co się ma, a jak jesteśmy zdrowi to naprawdę mamy wszystko.

Niestety mimo planów doskonałych nie mamy  do końca kontroli nad tym jaki scenariusz ma nasze życie.

Nie będę się już martwić  drobnymi porażkami, postaram się wykorzystać wszystkie szanse, które  daje mi życie,  a które mogę stracić, bo czegoś nie spróbuję, bo się nie odważę.

Obiecałam sobie, że będę się jeszcze częściej uśmiechać, spędzać czas wyłącznie z ludźmi, którzy są wartościowi, co pokazali podczas mojej choroby, szkoda czasu na ludzi  źle mi życzących. Jest tyle dobra i miłości na świecie, wystarczy tylko szeroko otworzyć oczy. Ja je otwieram.

No i oczywiście najważniejsze, jeżeli zdrowie mi pozwoli, zamierzam znowu zachłannie tego lata grać w tenisa, do zatracenia, do utraty tchu, no może nie dosłownie ?, nagram się na zapas, bo kto wie co szykuje dla mnie los…, ale nie popędzajmy czasu, poczekajmy co nam przyniesie…

 


SZACUNEK DO PRZECIWNIKA

 SZACUNEK DO PRZECIWNIKA 

Są w naszym amatorskim świecie tenisowym ikony, osoby, które mają pasję do tego sportu, grają od lat, kreując wizerunek amatora doskonałego. Seryjnie wygrywają mecze, turnieje rangi miastowej, krajowej, nawet światowej. Każdy z początkujących tenisistów marzy, żeby ich  spotkać na swojej drodze i zmierzyć się z nimi na korcie, nie tylko dlatego, że są znakomitymi tenisistami, ale głównie dla ich osobowości. Było mi dane poznać paru takich zawodników. Ostatnio poznałam też  kilka bardzo fajnych koleżanek tenisistek mocno zaawansowanych, które nie dość, że świetnie grają, to chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami i z respektem podchodzą do każdej rywalizacji meczowej.

Ten felieton poświęcę  dwóm graczom z Krakowa, tenisistce i tenisiście, którzy w swoim bogatym arsenale umiejętności mają najważniejszą, szacunek do każdego przeciwnika. Spotkałam ich oboje na korcie ,do dziś pozostają moimi ulubieńcami. Myślę, że każdy z nas tenisistów ma swoją Teresę i swojego Mietka. Oprócz nich oczywiście  jest mnóstwo graczy, którzy  są świetnymi ludźmi, ale w naszych sportowych sercach  tacy tenisiści jak bohaterowie mojego dzisiejszego felieton, mają specjalne miejsce.

TERESA  STOCHEL

Półtora roku temu spotkałam ją pierwszy raz na turnieju tenisowym w Rudawie, nie wiedziałam, że gram z tenisową legendą, wielokrotną zwyciężczynią mistrzostw rangi krajowej i światowej, dodatkowo  multi sportowcem, biegaczką, narciarką, przewodniczką tatrzańską. 

Teresa po kilku piłkach wiedziała z kim gra i że bez względu na okoliczności i dramaturgię meczu, na pewno go nie przegra. Różnica umiejętności była ogromna, Teresa mogła ten mecz rozstrzygnąć szybko i bezwzględnie, ale tego nie zrobiła, bo zobaczyła po drugiej stronie siatki człowieka, dziewczynę,  która bardzo chce i kocha tą grę, ale jeszcze niewiele potrafi. Pozwoliła jej grać, podgrywała piłki tak, żeby były wymiany, żeby ta dziewczyna w stylowej  sukience uwierzyła, że może, żeby się uśmiechnęła, zacisnęła pięść w geście radości po wygranej akcji.

Ugrałam w meczu jednego gema, ale poczułam się jak zwycięzca, niesamowicie zbudowana, to co zrobiła Teresa było wspaniałe, dziękuję Tereska!

Teresa jest świetnym człowiekiem, dla mnie niedoścignionym tenisowym autorytetem, jesteśmy do dziś w bardzo dobrych relacjach, wspiera mnie w moich turniejowych projektach, cieszę się, że ją  znam, mistrzynię. Ostatnio w ŚWIATOWYM DNIU TENISA zagrałyśmy swój drugi mecz, tym razem towarzyski. To już było trochę więcej prawdziwego tenisa z mojej strony, cieszę się, że szczególnie w drugim secie, udało mi się powalczyć. 

