WIELKI MAŁY CZŁOWIEK

WIELKI MAŁY CZŁOWIEK 

Na kortach klubu Tennis&Country Club w Giebułtowie od soboty do poniedziałku ( 5-7 luty) toczył się HALOWY PUCHAR POLSKI. Impreza takiej rangi po raz pierwszy odbyła się na obiekcie stworzonym do tego typu wydarzeń. Infrastruktura, zaplecze, urok obiektu oraz gościnność właścicieli sprawiła, że te kilka dni pozostanie w pamięci zawodniczek, zawodników, trenerów, rodziców, klubowiczów, widzów na bardzo długo. To było fantastyczne wydarzenie!

Mało brakowało, a zabrakłoby mnie na nim. W czwartek złapała mnie niedyspozycja i bałam się, że do soboty się nie wykuruję, na szczęście się udało. Spędzałam w T&CC każdego dnia turnieju długie godziny na oglądaniu wspaniałych meczy zawodowców, na niekończących się rozmowach, na analizach, poznałam świetnych ludzi, z których kilku zostało bohaterami mojego felietonu.

Pierwszy zawodnik z którym udało mi się zupełnie przypadkowo porozmawiać to Maciek Matuszczyk z Krakowa. Zaczęliśmy, oglądając inny mecz, niezobowiązującą pogawędkę, a potem Maciek opowiedział więcej…, że ma trudny okres za sobą, że długo nie grał, że miał perturbacje osobiste, że nie ma specjalnych oczekiwań i cieszy się, że w pierwszej rundzie pokonał wyżej rozstawionego zawodnika. Maciek ma dłuższe włosy, nosi czapkę z daszkiem, jest leworęczny i gra urozmaicony, piękny dla oka tenis. Okazało się również, że Maciek jest wychowankiem Krzysia Sieniawskiego, pod okiem którego spędził kilka najważniejszych tenisowych lat. Krzysztof z dumą i wzruszeniem oglądał późniejsze mecze Maćka, który odpadł dopiero w rywalizacji z turniejową jedynką Marcelem Politowiczem. Pokazał mi zdjęcia jak Maciek na korcie był jeszcze dzieciakiem. Niesamowicie utalentowany zawodnik, którego kariera w pewnym momencie wyhamowała z przyczyn od niego zupełnie niezależnych. Dobrze widzieć Maćka w takiej formie, gra tenis, który świetnie się ogląda. Mocno za niego trzymam kciuki, poprawiaj daszek chłopaku i rób swoje!

Mecz, który oglądałam jako pierwszy to mecz pomiędzy Kacprem Szymkowiakiem( KKT WROCŁAW) a Wojtkiem Kasperskim ( WOJNAR TENNIS ACADEMY KRAKÓW). Kacper chyba najmłodszy na turnieju, również chłopak w czapce z daszkiem od razu skupił moją uwagę, energia rozrabiaki plus piękny tenis. W setach u panów było po jeden, o wygranej decydował super tie-break. Kacper ekspresyjnie szalał, gonił wynik i się złościł, przeciwnik zachowywał kamienną twarz i spokój. Wygrał Wojtek 11:9. Złapałam zawodników tuż po meczu na szybką rozmowę. Wojtek spokojny, grzeczny, ułożony, rzeczywiście taki jest i  to był  jego klucz do zwycięstwa w decydujących momentach. Za to żywiołowy Kacper, powiedział, że on z kolei jest taki, to jest jego charakter, jak wyrzuci z siebie złość, emocje, jak krzyknie, to schodzi z niego napięcie i lepiej gra, był sobą na korcie w 100%. Odpadł w pierwszej rundzie, za to w deblu z Mikołajem Lisem  doszli do finału, który się nie odbył, przeciwnicy Piotr Kusiewicz z  Marcelem Politowiczem  dali WO, z powodu kontuzji Marcela.

Parę słów o Marcelu Politowiczu( PT OLIMPIA POZNAŃ)  turniejowa jedynka, najwyżej rozstawiony zawodnik, z którym od razu poczułam chemię 😉, bo podobnie jak ja ma wadę wzroku i też  nie może nosić soczewek, gramy więc razem ja i on😉 w okularach, tylko, że Marcelowi to zupełnie nie przeszkadza😉.Marcel gra świetnie, jest niezwykle szybki, dynamiczny i kompletny w swoim tenisie. Niestety złapała go kontuzja pleców i w poniedziałek musiał poddać mecz półfinałowy w singlu i finałowy w deblu. Bardzo sympatyczny chłopak, rozmowny, otwarty. Prywatnie koleguje się z kolejnym moim bohaterem Piotrem Kusiewiczem, z którym tworzą parę deblową.

