TENIS W CZASACH ZARAZY

TENIS W CZASACH ZARAZY

Parafrazując tytuł książki Gabriela Marqueza „Miłość w czasach zarazy” dzisiejszy felieton będzie o ostatnim  trudnym dla nas wszystkich pandemicznym roku, moim doświadczeniu choroby i o tym jak w tym czasie miał się tenis, życie i miłość…

Marzec 2020, globalna pandemia, lockdown, zdalna praca, zamknięcie  szkół, restauracji, hoteli, kin, teatrów, galerii, kortów, basenów itp., świat stanął…,całkowita zmiana dotychczasowego życia i strach przed COVID, przed wielką niewiadomą. Początki  dla mnie były ciężkie, raz w tygodniu wyjazd do sklepu po niezbędne zakupy, obsesja dezynfekcji, dystansu społecznego, pamiętam policję jeżdżącą po mojej ulicy z komunikatem : „Prosimy o pozostanie w domach”.

 Bałam się wychodzić z domu, przestałam oglądać wiadomości, kontakty międzyludzkie ograniczyłam do minimum, głównie chodziłam na pola w okolicy na spacery. Znajomy zaprosił mnie na działkę obok, pamiętam siedziałam 5 metrów od niego w masce. Mimo paniki, nowy nieznany wirus był dla mnie całkowicie abstrakcyjny, nie znałam nikogo kto byłby chory, czym jest covid przekonałam się  dopiero boleśnie niedawno…Ale wtedy w marcu 2020 najgorsze było dla mnie to, że zamknięto korty. Grałam jak pogoda pozwalała na drodze przed domem, serwowałam w ogrodzie, mój pies podawał mi piłki?

Po prawie dwóch miesiącach korty otwarto. Maj w zeszłym roku był piękny, rzuciłam się w wir gry zachłannie, tak jakbym chciała nagrać się na zapas, treningi, sparingi towarzyskie, mecze ligowe, więcej, częściej, nawet kiedy jadąc raz na tenisa miałam poważny upadek na rowerze, poturbowana i tak rozegrałam debla z koleżankami. Lato  i wczesna jesień nas uśpiło, wydawało się, że wszystko już wróciło do normalności, można było grać , robić turnieje, jechać na tenisowy obóz, ja dodatkowo byłam zauroczona świetnym facetem, motyle w brzuchu się pojawiły?. Świat był  na wyciągnięcie ręki , a szczęście,… po prostu wystarczyło sobie wziąć, przyjemnie i beztrosko. No i o covidzie też jakby było coraz ciszej.

 Nic bardziej mylnego…

Przyszła późna jesień i zrobiło się poważnie, pierwsze zachorowania na covid pojawiły się w moim bliskim otoczeniu, kolega tenisista koleżanka tenisistka, która przechodziła chorobę bardzo ciężko i wreszcie przyjaciółka mamy, która zmarła w wyniku covid…, potem kolejni chorzy znajomi, wirus był coraz bliżej, kiedy wydawało się, że jest już za nami.

Korty znowu zamknięto, potem otwarto, trochę graliśmy jako kadra PZPL, ale to wszystko było szarpane, niepewne, naciągane, mecze ligowe zawieszono, nie mogłam organizować swoich turniejów, z zauroczenia mężczyzną  nie z mojej winy niestety też już nic nie zostało. Jednym słowem szaro, buro, zimno, niepewnie i źle czyli typowa polska jesień oraz mroźna zima nadchodziły.

Mimo to starałam się zachować optymizm, grałam jak tylko się dało, kupowałam piękne tenisowe sukienki, pisałam felietony, obmyślałam pomysły na turnieje, pozornie wszystko miałam pod kontrolą, do czasu…