MIECZYSŁAW ŚLÓSARZ

Świetny tenisista, miałam zaszczyt grać z nim mecz w Smart Lidze. Podobna historia jak z Teresą, Mietek po kilku piłkach rozegranych w ciepły, letni wieczór  na  kortach w T&CC  wiedział ,że na pewno wygra. Co robi Mietek, który mógłby atakować praktycznie każdy mój serwis, ostrym kończącym returnem? Mietek pozwala mi pograć, zagrywa płaskie piłki, takie jak najbardziej lubię, gramy długie wymiany, czuję się świetnie, gram jak w transie, myślę sobie, jestem dobra, gram z takim zawodnikiem, tak regularnie, wygrywam kilka gemów. Po moich zwycięskich piłkach każdorazowo Mieczysław mnie chwali i bije mi brawo. Żadnej ironii, żadnych mentorskich uwag, tylko czysty, cudowny zastrzyk pozytywnej motywacji. Po meczu Mietek poleca mi książkę „ Sztuka wygrywania w tenisie”, zdradza też parę tenisowych trików. Dla mnie mecz z Mieczysławem był zdecydowanie najlepszy ze wszystkich rozegranych w lidze, dzięki mądrości tenisowej Mietka, wzniosłam się na wyżyny swoich umiejętności. Mietek wygrał naszą całą ligę, do dziś się kolegujemy z nim i jego fantastyczną żoną Dorotą, również znakomitą tenisistką.

Nie chodzi o to, że Teresa i Mietek potraktowali mnie łagodnie, nie grali na sto procent swoich możliwości, a mogli to zrobić, niektórzy nawet może sądzą, że powinni, chodzi o to, że właśnie dlatego, że tego nie zrobili, pokazali, że przede wszystkim są ludźmi, dopiero potem tenisistami. Nie zlekceważyli mnie, nie patrzyli z góry, wiedzieli , że tenisowo są lepsi, a mimo to nie dali mi żadnym gestem odczuć tego, że nie powinnam się znaleść na tym samym korcie co oni, bo jestem  na to za słaba.

Na drugim biegunie znajdują się amatorzy, którzy nie szanują początkujących graczy, nieustannie udzielają „dobrych” rad amatorom w ich mniemaniu słabszym od nich i to jest prawdziwy koszmar:

Musisz inaczej się ustawić!

Musisz zamknąć uderzenie!

No do tej piłki to musisz dobiec!

A ty w ogóle masz trenera?

Jak długo grasz? chyba od niedawna?( a ty grasz już dwa lata, ale opornie ci idzie…)

Po ich minie i postawie widzisz też, że to dla nich dyshonor grać z takim słabeuszem.

To z perspektywy graczy początkujących naprawdę nie jest nic miłego, przykro nam się tego słucha, podcinacie nam skrzydła, podczas takich meczów przestajemy wierzyć w siebie. To nie są rady wspierające, to jest nieprzyjemne punktowanie naszych braków. 

Drodzy znawcy techniki, mistrzowie absolutni wszystkiego, my prawdziwi pasjonaci tenisa, kochamy ten sport każdym centymetrem siebie, nic nie musimy, a na pewno nie chcemy słuchać waszej krytyki , która nie  buduje  i nas nie  rozwija. Mamy trenerów, którzy mają prawo i obowiązek nas korygować, uczyć i zdecydowanie wolimy grać z tenisistami, którzy okazują nam szacunek oraz budują naszą pewność siebie. Bierzcie przykład z Tereski i Mietka oraz innych podobnych do nich graczy w konfrontacji z początkującymi tenisistami, będziecie wtedy dla nas autorytetami, a nawet bohaterami felietonów 

? …I może  się okazać, że któregoś dnia  znowu spotkamy się na korcie i was pokonamy, tak my właśnie ci, którzy nie umieli zamknąć poprawnie uderzenia. To dopiero będzie satysfakcja, z podniesioną głową i z szacunkiem do przeciwnika, bez zbędnych słów, podamy wam rękę po dobrym meczu, bez wyższości, zadowoleni z wygranej i w duchu fair play.


TRZEJ MUSZKIETEROWIE

TRZEJ MUSZKIETEROWIE

Są tenisiści amatorzy, samouki, którzy nigdy nie uczyli się grać w tenisa z trenerami, uważają to za stratę czasu i pieniędzy, ale znakomita większość z nas zaczyna swoją przygodę z tenisem od pracy z trenerem. Tenis jest trudny, jest piłka, rakieta, którą tą piłkę trzeba uderzyć, trzeba to skoordynować z pracą nóg, rąk, oczu, głowy i celnie trafić w kort  o jeden raz więcej niż przeciwnik. Praca z trenerem pozwala łatwiej tą sztukę opanować,  daje namiastkę zawodowstwa. My amatorzy czujemy się ważni, wiemy, że doświadczenie, umiejętności i dobra ręka trenerska przeprowadzą nas przez meandry tej gry prosto do gwiazd?, a gwiazdy w zależności od naszego potencjału albo są malutkie i ledwie świecą, albo swoją mocą rozświetlają całą galaktykę.

U mnie z trenerami jest trochę jak z zakochiwaniem się,  jestem kochliwa niegroźnie?.Nowo poznaną osobą,  która mnie  zaintryguje, fascynuję się namiętnie do czasu, aż pierwsze zauroczenie minie i wtedy dopiero wiadomo czy warto i czy jest poważnie…Mam szczęście do trenerów, z każdym z nich było i jest poważnie? To jaką jestem zawodniczką  im zawdzięczam, a każdemu z nich zawdzięczam dodatkowo coś innego. Wszyscy są fantastycznymi fachowcami, mają nieszablonowe osobowości i są charyzmatyczni. 

