LICENCJA NA TRENOWANIE

Legendarny trener koszykówki John Wooden mawiał: …”DOBRY TRENER POTRAFI ZMIENIĆ GRĘ, ZNAKOMITY POTRAFI ZMIENIĆ ŻYCIE”…, to piękna sentencja, ale dziś wyjątkowo chcę się skupić na zmianie gry, na jej poprawie, nie na życiu.

Trenerów tenisa miałam już czterech, mimo, że gram w tenisa dopiero od kilku lat.

 Dlaczego ich zmieniam, czego od nich oczekuję, czego wymagam, gdzie jest mój tenis teraz, czy progres jest zadawalający, czy nakład czasu, sił i środków jest wprost proporcjonalny do efektów ?….

Proste pytania, a okazuje się, że nigdy ich sobie nie zadałam …

Przy wyborze trenerów zawsze kierowałam się ich osobowością, renomą, osiągnięciami zawodniczymi, intuicją, podobnym spojrzeniem na świat. Zwykle mój szósty zmysł mnie nie zawodził i trenerów miałam fajnych. Tylko mój tenis dalej jest poniżej moich oczekiwań…

Zawsze szukałam ograniczeń w sobie, że może nie jestem wystarczająco zdolna, że nie da się ze mnie zrobić dobrej tenisistki, że jestem orłem tenisa, że nie potrafię itd. Przecież z  jakiegoś powodu tylko nieliczni zostają mistrzami, tylko nieliczni grają w szkolnych drużynach w siatkówkę, a inni w szachy, a jeszcze inni pływają, jak masz 150 wzrostu nie zostaniesz koszykarzem w NBA. Decydują  o tym jednak pewne predyspozycje fizyczne. Może po prostu się nie nadaję do tego sportu.

Jednak  grając i obserwując amatorski tenis na przestrzeni kilku lat, okazuje się , że zawodniczki z którymi spotykam się na korcie są różnej budowy, różnego wzrostu, w różnym wieku, o mniejszych bądź większych zdolnościach koordynacyjnych lub ruchowych. Nie ma jednego szablonu jak powinna być skrojona idealna tenisistka amatorka, nie ma więc realnych fizycznych przeciwskazań, żebym grała w tenisa i rozwijała się w nim wprost proporcjonalnie do czasu, który mu poświęcam. A jednak tak się nie dzieje, w meczach o punkty bardzo często ogrywają mnie dziewczyny, które dopiero zaczynają grać.

Czy z treningami tenisa nie powinno być tak jak z licencją na prawo jazdy, musisz opanować pewne podstawowe manewry, żeby jeździć  samochodem, tak samo w tenisie musisz opanować uderzenia technicznie poprawnie, żeby grać w tenisa. Nie ruszysz samochodem do przodu jeżeli wciśniesz wsteczny bieg, dlaczego w tenisie masz się rozwijać, skoro dalej nie umiesz zagrać poprawnie technicznie np.forhendu? Czy dlatego wciąż oblewam egzaminy meczowe, bo moja technika nie jest dobra, mimo, że bardzo ciężko trenuję. No nie  za bardzo, bo często ogrywają mnie tenisistki słabe technicznie. A po podstawowym kursie na prawo jazdy zostajesz początkującym kierowcą z zielonym listkiem na szybie, o tym, czy będziesz wybitny zdecydują twoje predyspozycje. Może chodzi też o to, że jestem jednak amatorką i proces szkoleniowy amatorów zdecydowanie różni się od szkolenia zawodowców, którzy zaczynają jako dzieci i w procesie rozwoju kariery są otoczeni profesjonalnymi sztabami trenerskimi.

 Oczywiście wiem, że można grać w tenisa tylko  dla przyjemności, byle tylko przebijać radośnie piłkę na drugą stronę siatki, czego najlepszym przykładem jest mój tenis, ale skoro inwestujesz czas i pieniądze w treningi to może warto  mieć  realny cel, plan rozwoju, poprawy, wszystko zgodne z twoimi oczekiwaniami.  Nie chcę za 10 lat być dalej w tym samym miejscu, z piętnastym trenerem przy boku i dalej nie umieć poprawnie zaserwować czy zamknąć uderzenia, ale …może to jest po za zasięgiem moich możliwości, a  może za rok wszystko nad czym teraz  ciężko pracuję na treningach wreszcie zaskoczy.

