TENIS W CZASIE WOJNY-DOKĄD ZMIERZASZ ŚWIECIE?....
TENIS W CZASIE WOJNY- DOKĄD ZMIERZASZ ŚWIECIE?…
Długo zabierałam się do napisania tego felietonu, ostatnie tygodnie są bardzo trudne. Przecierałam oczy ze zdumienia, widząc czołgi na ulicach, spadające bomby, rannych, zabitych, uciekających…Coś co wydawało się absolutnym reliktem przeszłości, niemożliwym do powtórzenia w nowoczesnej Europie, stało się faktem.
Niewiele ponad 200 kilometrów od miejsca w którym co środę radośnie trenuję tenisa ,toczy się regularna wojna. Nasz europejski ład solidnie się zachwiał. Przez pierwsze dwa dni siedziałam odrętwiała, oglądając różne kanały informacyjne, z niedowierzaniem, strachem i poczuciem bezsilności. Ze swojego poziomu próbowałam realnie pomóc w zakresie swoich możliwości. Solidarność z Ukraińcami uciekającymi z własnych domów jest u nas w Polsce ogromna, angażujemy się naprawdę wzorcowo, ucichły gdzieś polityczne spory, w obliczu tragedii tych ludzi umiemy być przyzwoici.
Miałam dylemat czy organizować turniej w tym czasie, czy wypada bawić się, grać radośnie kiedy obok umierają ludzie, ale w ramach protestu przeciwko złu i w solidarności z Ukrainą postanowiliśmy 5 marca jednak oddać się naszej tenisowej pasji i przy okazji wspomóc zbiórką Ukrainę.
Nie tylko mój turniej odbył się w tym czasie, na światowych kortach Dubaj, Doha, w którym Iga Swiątek zdobyła tytuł, teraz Indian Wells, za chwilę Miami, świat wielkiego tenisa się nie zatrzymał…
Obserwuję postawę swoich idoli, sportowców, ikon, jak odnajdują się w tym czasie, a odnajdują się różnie…Niestety milczą najwięksi, Federer, Nadal, Barty na swoich profilach w mediach społecznościowych ani raz nie wyrazili swojej solidarności z Ukrainą, tak jakby żyli w bańce swojej perfekcji i świat realny ich nie dotyczył. Spore rozczarowanie…
Wiem, że może to tylko słowa, być może pomagają anonimowo ofiarom wojny, tylko, że świat, młodzi patrzą na swoich idoli i uczą się od nich postaw, nie tylko gry. Ogromnie brakuje mi wywiadu Nadala, w którym stanowczo zaprotestowałby przeciwko wojnie, są tematy i wartości od których nie można się dystansować.
Bardzo podoba mi się postawa Igi Swiątek, która nie tylko gra z symboliczną wstążeczką z flagą Ukrainy, ale też podkreśla w wywiadach i na swoich profilach zdecydowane NIE przeciwko wojnie. Tenisistek i tenisistów podobnych Idze jest sporo, jednak to wciąż mniejszość, reszta wybiera milczenie.
Postacią wiodącą, reprezentującą Ukrainę w tourze jest teraz bardzo medialna Elina Svitolina. Od początku wojny mocno angażuje nie w pomoc rodakom i nagłaśnia temat gdzie tylko może, apelowała również o to, aby tenisiści z Rosji i Białorusi mogli występować w turniejach ATP i WTA tylko jako neutralni zawodnicy, bez flag reprezentujących ich kraje, co udało się osiągnąć. Dodatkowo drużyny narodowe z Rosji i Białorusi decyzją ITF zostały wykluczone z rozgrywek. Presja ma sens.
Oczywiście można powiedzieć, czemu winni są rosyjscy sportowcy, często żyjący i trenujący poza Rosją, dlaczego mają ponosić konsekwencje politycznych sporów. A jednak poczucie człowieczeństwa i dobrego smaku wyraźnie nakazuje, że te symboliczne przecież gesty są potrzebne, podobnie jak bezcenna realna pomoc Ukrainie.