Piotr Kusiewicz ( WOJNAR TENNIS ACADEMY), jeden z najbardziej utalentowanych i znanych krakowskich zawodników. Chłopak na korcie to wirtuoz, jakby grał mimochodem, gra szybko, mocno, celnie, a dodatkowo jest w tym artyzm, dopieszczenie każdego zagrania. Jego tenis  komponuje się z dredami, które nosi  i łagodnym uśmiechem, Piotr uśmiecha się oczami. Grał po kilkumiesięcznej kontuzji.

Piotrek ma  fantastycznych rodziców, z którymi na trybunach spędziłam bardzo miło czas gawędząc głównie o tenisie. Perspektywa rodziców zawodnika daje zupełnie inne spojrzenie na zawodowy tenis. Logistyka, poświęcenie, pieniądze, system szkoleń, dostępność obiektów, trenerów, sparing partnerów, jest tyle składowych , które trzeba pospinać, żeby potem oglądać na korcie taki dobry tenis. Ogromny szacunek dla rodziców Piotra, robią kawał dobrej roboty.

Ale żeby nie było tylko milutko, to w  sobotę podczas meczu pomiędzy Viktorem Blomem a Bartłomiejem Andrzejczakiem doszło do spięcia. Najpierw panowie nie mogli się dogadać co do wyniku w drugim secie, wydawało się, że się dogadali i przeszli do tie-breaka, ale …po jednej z wymian według jednego z zawodników pękła piłka, tylko, że pokazał kilka piłek i to nie od razu po akcji, tylko długo po kiedy  przeciwnik zagrał winnera. Bartłomiej chciał powtarzać piłkę, bo tak jest regulaminowo, a Victor się nie zgadzał, bo według niego nie było związku między wygraną akcją, a późniejszym pęknięciem piłki. Zrobiło się nieprzyjemnie, na kort została wezwana pani sędzia i zarządziła, że nie ma powtórki punktu, bo piłka nie pękła bezpośrednio podczas uderzenia. Bartłomiej nie przyjmował decyzji pani sędzi, młodszy Viktor bardzo się zdenerwował, że już wcześniej podczas drugiego seta przeciwnik  wymusił błędny wynik, a teraz próbuje odebrać mu prawidłowo zdobyty punkt. W końcu mecz wznowiono, zgodnie z decyzją pani sędzi. Trybuny wyczuły naciąganie i fałsz w całej tej sytuacji i odtąd kibicowały Viktorowi , który mecz wygrał.

Po meczu pogratulowałam młodemu, chciałam też pogratulować Bartłomiejowi, bo poza tym incydentem panowie zagrali świetny mecz, ale Bartek myślał, że jestem mamą Viktora😉Na szczęście podaliśmy sobie ręce.

Męski poniedziałkowy półfinał ( z powodu WO Marcela, drugi mecz półfinałowy skończył się przy stanie 2:4) i finał to prawdziwa uczta dla kibiców, w obydwu meczach o końcowym wyniku decydował super tie-break. Wygranym i bohaterem obydwu meczy był Juliusz Bienkiewicz (UKS SPORT KLUB WROCŁAW) . W meczu półfinałowym z Mikołajem Lisem przegrał pierwszego seta, drugiego wygrał w tie-breaku , do końca trzymając widzów w napięciu, żeby w decydującym trzecim szybkim secie wygrać zdecydowanie 10:5.

Finał z Karolem Filarem zaczął bardzo pewnie i dynamicznie, dominując wyraźnie rywala, ale w drugim secie to Karol zaprezentował się lepiej i zasłużenie wygrał. O zwycięstwie w turnieju decydował znowu super tie-break, wygrał Julek 10:7, w najważniejszych momentach świetnie serwował i zachowywał koncentracje. Juliusz ma świetnego trenera, spokojnego, kompetentnego, cały czas dopingował i wzmacniał z trybun swojego zawodnika, analizował błędy, po to, żeby wyciągać z nich wnioski. Duża osobowość, widać w tej relacji zawodnik/trener fajne, niewymuszone  porozumienie i szacunek.  Panowie mają też  swoje tajne kody porozumiewania się, ale tego nie pozwolili mi zdradzić, przynajmniej na razie😉

Na deser zostawiłam dziewczyny, bo tak jak wygrana faworytki, najwyżej rozstawionej Aleksandry Wierzbowskiej zaskoczeniem być nie może, tak to jak potoczył się cały turniej dla Wiktorii Saskiej to jednak fantastyczna niespodzianka. Obydwie Panie trenują w T&CC w Giebułtowie, reprezentują KS DRAGON TENNIS TEAM PRO  i obydwie spotkały się w finale!