30 marca 2021 wtorek, miałam świetny, energetyczny i aktywny dzień, nic nie wskazywało na to, że późnym wieczorem rozpocznie się koszmar…ból całego ciała, dreszcze, wysoka gorączka , słabość powaliły mnie na trzy doby, test SARS-CoV-2 (COVID-19) pozytywny…u mnie i u moich rodziców…Zaczął się prawie miesięczny koszmar, tata w ciężkim stanie z zapaleniem płuc, problemami z oddychaniem i niską saturacją trafił do szpitala, schudł 10 kg, był na cienkiej granicy życia…, my z mamą miałyśmy zapalenie płuc, które intensywnie leczyłyśmy w domu, sterydy, antybiotyki, inhalacje, bolesne zastrzyki przeciw zakrzepowe. Gdzie jesteśmy teraz? My covid 3:0 dla nas, przeżyliśmy, jesteśmy dalej bardzo osłabieni,  w procesie rekonwalescencji i rehabilitacji. Czy oprócz ryzyka zwłóknienia płuc coś nam jeszcze grozi, na to pytanie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, covid to podstępny wirus, a jego późne powikłania zaskakują lekarzy i pacjentów na całym świecie.

Przez ten miesiąc ciężkiej choroby doświadczyłam wielu emocji, strachu, lęku o życie swoje i rodziców, poczucia bezsensu, braku kontroli i mocy sprawczej, braku nadziei i motywacji, jednocześnie dostałam niesamowite wsparcie od ludzi bliskich i dalszych znajomych. Wiadomości motywacyjne, podnoszące na duchu,  ciepłe słowa wsparcia, że cały świat tenisowy na mnie czeka, że wszystko będzie dobrze, żebym walczyła, tak jak na korcie. Dostałam świetne dla moich płuc ćwiczenia oddechowe od Marysi, pyszne ciasto marchewkowe od Teresy, pomoc i deklaracje w zakupach i codziennych sprawach. Nie zapomnę Wam tego nigdy, to były rzeczy, których się łapałam łapczywie, kiedy godzinny kaszel nękał moją przeponę do bólu, kiedy kolejny zastrzyk w brzuch doprowadzał mnie prawie do omdlenia albo kiedy pogotowie zabierało mojego tatę, a ja byłam pewna, że widzę go po raz ostatni …

A tenis , gdzie był przez ten miesiąc tenis? Głęboko w moim sercu, w czasie apogeum choroby zamówiłam sobie  celowo kolejne tenisowe spódniczki, nie mając gwarancji , że je kiedyś założę…Potem poprosiłam mojego trenera, żeby sprowadził dla mnie nową lżejszą rakietę, którą tylko raz zdołałam wypróbować podczas krótkiego meczu, ale spektakularnie wygranego, żeby mi ją naciągnął i dostarczył. Mam ją już w domu, dotykam jej wyobrażając sobie, że nią  gram, wącham ją ?i mimo, że po raz pierwszy wybrałam rakietę kierując się rozsądkiem, a nie dlatego, że mi się podoba, to bardzo czekam jak nigdy wcześniej na moment kiedy wyjdę z nią na kort, czuję, że się zaprzyjaźnimy…

Tak bardzo  tęsknię, żeby ładnie się ubrać, wziąć rakietę w dłoń i stanąć w pełnym słońcu na moim zielonym korcie nad rzeką, tam gdzie wszystko się zaczęło…Może już wkrótce uda się to zrealizować, chociaż w piątek zasłabłam, więc stresuję się czy mój organizm będzie w stanie wydolnościowo i oddechowo podołać trudom meczu  lub treningu tenisowego. Gdyby zabrano mi tenis , co by zostało …Wolę myśleć, że dam radę, że znowu będę biegać po korcie, że wszystkie cele będę mogła realizować i że w pełni będę mogła cieszyć się tym co najbardziej kocham.

Czego nauczył mnie ten rok, a szczególnie doświadczenie ostatniego miesiąca?

Podziwu dla ludzi ciężko chorujących przez długi czas, że udaje im się często z optymizmem, pokorą i wolą walki mierzyć się z chorobą, ja wiem, że tego nie potrafię.

Słabości , tak jestem słaba w środku, choć  na zewnątrz wydaje się być silna.

Szacunku dla lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, którzy robią niesamowite ponadludzkie rzeczy, żeby ratować życie chorych.

Wdzięczności dla ludzi, którzy w mojej chorobie bezinteresownie mnie wspierali.

Tego, że CZAS trzeba mieć dla najbliższych, że warto pielęgnować ważne relacje.

Cieszenia się chwilą, docenianie tego co się ma, a jak jesteśmy zdrowi to naprawdę mamy wszystko.