Można też tak, jak moja idolka Maria Sharapova, piękna i dumna Masza, będąc Rosjanką sprzeciwić się wojnie, być zdruzgotaną krzywdą niewinnych ludzi, dzieci ,wspierać Ukrainę poprzez fundacje SAVE THE CHILDREN i nie bać się mówić o tym głośno.
Piękny obrazek miał miejsce kilka dni temu podczas meczu dwóch Ukrainek w Indian Wells, Marty Kostiuk i Maryny Zaniewskiej, dziewczyny dostały od publiczności brawa i owacje na stojąco, po 3 setowym meczu mocno i długo się przytulały.
Grałam kilka dni po rozpoczęciu wojny mecz ligowy z koleżanką z Ukrainy, też przed meczem ją przytuliłam, nawet się popłakałyśmy… Pytałam czy jest gotowa na mecz, czy chce i ma siłę grać, powiedziała, że tak, że teraz głównie tenis daje jej poczucie, że jest dobrze i normalnie, mimo, że większość czasu spędza na łączach z rodziną z Ukrainy i jest w permanentnym stresie.
Nie wiem jak potoczy się ta wojna, jakie finalnie zbierze żniwo tu i teraz i w przyszłości, jakie będą jej konsekwencje dla nas wszystkich. Jedno jest pewne, nawet jeżeli zapanuje pokój, nic już nie będzie takie samo, tragiczny ślad zła zostanie w nas wszystkich. Ten czas próby to dla nas czas na rozwój swoich postaw, charakteru, docenienia tego co mamy i jak dużo mamy. W czasie tej wojny ważne jest to co możesz dać drugiemu człowiekowi, bezinteresownie, czasami wystarczy prosty gest wsparcia, a czasami musisz jasno i głośno powiedzieć SŁAWA UKRAJINI!, szczególnie jeśli jesteś idolem tłumów.
Grajmy też w tenisa, to ogromny przywilej, że możemy to robić pod niebem, z którego nie spadają bomby.
Jak to powiedział ważny dla mnie człowiek, staraj się robić dobro w obrębie swoich 5 metrów, jeżeli każdy tego dopilnuje, świat będzie piękniejszy.
WIELKI MAŁY CZŁOWIEK
WIELKI MAŁY CZŁOWIEK
Na kortach klubu Tennis&Country Club w Giebułtowie od soboty do poniedziałku ( 5-7 luty) toczył się HALOWY PUCHAR POLSKI. Impreza takiej rangi po raz pierwszy odbyła się na obiekcie stworzonym do tego typu wydarzeń. Infrastruktura, zaplecze, urok obiektu oraz gościnność właścicieli sprawiła, że te kilka dni pozostanie w pamięci zawodniczek, zawodników, trenerów, rodziców, klubowiczów, widzów na bardzo długo. To było fantastyczne wydarzenie!
Mało brakowało, a zabrakłoby mnie na nim. W czwartek złapała mnie niedyspozycja i bałam się, że do soboty się nie wykuruję, na szczęście się udało. Spędzałam w T&CC każdego dnia turnieju długie godziny na oglądaniu wspaniałych meczy zawodowców, na niekończących się rozmowach, na analizach, poznałam świetnych ludzi, z których kilku zostało bohaterami mojego felietonu.