Wiktoria miała bardzo ciężki drugi turniejowy mecz w piątek, nie wiadomo było czy po pierwszym przegranym secie da radę kontynuować grę z powodu dotkliwych skurczów, potrzebna była pomoc fizjoterapeuty. Udało się zawodniczkę postawić na nogi, Wiktoria wygrała drugiego seta i super tie-break przy ogromnym aplauzie zgromadzonej publiczności. Rozmawiałam z Wiktorią w niedzielę, była zmęczona i bardzo szczęśliwa, a jeszcze wtedy nie wiedziała, że po dwóch następnych wygranych meczach znajdzie się w finale ze swoją klubową koleżanką Olą Wierzbowską. Wiktoria jest delikatna, eteryczna, ale na korcie potrafi uwolnić w sobie prawdziwego tygrysa😉

Poniedziałkowy finał Oli i Wiktorii dla klubowiczów, trenerów, bliskich  to było wspaniałe doświadczenie i radość, że Dziewczyny gospodynie tak świetnie zagrały, dochodząc do finałów Pucharu zarówno w singlu  jak i deblu. Sztab szkoleniowy( Kasia Strączy, Kuba Migas)  i zawodniczki powinni być bardzo dumni. My klubowicze jesteśmy.

Te trzy dni podczas Halowego Pucharu Polski miały wielu bohaterów, każdy z nich ma swoją historię, każdy z czymś się zmaga, czegoś się boi, wstydzi, każdy jest wyjątkowy.

W  tenisie z kortu tylko jedna strona  schodzi zwycięska, oni to akceptują. 

 Patrzyłam na tych zawodowców na korcie, potem w kuluarach, przy wspólnych posiłkach, jedni się lubią mniej, drudzy bardziej, ale mecz kończą na korcie, potem idą dalej. Dużo my amatorzy możemy się od nich nauczyć, w kwestii sędziowania, w kwestii kultury na korcie czy wreszcie w kwestii wzajemnego szacunku, bo grać jak oni nie mamy szans. Cenna lekcja.

Oni też wiedzą, że w ich wieku Nadal miał już parę tytułów, wiedzą, że świat nie czeka, że każdego dnia przybywają na całym globie miliony dzieciaków grających w tenisa. Oni to wiedzą …, a jednak zaciskają zęby grając kolejne mistrzostwa, zdobywając mozolnie kolejne punkty do  rankingu w ITF i wierzą, że kiedyś będą na szczycie…

WIELCY MŁODZI LUDZIE.


SZACUNEK DO PRZECIWNIKA

 SZACUNEK DO PRZECIWNIKA 

Są w naszym amatorskim świecie tenisowym ikony, osoby, które mają pasję do tego sportu, grają od lat, kreując wizerunek amatora doskonałego. Seryjnie wygrywają mecze, turnieje rangi miastowej, krajowej, nawet światowej. Każdy z początkujących tenisistów marzy, żeby ich  spotkać na swojej drodze i zmierzyć się z nimi na korcie, nie tylko dlatego, że są znakomitymi tenisistami, ale głównie dla ich osobowości. Było mi dane poznać paru takich zawodników. Ostatnio poznałam też  kilka bardzo fajnych koleżanek tenisistek mocno zaawansowanych, które nie dość, że świetnie grają, to chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami i z respektem podchodzą do każdej rywalizacji meczowej.

Ten felieton poświęcę  dwóm graczom z Krakowa, tenisistce i tenisiście, którzy w swoim bogatym arsenale umiejętności mają najważniejszą, szacunek do każdego przeciwnika. Spotkałam ich oboje na korcie ,do dziś pozostają moimi ulubieńcami. Myślę, że każdy z nas tenisistów ma swoją Teresę i swojego Mietka. Oprócz nich oczywiście  jest mnóstwo graczy, którzy  są świetnymi ludźmi, ale w naszych sportowych sercach  tacy tenisiści jak bohaterowie mojego dzisiejszego felieton, mają specjalne miejsce.

TERESA  STOCHEL

Półtora roku temu spotkałam ją pierwszy raz na turnieju tenisowym w Rudawie, nie wiedziałam, że gram z tenisową legendą, wielokrotną zwyciężczynią mistrzostw rangi krajowej i światowej, dodatkowo  multi sportowcem, biegaczką, narciarką, przewodniczką tatrzańską. 

Teresa po kilku piłkach wiedziała z kim gra i że bez względu na okoliczności i dramaturgię meczu, na pewno go nie przegra. Różnica umiejętności była ogromna, Teresa mogła ten mecz rozstrzygnąć szybko i bezwzględnie, ale tego nie zrobiła, bo zobaczyła po drugiej stronie siatki człowieka, dziewczynę,  która bardzo chce i kocha tą grę, ale jeszcze niewiele potrafi. Pozwoliła jej grać, podgrywała piłki tak, żeby były wymiany, żeby ta dziewczyna w stylowej  sukience uwierzyła, że może, żeby się uśmiechnęła, zacisnęła pięść w geście radości po wygranej akcji.