Niestety mimo planów doskonałych nie mamy  do końca kontroli nad tym jaki scenariusz ma nasze życie.

Nie będę się już martwić  drobnymi porażkami, postaram się wykorzystać wszystkie szanse, które  daje mi życie,  a które mogę stracić, bo czegoś nie spróbuję, bo się nie odważę.

Obiecałam sobie, że będę się jeszcze częściej uśmiechać, spędzać czas wyłącznie z ludźmi, którzy są wartościowi, co pokazali podczas mojej choroby, szkoda czasu na ludzi  źle mi życzących. Jest tyle dobra i miłości na świecie, wystarczy tylko szeroko otworzyć oczy. Ja je otwieram.

No i oczywiście najważniejsze, jeżeli zdrowie mi pozwoli, zamierzam znowu zachłannie tego lata grać w tenisa, do zatracenia, do utraty tchu, no może nie dosłownie ?, nagram się na zapas, bo kto wie co szykuje dla mnie los…, ale nie popędzajmy czasu, poczekajmy co nam przyniesie…

 


Z KULTURĄ NA KORCIE, CZYLI NIE CZYŃ BLIŹNIEMU CO TOBIE NIEMIŁE

Z KULTURĄ NA KORCIE , CZYLI NIE CZYŃ BLIŹNIEMU CO TOBIE NIEMIŁE

W sensie ogólnym z kulturą  na korcie jest podobnie jak w życiu, albo ją  masz, bo tak zostałeś wychowany albo niestety nie. W świecie tenisa mamy pewne podstawowe zasady kultury związane z wzajemnym współistnieniem na kortach. Szanujemy swój i innych  czas rezerwacji, sprzątamy kort po sobie, w meczach sędziujemy zgodnie ze stanem faktycznym, nie naciągamy, nie oszukujemy, respektujemy swojego przeciwnika na gruncie ludzkim i tenisowym.

Ale czasami…

Standardem jest , że ktoś wchodzi na kort po Tobie i nie mówi dzień dobry. Ja zawsze czuję się wtedy zażenowana , nie wiem co robić , najczęściej  wtedy sama pierwsza mówię  ale czasami jednostka wchodząca jest tak antypatyczna , że lepiej się nie odzywać. Przykre doświadczenie dla mnie, bo jestem niepoprawną idealistką i chcę widzieć świat pięknie , dobrze i z zasadami. Miałam w przeszłości ekstremalne doświadczenie na korcie , ale nie o tym będzie felieton i też nie o dobrym wychowaniu, będzie o naszej  amatorów tenisa , kulturze zachowania na korcie w praktyce.

Grając towarzysko, sparingowo, najczęściej wybieramy osoby , które dobrze znamy i tolerujemy, nawet jeżeli mają swoje grzeszki , to nam to nie przeszkadza, bo się lubimy i wzajemnie akceptujemy. Mecze towarzyskie rządzą się swoimi prawami . Inaczej jest w meczach ligowych i turniejowych, nie znamy przeciwnika, a wachlarz typów osobowości na jakie trafiamy jest szeroki. Najczęściej są to fajni ludzie, ze słabościami , pasjonaci, pozytywnie zakręceni, czasem nadmiernie ambitni , poważni ,skupieni, ale zachowujący standardy dobrego kulturalnego zachowania. Niestety trafiają się okazy , które na długo zapadają w pamięć , a nawet takie , z którymi nigdy więcej nie chcesz się już spotkać ani na korcie ani w życiu. 

Typ pierwszy : toksyczny. Od początku, po pierwszym kontakcie z taką osobą  czujesz się źle, coś jest nie tak, atmosfera jest ciężka.  Typ ten najczęściej jest mrukliwy, milczący, zdystansowany, wersja mocniejsza chamski i obcesowy, nie ma tu luzu, serdeczności, dialogu, jest sztywno i nieprzyjemnie. Bez względu na przebieg meczu, typ toksyczny zachowuje się tak jakby robił ci ogromną łaskę, że z tobą gra, wszelkie twoje próby wprowadzenia przyjaznej atmosfery kwituje lodowatym spojrzeniem, no koszmar. Ja w jednym meczu z taką przeciwniczką na początku drugiego seta poddałam mecz walkowerem, miałam dość . Nie po to gram w tenisa, żeby się męczyć w taki sposób, mam się cieszyć grą. I żeby była jasność, nie chodzi o to, żeby z każdym się zaprzyjaźniać, nie zawsze też zaiskrzy chemia między ludźmi, ale typ toksyczny jak go nazwałam jest tak charakterystyczny w negatywny sposób,  że trudno go pomylić z kimś innym. Unikać szerokim łukiem jak tyko się da.