Andre Agassi powiedział, że trener powinien  dobrać właściwy sposób dotarcia do zawodnika na poziomie komunikacji, powinien cały czas się uczyć i  rozwijać, słuchać zawodnika, wyciągać z niego maksimum jego możliwości, analizować i monitorować postępy, a przede wszystkim nakreślić mu konkretny plan, skąd zaczynamy, dokąd dojdziemy ,ile czasu nam to zajmie i czy w ogóle jesteśmy w stanie tam dojść, szczerze, bez obwijania w bawełnę.

Z drugiej strony znam tenisistów, którzy nie trenują z trenerami , a grają technicznie bardzo dobrze, sami metodą prób i błędów, oglądaniem filmików szkoleniowych i zawodowego tenisa, opanowali ten sport. Tak jak nastolatki, które wsiadają do samochodu mamy lub taty i próbują jeździć, bez szkolenia, bez instruktora  i też im się udaje. 

Czy zatem nam amatorom trenerzy, z większym lub mniejszym dorobkiem, z licencjami, z renomą są potrzebni i czy dają nam to czego oczekujemy? Czy trener to musi być były zawodnik, czy dobry rzemieślnik, czy ważniejsze są jego osiągnięcia i sposób dotarcia do zawodnika  i metody szkoleniowe, czy ukończenie określonych kursów i licencji, a może wszystko na raz albo wszystkiego po trochu?… Trzeba sobie na to pytanie szczerze odpowiedzieć, ilu tenisistów, tyle odpowiedzi, ilu trenerów tyle odpowiedzi. A i tak finalnie najważniejsze są kwestie ludzkie, czy działa między nami a trenerem tzw.chemia, czy zaiskrzyło, czy się lubimy i czy z przyjemnością biegniemy na trening.

Ja potrzebuję trenerów, z osobowością, autorytetem i z takimi trenuję, a że jestem specyficzna i dosyć trudna w prowadzeniu to jestem tu gdzie jestem?

Moi trenerzy dali mi, każdy coś innego, rozbudzili  we mnie  miłość do tenisa, podejście z dystansem, pokazali o co w tym wszystko chodzi, tylko granie dalej nie chce zaskoczyć, tak jak bym tego chciała i oczekiwała. Czy mam ograniczenia, może brak mi talentu? 

Jestem zwolenniczką teorii, która zawiera się w pewnym przysłowiu, z wróbla kanarka nie zrobisz…nawet najlepszy trener ze świetnym warsztatem i dokonaniami, nie oszlifuje diamentu jeżeli to jest zwykle srebro. Brakuje mi zadziora walki, dynamiki, siły uderzeń, pewności siebie, jestem niecierpliwa i zawsze chcę po swojemu, dlatego dochodzę do wniosku, że nie przekroczę nigdy pewnego poziomu zaawansowania w grze i  chociaż niechętnie to coraz bardziej skłaniam się do kolejnej sentencji tym razem Bruce’a Lee: „Nie ma jednego stylu, liczy się to co skuteczne”… dodałabym jeszcze, co radosne i dające spełnienie.

W tenisie wybieram styl dowolny, nie ruszam na wstecznym do przodu, ale z dwójki już tak? Jako kierowca jestem świetna, jako tenisistka bardzo przeciętna.

Chociażby nie wiem ile razy mój trener pokazywałby mi prawidłowy chwyt serwisowy i tak go zmienię po swojemu, bo tak mi wygodniej. Trener zwraca uwagę na  moje deficyty, a to złe ustawienie, a to brak silnej ręki, a to  niepotrzebne hamowanie  przed uderzeniem w biegu, rozkłada to na czynniki pierwsze i metodycznie wdraża ćwiczenia, które mają to poprawić. W teorii  tą wiedzę techniczną rozumiem  perfekcyjnie, a w praktyce robię swoje. Średnio się  słucham, taki charakter i w tenisa gram z pasją, pasjami…, co chwilę w nowej sukience i z ładną rakietą, bo to, a nie jej parametry są dla mnie kluczowe…

Myślę sobie, że moi trenerzy nie mają ze mną łatwo, ich metody, warsztat, dobre intencje nie zawsze są w stanie podołać mojemu niezaprzeczalnemu talentowi?,osobowości i moim oczekiwaniom zostania Marią Sharapovą amatorskiego tenisa. Panowie trenerzy robią co mogą, poprawiają moją grę i zmieniają moje życie, ale, że …”krawiec kraje jak mu materii staje”…pozostaję Kasią, licencjonowaną pasjonatką tenisa.