Pierwszy zawodnik z którym udało mi się zupełnie przypadkowo porozmawiać to Maciek Matuszczyk z Krakowa. Zaczęliśmy, oglądając inny mecz, niezobowiązującą pogawędkę, a potem Maciek opowiedział więcej…, że ma trudny okres za sobą, że długo nie grał, że miał perturbacje osobiste, że nie ma specjalnych oczekiwań i cieszy się, że w pierwszej rundzie pokonał wyżej rozstawionego zawodnika. Maciek ma dłuższe włosy, nosi czapkę z daszkiem, jest leworęczny i gra urozmaicony, piękny dla oka tenis. Okazało się również, że Maciek jest wychowankiem Krzysia Sieniawskiego, pod okiem którego spędził kilka najważniejszych tenisowych lat. Krzysztof z dumą i wzruszeniem oglądał późniejsze mecze Maćka, który odpadł dopiero w rywalizacji z turniejową jedynką Marcelem Politowiczem. Pokazał mi zdjęcia jak Maciek na korcie był jeszcze dzieciakiem. Niesamowicie utalentowany zawodnik, którego kariera w pewnym momencie wyhamowała z przyczyn od niego zupełnie niezależnych. Dobrze widzieć Maćka w takiej formie, gra tenis, który świetnie się ogląda. Mocno za niego trzymam kciuki, poprawiaj daszek chłopaku i rób swoje!
Mecz, który oglądałam jako pierwszy to mecz pomiędzy Kacprem Szymkowiakiem( KKT WROCŁAW) a Wojtkiem Kasperskim ( WOJNAR TENNIS ACADEMY KRAKÓW). Kacper chyba najmłodszy na turnieju, również chłopak w czapce z daszkiem od razu skupił moją uwagę, energia rozrabiaki plus piękny tenis. W setach u panów było po jeden, o wygranej decydował super tie-break. Kacper ekspresyjnie szalał, gonił wynik i się złościł, przeciwnik zachowywał kamienną twarz i spokój. Wygrał Wojtek 11:9. Złapałam zawodników tuż po meczu na szybką rozmowę. Wojtek spokojny, grzeczny, ułożony, rzeczywiście taki jest i to był jego klucz do zwycięstwa w decydujących momentach. Za to żywiołowy Kacper, powiedział, że on z kolei jest taki, to jest jego charakter, jak wyrzuci z siebie złość, emocje, jak krzyknie, to schodzi z niego napięcie i lepiej gra, był sobą na korcie w 100%. Odpadł w pierwszej rundzie, za to w deblu z Mikołajem Lisem doszli do finału, który się nie odbył, przeciwnicy Piotr Kusiewicz z Marcelem Politowiczem dali WO, z powodu kontuzji Marcela.
Parę słów o Marcelu Politowiczu( PT OLIMPIA POZNAŃ) turniejowa jedynka, najwyżej rozstawiony zawodnik, z którym od razu poczułam chemię 😉, bo podobnie jak ja ma wadę wzroku i też nie może nosić soczewek, gramy więc razem ja i on😉 w okularach, tylko, że Marcelowi to zupełnie nie przeszkadza😉.Marcel gra świetnie, jest niezwykle szybki, dynamiczny i kompletny w swoim tenisie. Niestety złapała go kontuzja pleców i w poniedziałek musiał poddać mecz półfinałowy w singlu i finałowy w deblu. Bardzo sympatyczny chłopak, rozmowny, otwarty. Prywatnie koleguje się z kolejnym moim bohaterem Piotrem Kusiewiczem, z którym tworzą parę deblową.
Piotr Kusiewicz ( WOJNAR TENNIS ACADEMY), jeden z najbardziej utalentowanych i znanych krakowskich zawodników. Chłopak na korcie to wirtuoz, jakby grał mimochodem, gra szybko, mocno, celnie, a dodatkowo jest w tym artyzm, dopieszczenie każdego zagrania. Jego tenis komponuje się z dredami, które nosi i łagodnym uśmiechem, Piotr uśmiecha się oczami. Grał po kilkumiesięcznej kontuzji.
Piotrek ma fantastycznych rodziców, z którymi na trybunach spędziłam bardzo miło czas gawędząc głównie o tenisie. Perspektywa rodziców zawodnika daje zupełnie inne spojrzenie na zawodowy tenis. Logistyka, poświęcenie, pieniądze, system szkoleń, dostępność obiektów, trenerów, sparing partnerów, jest tyle składowych , które trzeba pospinać, żeby potem oglądać na korcie taki dobry tenis. Ogromny szacunek dla rodziców Piotra, robią kawał dobrej roboty.