O wakacyjnym trenerze Darku już napisałam wcześniej , przedstawię teraz trzech trenerów, moich Muszkieterów, dzięki którym tenisowo jestem tu gdzie jestem, bo zaszczepili we mnie pasję do tej pięknej gry.

 Namiar do Tomka dostałam od sąsiada, Krzysztofa poznałam dzięki Tomkowi, za to Rysia upatrzyłam sobie sama. Obserwowałam go jak trenuje tenisistów, zaintrygował mnie jego głos, spokój, opanowanie i to jak  perfekcyjnie gra…,  ale nie sądziłam, że ktoś taki  jak on zgodzi się zostać moim trenerem, a jednak został.

 Moi trenerzy są skromni i niemedialni, ale zgodzili się na użycie swoich nazwisk w moim felietonie, a Rysiu dodatkowo dał mi ze swojego prywatnego archiwum to zdjęcie, które dodaje do dzisiejszego felietonu, z małymi siostrami Radwańskimi na swoich kolanach, piękna historia polskiego tenisa!

Poznajcie moją gwardię:

TOMEK KWAŚNIEWSKI 

Zabójczy backhand i slajs, mistrzowskie uderzenia, oaza spokoju, dyskrecji, nie narzucający, nie dominujący, nie miał ze mną łatwo. Powiedzmy szczerze, nie przejawiałam specjalnego talentu do tenisa, ale byłam tak bezkrytyczna i zachwycona swoją grą, że po paru miesiącach treningów, chciałam jechać na mistrzostwa Polski …Tomasz nie protestował, spokojnie tylko nadmienił, że tam startują najlepsi zawodnicy z całej Polski, często trenerzy. Nigdy nie kpił, nie ośmieszał moich koślawych zagrań, nauczył mnie podstaw, sprawił, że połknęłam bakcyla i zakochałam się bezgranicznie w tenisie. Tomek trenuje cały czas z moim synem i zrobił z niego fantastycznego zawodnika. Przykład Filipa, który gra z Tomkiem od początku potwierdza moją teorię o kanarku?, Tomek nauczył Filipa świetnie serwować, grać jednoręczny backhand, woleje, smecze, technicznie wszystko doskonale, a u mnie dalej wróbelek? Tomek najlepiej wie jak dobrać naciągi do naszych rakiet i mamy wspólną słabość do ciastek czekoladowych…

Po miesiącach wspólnych treningów poszłam za nowym zauroczeniem?, pojawił się na mojej drodze dzięki Tomkowi, Krzysztof.

KRZYSIU SIENIAWSKI 

Chyba nie ma w polskim środowisku tenisowym osoby, która nie zna Krzysztofa Sieniawskiego.

Genialny tenisista, kompletny technicznie, znakomite wszystkie uderzenia, finezja ruchów, zabójcza precyzja, i czucie piłki, wielokrotny mistrz Polski amatorów, ikona, a jednocześnie bardzo skromny człowiek. Pierwszy trening z Krzysztofem, to było dla mnie jak podpięcie do wzmacniacza z dużą mocą, inny wymiar, kosmos. Miłość od pierwszego wejrzenia?

Nadszedł czas dynamicznych, ciężkich treningów, progres nie był widoczny od razu, nie jestem tym złotym talentem ?, ale przyszedł . Złapałam pewność uderzeń, regularność, wreszcie zaczęłam grać bardziej  poprawnie forhend, coraz lepiej zaczęło to wyglądać.

Krzysztof jest trenerem, który ze swoimi umiejętnościami,  swoim nazwiskiem, sukcesami trenerskimi i zawodniczymi, mógłby odcinać kupony na Bahamach ?, ale jemu się chce, pracować z dziećmi, z początkującymi tenisistami, z młodymi zawodnikami, zaszczepiać im pasję, pokazywać, że w każdym wieku można zacząć, cieszyć się grą i grać fair play. Krzysiek ma dystans do amatorów z przerośniętym ego, uczy, że amatorski tenis ma dawać przede wszystkim radość i spełnienie, a presja, parcie na sukces, chora rywalizacja są bezsensowne i prędzej czy póżniej doprowadzą do frustracji. Krzysztof robi kawał znakomitej roboty dla tenisa. A chyba najlepsza nagrodą dla Krzysia są takie sytuację jak na ostatnim naszym treningu, gdy panowie z kortu obok poprosili go o poradę, jak mają grać tak mistrzowsko wolej i slajs jak Krzysztof, a on jak zwykle bardzo skromnie odpowiedział, że to jest kwestia treningów i że każdy tak może się nauczyć. Krzysiu no nie każdy jest Krzysztofem Sieniawskim, chociaż wielu by chciało?,z takim czuciem piłki trzeba się jednak urodzić.

I wtedy na scenę wkracza ON, najbardziej tajemniczy z moich trenerów, na korcie zawsze bez względu na porę roku, w czapce z daszkiem, człowiek z pięknym, intrygującym głosem?

RYSZARD MAJOR 

Znakomity były profesjonalny tenisista, zawodnik z sukcesami, trener naszych eksportowych sióstr Radwańskich, grał podczas swojej kariery jako zawodnik prawie na wszystkich kortach świata.