Ugrałam w meczu jednego gema, ale poczułam się jak zwycięzca, niesamowicie zbudowana, to co zrobiła Teresa było wspaniałe, dziękuję Tereska!

Teresa jest świetnym człowiekiem, dla mnie niedoścignionym tenisowym autorytetem, jesteśmy do dziś w bardzo dobrych relacjach, wspiera mnie w moich turniejowych projektach, cieszę się, że ją  znam, mistrzynię. Ostatnio w ŚWIATOWYM DNIU TENISA zagrałyśmy swój drugi mecz, tym razem towarzyski. To już było trochę więcej prawdziwego tenisa z mojej strony, cieszę się, że szczególnie w drugim secie, udało mi się powalczyć. 

MIECZYSŁAW ŚLÓSARZ

Świetny tenisista, miałam zaszczyt grać z nim mecz w Smart Lidze. Podobna historia jak z Teresą, Mietek po kilku piłkach rozegranych w ciepły, letni wieczór  na  kortach w T&CC  wiedział ,że na pewno wygra. Co robi Mietek, który mógłby atakować praktycznie każdy mój serwis, ostrym kończącym returnem? Mietek pozwala mi pograć, zagrywa płaskie piłki, takie jak najbardziej lubię, gramy długie wymiany, czuję się świetnie, gram jak w transie, myślę sobie, jestem dobra, gram z takim zawodnikiem, tak regularnie, wygrywam kilka gemów. Po moich zwycięskich piłkach każdorazowo Mieczysław mnie chwali i bije mi brawo. Żadnej ironii, żadnych mentorskich uwag, tylko czysty, cudowny zastrzyk pozytywnej motywacji. Po meczu Mietek poleca mi książkę „ Sztuka wygrywania w tenisie”, zdradza też parę tenisowych trików. Dla mnie mecz z Mieczysławem był zdecydowanie najlepszy ze wszystkich rozegranych w lidze, dzięki mądrości tenisowej Mietka, wzniosłam się na wyżyny swoich umiejętności. Mietek wygrał naszą całą ligę, do dziś się kolegujemy z nim i jego fantastyczną żoną Dorotą, również znakomitą tenisistką.

Nie chodzi o to, że Teresa i Mietek potraktowali mnie łagodnie, nie grali na sto procent swoich możliwości, a mogli to zrobić, niektórzy nawet może sądzą, że powinni, chodzi o to, że właśnie dlatego, że tego nie zrobili, pokazali, że przede wszystkim są ludźmi, dopiero potem tenisistami. Nie zlekceważyli mnie, nie patrzyli z góry, wiedzieli , że tenisowo są lepsi, a mimo to nie dali mi żadnym gestem odczuć tego, że nie powinnam się znaleść na tym samym korcie co oni, bo jestem  na to za słaba.

Na drugim biegunie znajdują się amatorzy, którzy nie szanują początkujących graczy, nieustannie udzielają „dobrych” rad amatorom w ich mniemaniu słabszym od nich i to jest prawdziwy koszmar:

Musisz inaczej się ustawić!

Musisz zamknąć uderzenie!

No do tej piłki to musisz dobiec!

A ty w ogóle masz trenera?

Jak długo grasz? chyba od niedawna?( a ty grasz już dwa lata, ale opornie ci idzie…)

Po ich minie i postawie widzisz też, że to dla nich dyshonor grać z takim słabeuszem.

To z perspektywy graczy początkujących naprawdę nie jest nic miłego, przykro nam się tego słucha, podcinacie nam skrzydła, podczas takich meczów przestajemy wierzyć w siebie. To nie są rady wspierające, to jest nieprzyjemne punktowanie naszych braków. 

Drodzy znawcy techniki, mistrzowie absolutni wszystkiego, my prawdziwi pasjonaci tenisa, kochamy ten sport każdym centymetrem siebie, nic nie musimy, a na pewno nie chcemy słuchać waszej krytyki , która nie  buduje  i nas nie  rozwija. Mamy trenerów, którzy mają prawo i obowiązek nas korygować, uczyć i zdecydowanie wolimy grać z tenisistami, którzy okazują nam szacunek oraz budują naszą pewność siebie. Bierzcie przykład z Tereski i Mietka oraz innych podobnych do nich graczy w konfrontacji z początkującymi tenisistami, będziecie wtedy dla nas autorytetami, a nawet bohaterami felietonów 

? …I może  się okazać, że któregoś dnia  znowu spotkamy się na korcie i was pokonamy, tak my właśnie ci, którzy nie umieli zamknąć poprawnie uderzenia. To dopiero będzie satysfakcja, z podniesioną głową i z szacunkiem do przeciwnika, bez zbędnych słów, podamy wam rękę po dobrym meczu, bez wyższości, zadowoleni z wygranej i w duchu fair play.