Ale żeby nie było tylko milutko, to w sobotę podczas meczu pomiędzy Viktorem Blomem a Bartłomiejem Andrzejczakiem doszło do spięcia. Najpierw panowie nie mogli się dogadać co do wyniku w drugim secie, wydawało się, że się dogadali i przeszli do tie-breaka, ale …po jednej z wymian według jednego z zawodników pękła piłka, tylko, że pokazał kilka piłek i to nie od razu po akcji, tylko długo po kiedy przeciwnik zagrał winnera. Bartłomiej chciał powtarzać piłkę, bo tak jest regulaminowo, a Victor się nie zgadzał, bo według niego nie było związku między wygraną akcją, a późniejszym pęknięciem piłki. Zrobiło się nieprzyjemnie, na kort została wezwana pani sędzia i zarządziła, że nie ma powtórki punktu, bo piłka nie pękła bezpośrednio podczas uderzenia. Bartłomiej nie przyjmował decyzji pani sędzi, młodszy Viktor bardzo się zdenerwował, że już wcześniej podczas drugiego seta przeciwnik wymusił błędny wynik, a teraz próbuje odebrać mu prawidłowo zdobyty punkt. W końcu mecz wznowiono, zgodnie z decyzją pani sędzi. Trybuny wyczuły naciąganie i fałsz w całej tej sytuacji i odtąd kibicowały Viktorowi , który mecz wygrał.
Po meczu pogratulowałam młodemu, chciałam też pogratulować Bartłomiejowi, bo poza tym incydentem panowie zagrali świetny mecz, ale Bartek myślał, że jestem mamą Viktora😉Na szczęście podaliśmy sobie ręce.
Męski poniedziałkowy półfinał ( z powodu WO Marcela, drugi mecz półfinałowy skończył się przy stanie 2:4) i finał to prawdziwa uczta dla kibiców, w obydwu meczach o końcowym wyniku decydował super tie-break. Wygranym i bohaterem obydwu meczy był Juliusz Bienkiewicz (UKS SPORT KLUB WROCŁAW) . W meczu półfinałowym z Mikołajem Lisem przegrał pierwszego seta, drugiego wygrał w tie-breaku , do końca trzymając widzów w napięciu, żeby w decydującym trzecim szybkim secie wygrać zdecydowanie 10:5.
Finał z Karolem Filarem zaczął bardzo pewnie i dynamicznie, dominując wyraźnie rywala, ale w drugim secie to Karol zaprezentował się lepiej i zasłużenie wygrał. O zwycięstwie w turnieju decydował znowu super tie-break, wygrał Julek 10:7, w najważniejszych momentach świetnie serwował i zachowywał koncentracje. Juliusz ma świetnego trenera, spokojnego, kompetentnego, cały czas dopingował i wzmacniał z trybun swojego zawodnika, analizował błędy, po to, żeby wyciągać z nich wnioski. Duża osobowość, widać w tej relacji zawodnik/trener fajne, niewymuszone porozumienie i szacunek. Panowie mają też swoje tajne kody porozumiewania się, ale tego nie pozwolili mi zdradzić, przynajmniej na razie😉
Na deser zostawiłam dziewczyny, bo tak jak wygrana faworytki, najwyżej rozstawionej Aleksandry Wierzbowskiej zaskoczeniem być nie może, tak to jak potoczył się cały turniej dla Wiktorii Saskiej to jednak fantastyczna niespodzianka. Obydwie Panie trenują w T&CC w Giebułtowie, reprezentują KS DRAGON TENNIS TEAM PRO i obydwie spotkały się w finale!