Rysiu widząc mnie kiedyś na jakimś meczu deblowym z koleżankami ,zwrócił mi uwagę, że nie mam serwisu, że nie może patrzeć, jak to źle wygląda na tle moich innych całkiem dobrych uderzeń, że dysproporcja jest ogromna. Tak serwis to była zdecydowanie moja pięta Achillesowa, nigdy nie chciałam go trenować. Ryszard podjął wyzwanie i obiecał, że nauczy mnie serwować. Nie specjalnie w to wierzyłam…, ale zaczęliśmy treningi. Po paru żmudnych miesiącach na korcie, mój serwis zaczął wyglądać jak serwis, szału i mocy jeszcze nie ma , ale jest uderzany w miarę poprawnie technicznie. I  chociaż, mimo instrukcji Rysia chwyt cały czas zmieniam w jego ostatniej fazie to stał się przewidywalnym elementem mojej gry. Cały czas nad nim bardzo mocno pracujemy, żeby w końcu był serwisem kompletnym.

Z Ryszardem trenuję już prawie rok, oprócz serwisu, ćwiczymy dużo celowanych, kierunkowych, precyzyjnych zagrań, powtarzając je do znudzenia. Rysiu uczy mnie taktyki i rozgrywania punktów w meczach, przed moimi ważnymi meczami zawsze ustalamy strategię na nie. Po robimy analizę co wdrożyłam i czy się udało albo dlaczego taktyka nie wystarczyła i co zawiodło. Rysiu wzmacnia moje poczucie tenisowej wartości, jest dla mnie ogromnym autorytetem jako trener i jako człowiek. Jest twardy, stanowczy, konsekwentny, ma ogromną kulturę osobistą i klasę. Nie odpuszcza, dzieli się ze mną swoim zawodniczym i trenerskim doświadczeniem, no i ten głos?…To dla mnie  zaszczyt, że jest moim trenerem.

Dzięki Ryszardowi weszłam na zupełnie inny poziom tenisa. 

 Każdy z moich trenerów rozumie moją potrzebę zmian, docenia swojego poprzednika i nigdy nie podważa ani jego kompetencji ani metod nauczania. 

Powtórzę znowu za legendarnym trenerem koszykówki Johnem Woodenem : …” Dobry trener potrafi zmienić grę, znakomity potrafi zmienić życie …”

Moja gra ewoluuje, robię postępy, ale najważniejsze jest to, że… Panowie  zmieniliście moje życie  zdecydowanie na lepsze!

I nauczyliście mnie najważniejszego, moja siła jest w mojej słabości, nie zapominam o tym nigdy i dlatego mój tenis jest taki piękny, prawdziwy i niepowtarzalny.


OD NOWA

OD NOWA 

Dzisiaj mamy NIEDZIELĘ WIELKANOCNĄ, dla chrześcijan ważny dzień świąteczny w ich kalendarzu, dla reszty czas na oddech, refleksję, spędzenie czasu z rodziną.

Lubię co roku ten okres, bo jest to początek wiosny, za chwilę zaczniemy grać na otwartym, świeżym powietrzu ( no w Krakowie nie do końca, smog a może smok pod Wawelem cały czas żywy?). Zaczyna się dla nas tenisistów najlepszy okres w roku, perspektywa półrocznego szaleństwa, wyjdziemy wreszcie z zadaszonych hal, balonów, zimna, na wiosenno-letnie słońce. Już po pierwszym miesiącu będziemy pięknie opaleni, osmagani wiaterkiem, ze śladami tenisowych skarpetek tak cudownie oznaczających się na łydkach.

Ostatnie parę  miesięcy było trudne, ze względu na pandemie wielu z nas chorowało, ja i moja rodzina zmagamy się z covidem teraz, jest naprawdę ciężko. Korty okresowo były zamknięte dla nas amatorów, rozgrywki ligowe były zawieszane, przesuwane. Nie był to na pewno normalny okres  przygotowań do sezonu, mimo to udało nam się w miarę możliwości przepracować ten czas , skupiliśmy  się na naszych brakach i metodycznie próbowaliśmy je niwelować. Apetyty, cele i wyzwania tenisowe mamy ogromne, dlatego mimo przeszkód robiliśmy wszystko co w naszej mocy , żeby się dobrze przygotować do sezonu na kortach otwartych.

Ze zmianą pór roku, zawsze nachodzi mnie refleksja, że coś przemija bezpowrotnie, że znowu kolejny rok życia na liczniku, kolejna wiosna, a jednocześnie rodzi się nadzieja na nowe doświadczenia, niespodzianki i to co jest najważniejsze i zgodne z cyklem natury,  że zawsze wszystko można zacząć  od nowa…, a to co złe i złudne można raz na zawsze zostawić za sobą bez sentymentów. Ostatni tydzień pokazał na kogo mogę liczyć w życiu i komu zależy na mnie naprawdę, cenna lekcja, doświadczenie ciężkiej choroby zweryfikowało wszystko, plany i znajomości.

Jaka będzie wiosna i lato 2021 w mojej tenisowej  karierze i życiu?