Typ drugi : krzykacz-komentator. To taki tenisista, który cały czas mówi, do siebie, do ciebie, od rzeczy, komentuje każde zepsute uderzenie, krzyczy jak wygra piłkę, czasami przeklina, ogólnie na korcie jest głośno. Ciężko się skupić na grze, na czymkolwiek, bo potok słów z przeciwnej strony siatki jest nieustanny.  Niestety nie przyjdzie mu do głowy , że to przeszkadza .Lubi też w sposób mentorski komentować twojego tenisa. Mniej dotkliwy niż typ toksyczny, ale też niekomfortowo się gra z kimś takim. 

Pod ten typ można podciągnąć okazy, które wchodzą ci na kort podczas meczu, albo prowadzą na korcie obok głośną , ożywioną dyskusję, podczas, gdy ty obok bronisz się, żeby nie przegrać meczu i masz akurat  kluczową akcję. 

Typ trzeci : aut. To przeciwnik, który oszukuje w meczach. Zasada w amatorskich rozgrywkach,  jeżeli nie ma sędziego, jest taka, że każdy sędziuje po swojej stronie. Obowiązuje wzajemne zaufanie, piłkę sporną można powtórzyć. W praktyce wygląda to różnie, niestety spotykane są typy permanentnie odkrzykujące prawidłową piłkę jako aut, są tacy, którzy z tego zrobili sposób na wygrywanie meczy oraz wyprowadzenie przeciwnika z rytmu i równowagi. Jednocześnie bardzo często chcą sędziować po naszej stronie, oczywiście zawsze na swoją korzyść oraz niechętnie chcą powtarzać piłki sporne . Mi osobiście bardzo ciężko się gra z takimi ludźmi.  Sędziując piłkę po swojej stronie, nawet jak nie jestem pewna w 100% to wolę uznać, że jest dobra.  W meczu z takimi przeciwnikami po drugiej stronie, średnio raz w gemie słyszę aut wywołany po dobrej piłce. Czasami próbuję spokojnie czasami mniej spokojnie zwrócić jednak uwagę, że piłka była dobra, ale zwykle przegrywam z takimi tenisistami, całkowicie wybita z rytmu. Nie polecam.

Typ czwarty :  teraz jest mój  czas. Przychodzisz na kort na swoją godzinę rezerwacji, a typ gra w najlepsze, piłki rozrzucone, kort nieprzygotowany. Typ nie przeprosi i nie zacznie pośpiesznie porządkować  kortu dla ciebie, tylko ze zdziwienie i irytacją zapyta , a to już jest czas ? Wersja druga typa, wejdzie na twój kort 10 min przed czasem i zacznie rozkładać swoje rzeczy, rozgrzewać się  i wywierać presję, że już jest jego czas, mimo ,że jest jeszcze co najmniej 10 minut twojej rezerwacji.

Najgorzej jak trafi się miks wszystkich typów, wtedy radzę od razu uciekać z kortu.

Nikt nie jest idealny, każdy z nas ma gorszy dzień , może  być podczas meczu wycofany, małomówny, może mu się zdarzyć niekontrolowany słowotok, przekleństwo, okrzyk, może klika piłek dobrych wywołać jako aut niecelowo , może parę minut przeciągnąć swoją rezerwacje , bo kończy ważną wymianę, ale typy , które opisałam robią to z premedytacją, to jest ich sposób bycia na korcie, ich kultura gry, która z  prawdziwą kulturą nie ma absolutnie nic wspólnego.

Dlatego szanujmy się , bądźmy najlepszą wersją samych siebie, bądźmy na kortach kulturalni, przecież chodzi  o  to, żeby było miło,  a tenis to taka piękna królewska gra z dobrymi  manierami.