Wiktoria miała bardzo ciężki drugi turniejowy mecz w piątek, nie wiadomo było czy po pierwszym przegranym secie da radę kontynuować grę z powodu dotkliwych skurczów, potrzebna była pomoc fizjoterapeuty. Udało się zawodniczkę postawić na nogi, Wiktoria wygrała drugiego seta i super tie-break przy ogromnym aplauzie zgromadzonej publiczności. Rozmawiałam z Wiktorią w niedzielę, była zmęczona i bardzo szczęśliwa, a jeszcze wtedy nie wiedziała, że po dwóch następnych wygranych meczach znajdzie się w finale ze swoją klubową koleżanką Olą Wierzbowską. Wiktoria jest delikatna, eteryczna, ale na korcie potrafi uwolnić w sobie prawdziwego tygrysa😉
Poniedziałkowy finał Oli i Wiktorii dla klubowiczów, trenerów, bliskich to było wspaniałe doświadczenie i radość, że Dziewczyny gospodynie tak świetnie zagrały, dochodząc do finałów Pucharu zarówno w singlu jak i deblu. Sztab szkoleniowy( Kasia Strączy, Kuba Migas) i zawodniczki powinni być bardzo dumni. My klubowicze jesteśmy.
Te trzy dni podczas Halowego Pucharu Polski miały wielu bohaterów, każdy z nich ma swoją historię, każdy z czymś się zmaga, czegoś się boi, wstydzi, każdy jest wyjątkowy.
W tenisie z kortu tylko jedna strona schodzi zwycięska, oni to akceptują.
Patrzyłam na tych zawodowców na korcie, potem w kuluarach, przy wspólnych posiłkach, jedni się lubią mniej, drudzy bardziej, ale mecz kończą na korcie, potem idą dalej. Dużo my amatorzy możemy się od nich nauczyć, w kwestii sędziowania, w kwestii kultury na korcie czy wreszcie w kwestii wzajemnego szacunku, bo grać jak oni nie mamy szans. Cenna lekcja.
Oni też wiedzą, że w ich wieku Nadal miał już parę tytułów, wiedzą, że świat nie czeka, że każdego dnia przybywają na całym globie miliony dzieciaków grających w tenisa. Oni to wiedzą …, a jednak zaciskają zęby grając kolejne mistrzostwa, zdobywając mozolnie kolejne punkty do rankingu w ITF i wierzą, że kiedyś będą na szczycie…
WIELCY MŁODZI LUDZIE.
KOSMITA NA TRONIE
KOSMITA NA TRONIE
Zrobił to! Rafael Nadal wygrał dwadzieścia jeden razy Wielkiego Szlema, jest to najlepszy wynik w historii tenisa. Rafa wszedł na podium lidera, zostawiając w tyle za sobą Rogera Federera i Novaka Djokovica. Jest na tronie, rządzi!
To, że Nadal jest w gronie najwybitniejszych tenisistów wszech czasów wiemy od lat, oglądamy jego epickie mecze, podziwiamy kunszt, atletyczną budowę, wytrzymałość i waleczność. I to właśnie waleczność i wiara w końcowy sukces zaprowadziły Rafę w sobotnią noc w Australii do wygranej.
Kto oglądał ten wspaniały finał, ten wie, że po dwóch pierwszych setach przegranych przez Nadala praktycznie nikt nie wierzył, że Rafa może to wygrać, nawet wiara w to, że wygra przynajmniej seta była z cyklu tych, że całe lato nad morzem w Polsce będzie ciepłe i słoneczne.
Ale była przynajmniej jedna osoba, która w to wierzyła, tak się złożyło, że była też wtedy na korcie Rod Laver Arena w Melbourne😉i w trzecim secie posłała w trudnym momencie wygrywającą piłkę po linii, żeby potem wyserwować na zwycięstwo w secie. To był on, Rafael Nadal, który wierzył, że póki jest w grze może to wygrać.