Najważniejsze, chcę zachować głód gry, radość z każdej rozegranej piłki. Chcę się po raz pierwszy sprawdzić w  najbardziej wymagającej lidze w Krakowie ( Liga Grzegórzecka). W sezonie wiosna-lato zdecydowanie stawiam na singla , ale oczywiście towarzyskie rozgrywki deblowe i mikstowe nie zostaną zaniedbane. Plany treningowe, to co chcę poprawić i nad czym teraz mocno pracuję na pewno zaowocują zwyżką formy. 

Pozytywne wyzwania czekają mnie w organizacji turniejów, w planach mam już  trzy duże tematyczne imprezy, o których będę oczywiście na bieżąco informować.

Ta wiosna zaczęła się pięknie, kierunek który obrałam parę miesięcy temu jest właściwy, upewniam się w tym codziennie i cieszę się, że się odważyłam podjąć pewne decyzje i poszłam za głosem intuicji. Teraz jeszcze tylko muszę odważyć się pójść za głosem serca, a  wtedy lato będzie niezapomniane?

Tenis, podobnie jak życie  czasami wymaga od nowy i drastycznych zmian. Wiem jak ciężka praca mnie czeka z serwisem ( Rysiu damy radę ?), niewdzięczna i trochę syzyfowa, ze zmianą chwytu rakiety, z forhendem. Przyzwyczajenia i złe, ale jednak znane i wygodne nawyki trudno zmienić. To jest ten czas i ten moment, żeby spróbować. Niektórzy z nas zdecydują się na zmianę trenera, na zmianę rakiety, na zmianę obiektu na którym trenują. Do tego inspiruje zmiana pór roku, zaczynamy być bardziej odważni. A jednak ludzie boją się zmian, chociaż to zmiana jest ciągłym pewnikiem w naszym życiu i jest zgodna z jego cyklem. Na początku jest trudno, burzliwie jest w trakcie zmiany, ale finalnie na końcu jest pięknie, więc może nie trzeba się bać. I otworzyć na nowe.  Zmiany są kreatywne, stymulują do rozwoju i wyjścia po za utarte schematy, wiadomo, że nie jest łatwo rzucić dotychczasowe życie, łatwiej zmienić rakietę?, ale jeżeli czujesz potrzebę odnowy to może to jest ten moment, żeby zacząć wszystko od nowa nie tylko w tenisie. I może nawet wydarzy się jakiś cud…, jak się odważysz…

Wejść w nowy sezon świeżo, radośnie, bez obciążeń,  w nowych pięknych sukienkach,( to ja to ja) z jasno nakreśloną wizją i celem swoich tenisowych rozgrywek, tak, żeby wycisnąć z każdego dnia maksimum pozytywnych, słonecznych wrażeń, tego  i dużo ZDROWIA życzę nam wszystkim pasjonatom tenisa na tą piękną wiosnę i gorące lato. 


TURNIEJ ZAKOCHAJ SIĘ W MIKŚCIE

TURNIEJ ZAKOCHAJ SIĘ W MIKŚCIE

Jest coś takiego w organizacji turniejów co mnie niesamowicie mówiąc kolokwialnie kręci.

Zawsze zaczyna się od pomysłu na nazwę, detale wizualizacyjne plakatu( specjalne podziękowania dla Anity, która moje pomysły na plakaty ubiera w artystyczne arcydzieła), koncepcja na grę, dobór uczestników, przekąsek, nagród itd. Po nitce do kłębka, powstaje projekt skończony i wdrożony. To mi zostało z pracy w korporacji, zadaniowość, bo tuż po skończonym  turnieju, dosłownie jak tylko wróciłam do domu, zrodziła się w  mojej głowie nowa koncepcja. Implus do mózgu wysłany, proces kreowania nowego turnieju rozpoczęty. Ale zanim odbędzie się nowy, dzisiaj moje  subiektywne sprawozdanie  z  ostatniego turnieju mikstowego ZAKOCHAJ SIĘ W MIKŚCIE.

W latach szkolnych pierwszy dzień wiosny obchodziliśmy na wiele sposobów, dzień wagarowicza, topienia marzanny ,dzień zakochanych, dzień tulipanów?

To te wspomnienia zainspirowały mnie do połączenia tych wszystkich elementów i stały się podwaliną turnieju.

Były zakochane pary, były piękne tulipany, czuliśmy się jak na odjazdowych wagarach od obowiązków, nie topiliśmy tylko marzanny?, ale przede wszystkim było dużo grania w tenisa.

 W turnieju wzięły udział 32 osoby, 16 par mikstowych, fajnych ludzi, świetnie grających w tenisa.

Zaprosiłam na turniej sprawdzonych znajomych ze Śląska i Krakowa, ale też parę nowych, świeżutkich znajomych?Intuicja, że ci akurat ludzie się polubią i zaiskrzy między nimi mnie nie zawiodła, towarzyska atmosfera była świetna.

Część par to zgrane pary mikstowe, ale byli też debiutanci, którzy po raz pierwszy grali ze sobą i szło im bardzo dobrze, a jedna z takich par, Viktoria i Tomek swój debiut turniejowy skończyła dopiero w półfinale!  A druga Ania i Jaromir wygrała turniej pocieszenia. Gratulacje! 

