CZY TENIS SIĘ OPŁACA?

Pamiętacie akcje ORLIK, MOJE BOISKO 2012 na fali „haratania w gałę” przez ówczesnych rządzących Polską ? Program zakładał wybudowanie boisk w każdej gminie  przy współfinansowaniu z budżetu samorządowego, unijnego i centralnego. Z programu skorzystało łącznie 1668 gmin, bez orlików pozostało 811, a boisk  wybudowano łącznie 2600!  Te gminy, które skorzystały mają u siebie czasem kilka orlików, na których można grać w piłkę nożną, ręczną, koszykówkę i siatkówkę i to za darmo. Hasło przewodnie programu brzmiało : Zdrowe i uśmiechnięte dzieci-Najważniejsze! 

Nie ma niestety narodowego programu propagowania tenisa z całą jego infrastrukturą w postaci budowy ogólnodostępnych kortów. Czy to dlatego, że dalej pokutuje przekonanie, że tenis to sport elitarny, mało popularny i drogi?…Dlaczego nie ma ogólnopolskiej akcji OTWARTE KORTY  #jazda?

Ja jestem szczęściarą, nie dość, że mieszkam na przedmieściach Krakowa, skąd na korty w mieście mam kilkanaście minut, to jeszcze tuż obok mnie w promieniu półtora kilometra mam przepiękny, nowoczesny obiekt  T&CC z 10 kortami otwartymi i zamkniętymi plus dodatkowo kameralny kort nad rzeką. Sądziłam więc, że tak jest wszędzie w Polsce, ale  niestety nie jest.

Są miejsca, gdzie żeby dojechać na kort trzeba jechać kilkadziesiąt kilometrów, wiele obiektów jest w ruinie, zaniedbanych,  z fatalną nawierzchnią, bez zadaszenia, bez porządnego zaplecza sanitarnego. W tej sytuacji niespecjalnie powinno nas dziwić, że wysypu tenisowych talentów w Polsce jest jak na lekarstwo. Zastanawiam się, czy  ktoś kiedyś robił taką kalkulację, badając potencjał i efektywność takiej inwestycji w publiczne  korty. Jeden orlik to był koszt około miliona złoty, w podobnej cenie można spokojnie zbudować ogólnodostępny otwarty kort ze ścianką. Oczywiście nie będzie to obiekt halowy, bo na to potrzeba większych pieniędzy, ale na początek taka masowa akcja budowy kortów otwartych w całej Polsce to byłoby coś. Tylko nikt nie jest tym zainteresowany, jedna Iga i Hubert, czy wcześniej Agnieszka Radwańska nie są w stanie rozpędzić ogólnonarodowej mody na tenisa i przełożyć sukcesów tych sportowców w realne inwestycje dla  milionów dzieciaków i dorosłych. To jest zastanawiające, dlaczego to się nie dzieje. Co to za różnica realna dla gminy, czy stoi w niej orlik czy kort, żadna, a jednak presja i mocna pozycja męskich decydentów wciąż stawia piłkę nożna w uprzywilejowanej pozycji.

Potrzeba nam pasjonatom tenisa realnego lobby w strukturach politycznych, państwowych i biznesowych, byłoby to z ogromną korzyścią dla kolejnych pokoleń. Trzeba działać konkretnie, uporczywie wręcz, u podstaw, żeby przekonać decydentów, że to się opłaca.

Inną kwestią opłacalności tenisa są obiekty prywatne. Podziwiam ich właścicieli, bo według najlepszych nawet biznesplanów inwestycyjno-rozwojowych zwrot kosztów i rentowność w tym segmencie jest rozłożona na długie  lata. Nie ma tu szybkiego, łatwego zysku. Mozolnie się buduje renomę miejsc, pozyskuje lojalnych klientów, organizuje ligii, szkółki, obozy, turnieje. Jest to wielopoziomowy biznes, w którym ważne jest połączenie wielu elementów, edukacyjnego, szkoleniowego i komercyjnego. Najlepiej udaje się tym, którzy to umieją zbalansować i dodają jeszcze coś ekstra, a może coś najważniejszego, tzw.ducha miejsca, atmosferę ,to flow, które sprawia, że dany obiekt przyciąga klientów, którzy wspaniale się tam czują. To jest chyba najtrudniejsze do osiągnięcia i udaje się tylko nielicznym.

Pozostają jeszcze tenisiści amatorzy w tym biznesie?czy nam się to opłaca?

O korzyściach grania w tenisa pisałam wielokrotnie, zarówno w warstwie fizycznej jak i psychicznej ten sport jest cudowny. Inwestujemy pieniądze, czas, energię dla realizacji swojej pasji, to zawsze się opłaca, bo daje szczęście i spełnienie.

 Co innego rodzice dzieci, którzy inwestują dużo w rozwój tenisowy swoich pociech, z konkretnymi oczekiwaniami na zwrot inwestycji. Liczą na to, że ich dzieci zrobią karierę na miarę największych gwiazd tenisa. Godziny poświęceń, treningów, mnóstwo pieniędzy, presji  mają przynieść konkretny zwrot, sławę, sukces, prestiż i bogactwo. Z historii zawodowego tenisa wiemy, że niestety tylko promil ciężko pracujących na treningach dzieciaków osiąga sukces. Brutalna rzeczywistość pozbawia złudzeń. Rodzice zwrotu z inwestycji takiego jak oczekiwali nie dostają, dzieci, które wszystko postawiły na tenisa już wiedzą, że nigdy nie będą na szczycie.

I co zostaje?…Tenis, zawsze zostaje tenis. Nawet jak te dzieciaki nie dostaną się do tej najwyższej tenisowej elity, to będą nadal świetnymi graczami, których umiejętności biją na głowę umiejętności rekreacyjnego tenisisty. Będą zaprawieni w rywalizacji, trudach treningowych, frustracjach, sukcesach, kontuzjach, ich psychika będzie wspaniale ukształtowana, odporna na wahania, problemy, będą dojrzali. Jeżeli przy okazji mają  mądrych rodziców, którzy mimo, że inwestycja nie przyniosła oczekiwanego zwrotu, potrafią wspierać nadal swoje dzieci w byciu dobrymi, nie koniecznie  najlepszymi  to się opłaca. 

Opłaca się próbować, ryzykować, grać, realizować marzenia, wyciągać z każdej godziny sekundy, wtedy tylko życie ma sens. Tenis się opłaca, bo tenis to pasja do życia. 

Propagujmy tenis wszędzie, a może uda się  zarazić tą pasją  całą Polskę i zbudować korty ogólnodostępne dla wszystkich chętnych, którzy zechcą wziąć rakiety w dłoń. Może okazać się, że będzie ich całkiem sporo i finalnie staniemy się tenisową potęgą, a  tenis stanie się naszym sportem narodowym. A wtedy w bilansie zysków okaże się, że tenis bardzo się opłaca!