To był moment zwrotny tego finału, minęły ponad trzy godziny gry, Daniil Medvedev mógł wygrać gładko w trzech setach, zabrakło mu kilku piłek, żeby to zrobić, przegrał w trzecim i zgasł. Za to król Nadal odżył, do zwycięstwa potrzebne były mu jeszcze dwa sety, drugiego również wygrał i wtedy stało się realnym faktem to, że tytuł ma w zasięgu ręki.
Medvedev nie położył się na tacy, miał trochę problemów z nogą, pojawiło się więcej błędów, publiczność była przeciwko niemu, ale walczył na korcie do końca, na finałowy set Rafa serwował dwa razy i udało mu się to zrobić dopiero za drugim razem, wygrał po prawie pięciu i pół godzinach gry. Totalna euforia i wzruszenie zapanowały w Australii na korcie, na trybunach, ale też na całym świecie przed milionami ekranów.
Rafael Nadal ma 35 lat, we wrześniu przeszedł operację stopy, do Australii jechał jak zawsze zagrać swój najlepszy tenis i walczyć do ostatniej piłki. Rodzina i sztab trenerski Nadala podkreślają od dawna, że jest wielu świetnie grających w tenisa zawodników, młodszych, o lepszych parametrach i predyspozycjach, ale nie ma drugiego tak walecznego tenisisty jak Rafa. W jego przypadku to nie są jakieś puste slogany, on naprawdę nigdy się nie poddaje, jest inspiracją dla milionów sportowców i zwykłych ludzi. Jego slaby angielski jest uroczy, jego mimika, z pozoru groźna, skupienie podczas meczy, rytuały, energiczne podskoki no i piękny, szeroki uśmiech z zawadiacko zmrużonymi oczami. W Nadalu jest jakaś prawda, są hektolitry wylanego potu i miliony godzin treningów, ale widząc te jego drobne ludzkie gesty widzę w nim człowieka, nawet jeżeli naznaczonego kosmicznym talentem, to jednak człowieka.
Na naszym lokalnym amatorskim tenisowym podwórku też trochę się dzieje. W miniony weekend moja serdeczna koleżanka#teammarysia, znakomita tenisistka wróciła na tron, wygrywając mocno obsadzony turniej.
Ja na sinusoidzie, aktualnie w fazie spadkowej. Dwa tygodnie temu, zagrałam prawie jak Nadal 😉 długi wyczerpujący mecz ligowy, który w drugim secie przegrywałam 3:5 i było 40:0 dla przeciwniczki …doprowadziłam do super tie-breaka, który wygrałam 14;12…, cały drugi set trwał prawie godzinę i czterdzieści minut. Po tym wygranym meczu pomyślałam sobie, ze teraz to już mogę w tenisie wszystko😉.
Tydzień temu na turnieju okazało się, że nie mogę nic…Grałam przeciwko koleżance, która zagrała o kilka prędkości i klas szybciej i lepiej, po kilkunastu minutach było 0:4, nie istniałam na korcie. Sety były do 4, więc po tym nokaucie poddałam mecz, jedyne co chciałam to uciec do szatni i się rozpłakać. Malo profesjonalne, ale tak zrobiłam, byłam bezradna. Efekt tego był taki, że znowu wchodziłam na kort ze zgarbionymi plecami, straciłam wiarę i oceniałam bardzo krytycznie swoje umiejętności.