Mecze grupowe były bardzo zacięte i trwały troszkę dłużej niż zaplanowałam, ale warto było na to popatrzeć. Zaangażowanie, determinacja do ostatniej piłki, jeden kolega upadł na kolana i solidnie je obdarł, emocje sportowe były mocno wyśrubowane , nawet trzeba było je podczas jednego meczu studzić? A na kortach przede wszystkim rządził tenis, w najlepszym wydaniu, poziom gier był bardzo wysoki, zagrania, piłki i akcje  turniejowe były  warte tzw.stadionów świata. Szkoda, że w obecnych pandemicznych czasach nie może być na turniejach publiczności, bo gra zasługiwała na aplauz i głośne brawa.

Po fazie grupowej, dwie pary z pierwszych miejscy w grupach awansowały do turnieju głównego, pozostałe grały turniej pocieszenia. Faworyci nie zawiedli, w finale znaleźli się Marysia z Danielem i Agata z Gregiem. Wygrali Ślązacy, Agata i Greg, gratulacje! Muszę się pochwalić , że ja z moim partnerem mikstowym  Mariuszem mieliśmy przyjemność grać mecz grupowy z Marysią i Danielem i po bardzo wyrównanej walce, udało nam się pokonać tą sympatyczną parę finalistów.

Meczu o trzecie miejsce nie było, więc dwie pary zajęły je ex aequo Ania z Radkiem i wspomniana wcześniej para debiutantów Viktoria i Tomek.

W turnieju pocieszenia w finale wygrali krakowiacy Ania i Jaromir pokonując  po pięknym meczu Sonię i Mirka ze Śląska. 

Każda z par zagrała minimum cztery mecze, można było się solidnie nagrać, finaliści skończyli dopiero późnym wieczorem i w ogóle nie wyglądali na zmęczonych?

Podczas turnieju oprócz nagród za pierwsze miejsca , przyznałam kilka wyróżnień i tak:

ZAWODNICZKĄ  MVP TURNIEJU została Iza, najmłodsza i przemiła uczestniczka, grająca piękny technicznie tenis

ZAWODNIKIEM MVP TURNIEJU został Darek za świetne, kończące woleje, taktyczne rozwiązania meczowe i gentlemanstwo.

NAGRODA FAIR PLAY  powędrowała do Teresy, za całokształt postawy turniejowej 

NADZIEJĄ TENISA został Filip, najmłodszy uczestnik turnieju, jak głowa będzie spokojna podczas meczów to przyszłość przed Tobą świetlana chłopaku 

Przyznałam też kilka bardziej osobistych wyróżnień, dla Ani za pyszny sernik, dla Radka za muzykę, dla Marka za koordynację mobilną towarzystwa ze Śląska oraz za pomoc w sprzątaniu, dla Grzesia L za bycie duszą moich wszystkich turniejów i dla G! za zaangażowanie oraz dużą pomoc w ogarnięciu wielu około turniejowych tematów na czele z tabelkami. 

Dziękuję wszystkim Uczestniczkom i Uczestnikom turnieju, to było niepowtarzalne popołudnie i wieczór. Prawie nie mamy zdjęć?, nie było czasu ich robić , bo tak byliśmy zaangażowani we wspólne granie, pochłonięci wiosenną atmosferą i zapachem różowych tulipanów. To był zaszczyt Was gościć, do zobaczenia na następnym turnieju, tym razem singlowym MAJOWE WIBRACJE, szczegóły wkrótce. 


ŻEBY SIĘ CHCIAŁO CHCIEĆ...

ŻEBY SIĘ CHCIAŁO CHCIEĆ…

Podczas  jednego z moich ostatnich treningów miałam przyjemność poznać trenera i tatę naszych polskich sióstr Williams. Pan Piotr Robert Radwański prywatnie i zawodowo zna się z moim trenerem, ucięliśmy więc sobie krótką towarzyską pogawędkę. Miły, dowcipny pan, przyszedł na kort obok w dresie, w czapce z daszkiem( to zupełnie jak mój trener?), z koszykiem pełnym piłek. Towarzyszyli mu dwaj chłopcy, jeden nastolatek, drugi trochę starszy, adepci tenisa, których pan Radwański trenuje. I to mnie zainspirowało do dzisiejszego felietonu. 

Skąd czerpie motywację do trenowania pokolenia  kolejnych tenisistów pan Radwański, skoro osiągnął top topów w karierze trenerskiej ? Dlaczego mimo to chce mu się przyjść z koszykiem na kort i uczyć? Na pewno nie z powodów finansowych, wyzwań też chyba już większych niż doprowadzenie zawodniczki na światowy olimp tenisa nie ma i ciężko je przebić. A jemu się chce…

Dlaczego zawodnikom amatorom, którzy też osiągnęli na swoim poziomie najwyższą tenisową  klasę , pokonali już wszystkich, których mieli na rozkładzie w drodze na szczyt,  wygrali ligii, turnieje i dalej  im się chce, no właśnie, dlaczego?…Bo dlaczego się chce Serenie Williams i Rogerowi Federerowi to napiszę w osobnym felietonie?

Myślę, że tych wszystkich ludzi łączy nieustanny głód, nie chore nienasycenie, które frustruje, ale zapał do tego, żeby cały czas być w grze, żeby być aktywnym, żeby swoim przykładem wyznaczać trendy, być powodem, że inni nas naśladują, żeby inspirowa i żeby się spełniać. To jest ogromne szczęście być pasjonatem i ze swojej pasji zrobić sposób na życie. Ja się dopiero odważyłam niedawno, żeby w swojej pasji zanurzyć się całkowicie i jestem szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Jest mi łatwiej,  bo mam przed sobą  długą tenisową perspektywę nauki tego fascynującego sportu, zbierania doświadczeń, więc nie dość, że robię to co kocham, to jeszcze zapas motywacji mam na lata. A co potem, czy jest możliwość,  że dojdę do ściany, że tenis mi się znudzi, nie będzie dawał radości i oddam się zupełnie nowemu sportowi? Nie przyjmuję takiego scenariusza i chyba wiem jak do niego nie dopuścić.

Jeżeli już znalazłaś/znalazłeś w życiu to co kochasz nie pozwól, żeby ci się to wymknęło z rąk, nie zaniedbaj dziecięcej fascynacji i radosnego powodu dla którego robisz to co robisz. 

Jeżeli jesteś znudzonym, sfrustrowanym trenerem lub zawodnikiem, któremu się nie chce z zapałem uczyć innych, ani rozwijać siebie, odpuść. Jak masz rozpamiętywać, że kariera zawodnicza ci nie wyszła, albo frustrować się tym, że  trenujesz mało zdolnych amatorów zamiast Nadala, to nie rób tego sobie i innym, ale jeżeli wciąż gdzieś w głębi  siebie masz ten zew, to go na nowo ożyw, a zobaczysz jaką pozytywną  lawinę zdarzeń to uruchomi.

Nie jestem psychologiem sportu i oprócz tego, że jestem w zasadniczych sprawach dosyć konserwatywna, to na codzień fascynuje mnie wiele nowych ludzi, rzeczy, zdarzeń i często, dosyć szybko się nimi nudzę, nie znam  więc naukowej recepty na ciągłe utrzymywanie  motywacji. A jednak z tenisem jest inaczej, bo dla mnie to jest  właśnie to. Pielęgnuję pasję do niego każdego dnia. Jak spotykam podobnych do mnie pasjonatów jestem zachwycona, że jest nas całkiem sporo i nie martwię się, że nam się to znudzi. O wyższości różowych butów nad białymi możemy dyskutować godzinami?, podobnie jak o epicko zgranym kończącym woleju. 

 Mamy jako ludzie podobną hierarchię potrzeb, w której potrzeba spełniania swojego potencjału i samorealizacji, jest gdzieś na szczycie piramidy, dopiero kiedy zaspokoimy inne, podstawowe potrzeby angażujemy się w taki rozwój. Sądzę jednak, że bez względu na stopień realizacji innych życiowych potrzeb, jeżeli jesteśmy prawdziwymi pasjonatami, to jemy, żyjemy, kochamy, poznajemy, eksplorujemy i uczymy się z pełnym zaangażowaniem każdego dnia.

Widziałam to zaangażowanie w oczach taty sióstr Radwańskich, widzę u wielu moich znajomych tenisistów, trenerów zapał do tego, żeby w pełni realizować siebie i zarażać pasją innych, nam się po prostu chce chcieć!

Moje najbliższe motywacyjne wyzwanie to do końca sezonu letniego nauczyć się poprawnie 

serwować?, na rozkład biorę też mecze singlowe i chcę przynajmniej co trzeci wygrać?.Mam też w planach  pomysł na trzy świetne turnieje.

Pułapek nie przewiduję, przynajmniej sama ich sobie nie zafunduję. Jestem ciekawa, głodna nowości, otwarta na doświadczenia i naukę. Sama staram się kreować swoją rzeczywistość, nie boję się marzyć, a co lepiej tworzy przyszłość jak nie marzenia, których wizja realizacji jest najlepszym motywatorem. Chcę  po swoje marzenia sięgać tu i teraz.

P.s. Swoją drogą, jak będzie okazja zapytam pana Radwańskiego jakie jest jego trenerskie marzenie i dlaczego mu się dalej chce?…


TYLKO MNIE ZAPROŚ DO MIKSTA

TYLKO MNIE ZAPROŚ DO MIKSTA

 

  Jako całkowicie początkująca tenisistka zaczęłam jeździć na turnieje, wyjazdy towarzyskie z tenisistkami i tenisistami skupionymi wokół fundacji Tennis Open. Od razu z większością osób poczuliśmy, że odbieramy na tych samych falach, wspólny czas spędzaliśmy znakomicie towarzysko, jednak kluczowym elementem naszych spotkań były tenisowe rozgrywki. W singlu zbierałam solidne baty, ale coś tam już z tej gry rozumiałam, za to miksty to była dla mnie kompletna abstrakcja, więc potrzebny był mi partner do miksta, który udźwignie mój talent

?

Na pierwszy turniej miksta w Pszczynie, jako mój partner stawił się Piotrek, podjął wyzwanie.

Znakomicie serwował i ciągnął naszą parę jak mógł . Przeciwników w grupie mieliśmy trudnych, jedna para, zgrane deblowe małżeństwo, druga w składzie miała trenera tenisa, dlatego ugranie kilku gemów w meczach przeciwko nim, uważam za spory sukces, bo o deblu dalej nic nie wiedziałam. Z Piotrkiem dobrze się bawiliśmy,  do dziś się kolegujemy, żadnej presji, nic nie mieliśmy do stracenia, a całkiem sporo do zyskania, w drabince pocieszenia prawie wygraliśmy mecz. 

W kwietniu 2019 r. pojechaliśmy z Tennis Open na obóz tenisowy do Turcji. I tam nastąpił przełom w mojej grze deblowej…zawdzięczam go dwóm wspaniałym tenisistom.

Radim, najlepszy technicznie z obecnych tam tenisistów, gracz perfekcyjny, dostał na skutek losowania ( Andrzejku, ach te Twoje legendarne losowania ?) mnie do pary w mikście.

Radim to człowiek z ogromną klasą, talentem i łagodnością, jak on chwalił moją grę i każde zagranie, które mi wyszło. Dawał mi komfort popełniania błędów, mecze przegraliśmy, ale były dosyć wyrównane, jeden dopiero po tie-breaku. Radim dał mi bardzo duże wsparcie mentalne , on wie o czym mówię? Zrobiło mi się przykro na skutek niezamierzonego, ale jednak, zachowania koleżanki na korcie, on to wychwycił i powiedział mi coś takiego, co niesamowicie dodało mi skrzydeł i niesie mnie do dziś.

Drugim moim partnerem mikstowym w Turcji, również na skutek losowania, został Darek, z którym dość gładko wygraliśmy dwa mecze i rozpędzeni tym sukcesem, po powrocie do Polski, na dwóch turniejach mikstowych stanęliśmy na podium i zdobyliśmy statuetki.

Darek gra świetnie, ale przede wszystkim to bardzo fajny człowiek, sprawił,  że pokochałam miksta. Energia gry mieszanej jest świetna. Szkoda, że mamy daleko do siebie i rzadko udaje nam się grać razem, ale obiecuję na wiosnę wreszcie przyjadę do Red Habanero ? 

Zagrałam też dwa turnieje mikstowe w Mysłowicach w parze z Radkiem , znakomitym lekkoatletą, mistrzem biegów przez płotki. Radek szlifował moją technikę biegową podczas wspólnych treningów i tak od słowa do słowa okazało się, że  też zaczął grać w tenisa. No to  pojechaliśmy powalczyć do przyjaciół na Śląsk, mecze przegraliśmy, ale Radek ma duszę i ciało sportowca, więc nie było odpuszczania, walka i determinacja do ostatniej piłki.

Mój aktualny partner mikstowy Mariusz zawodnik na poziomie pro, jest ostry, konkretny, lubi rywalizację, lubi wygrywać i nie wybacza błędów? Uczy mnie taktyki i sprytu w meczach, rozwijam się przy nim bardzo jako tenisistka. Słowo klucz Mariusza to koncentracja, a że ja lubię odjechać często myślami, to Mariusz musi mnie cały czas pilnować. Mam nadzieję ,że z każdym naszym wspólnym meczem będzie ze mnie bardziej zadowolony, stanę się pewniejszym ogniwem naszej mikstowej pary i coraz więcej meczów będziemy wygrywać.

Jak kiedyś powiedział mój kolega Greg, świetny tenisista, za jakiś czas będą się Kasia ustawiać do Ciebie w kolejce chętni na grę w miksta w parze z Tobą. Minęły od tych słów już prawie dwa lata…,   może kolejki na razie nie ma, ale coś tam drgnęło ?

Moi wszyscy dotychczasowi partnerzy są bardzo dobrymi, zaawansowanymi  tenisistami co daje  mi duży komfort gry. Wiem, że to panowie biorą  na siebie większą odpowiedzialność za przebieg naszych meczy, mam margines dla moich błędów,  a jednocześnie ambicjonalnie staram się przy nich grać najlepiej jak potrafię, żeby mieli we mnie solidne wsparcie. I fragmentami w naszych meczach to mi się udaje, jeszcze tylko większa pewność, zdecydowanie i dzikość na siatce i będzie dobrze. 

Turnieje mikstowe, sparingi mikstowe to jest ostatnio moja ulubiona forma spędzania czasu na korcie. Wymieszana energia damska i męska, testosteron złagodzony delikatnością, towarzyska atmosfera, niezobowiązujące żarty, lekkość, a przy tym kawał porządnego tenisa, po prostu idealnie. Do miksta potrzeba dwojga…i naprawdę można się zakochać …O czym przekonamy się w gronie fantastycznych znajomych tenisistek i tenisistów już 20 marca na turnieju ZAKOCHAJ SIĘ W MIKŚCIE.