Na szczęście mam świetnego trenera i znajomych. Trener mnie skarcił za to, że się poddałam i nie sprobowałam czegoś zmienić w drugim secie, ale też zna mnie, więc zrozumiał mechanizm ucieczki. W ramach zaleceń polecił zobaczyć mecz półfinałowy Igi Swiątek z Danielle Collins, w którym prędkość gry i precyzja Collins znokautowały Świątek, niewiele mogła zrobić, ale z kortu nie zeszła. Drugie zalecenie to zagrać mecz sparingowy z bardzo dobrze grającą przeciwniczką i zagrać go na 100%, tak, żeby znowu uwierzyć, że potrafię. Najważniejszy przekaz trenera jest taki, że różne mecze się zdarzają, że jeszcze nie raz trafię na kogoś, kogo piłki będę odprowadzała wzrokiem i że to nie jest powód, żeby rzucać tenisa, co chciałam po zeszłej sobocie zrobić 😉
Ze znajomymi zgrałam w zeszłym tygodniu świetnego towarzyskiego miksta, dzięki temu znowu uwierzyłam, że umiem i że nawet zdarza mi się zagrać pięknego stop woleja😉.
Chciałabym być kosmitą jak Rafa, chciałabym mieć ten gen pewności, żeby przestać kurczyć się w sobie, żeby nie wstydzić się jak mi na korcie nie idzie, żeby poprawić sukienkę i w podskokach wbiec na kort i walczyć jak lwica o każdą piłkę, żeby nie uciec już nigdy do szatni i w niej z bezsilności nie płakać…
Nadal w sobotę pokazał całemu światu, że wszystko jest możliwe, a mi osobiście w tym moim dołku podał pomocną, ciepłą dłoń, opaloną słońcem Majorki, chwytam się jej pewnie i jestem znowu gotowa.
AUSTRALIAN OPEN NIE DLA WSZYSTKICH OPEN
AUSTRALIAN OPEN NIE DLA WSZYSTKICH OPEN
Drugi tydzień zmagań tenisistek i tenisistów na Australian Open dobiega końca, pozostały już tylko półfinały i finały, ostatnia prosta. W męskiej najlepszej czwórce turnieju mamy samych europejczyków Berrettiniego, Medvedeva, Nadala i Tsitsipasa. U pań nasz kontynent reprezentuje tylko Polka, Iga Swiątek, która w półfinale zagra z Amerykanką Daniellę Collins, drugą parą półfinałową są faworytka gospodarzy Ashleigh Barty i kolejna Amerykanka, niespodziewanie Madison Keys.
U pań na tym etapie turnieju nie ma żadnych rakiet, które w ostatnich miesiącach zgarniały wszystkie trofea, nie ma Badosy, Kontaveit, Raducanu, Sakkari, Muguruzy, Krejcikovej, nie ma też Simony Halep, którą ograła Cornet i wreszcie nie ma obrończyni tytułu Naomi Osaki, którą odesłała do domu Amanda Anisimova.
U panów finałowa czwórka dosyć przewidywalna, może tylko odpadnięcie Zvereva zaskoczyło no i przede wszystkim brak lidera rankingu i zwycięzcy poprzedniej edycji AO Novaka Djokovica.
Novak Djokovic został z Australii wyrzucony. Cały spektakl medialny toczył się przez kilkanaście tygodni. Wymóg organizatorów turnieju dla zawodników i ich sztabów był jasny, tylko zaszczepieni mogą przyjechać i grać. Mamy pandemie, takie wytyczne, koniec kropka. Tak jak mamy wytyczne dotyczące wieku, w którym sprzedadzą nam alkohol, w którym zrobimy prawo jazdy, itd. Cały świat opiera się na umowach społecznych i zasadach ogólnych, które przestrzegamy, tak, żeby w miarę bezkolizyjnie poruszać się nie tylko na drogach, ale we wszystkich obszarach życia. Kłopot polega na tym, że jak wjedziesz na autostradę pod prąd, to w najlepszym wypadku dostaniesz tylko mandat, w najgorszym będziesz śmiertelnym zagrożeniem dla siebie i innych. W Australii kłopotu nie było, nie respektujesz zasad, nie przyjeżdżasz, nie ma zagrożenia, co najwyżej sponsorzy pomarudzą, widzowie zatęsknią, ranking spadnie. Ale jednak wielokrotny mistrz, ikona współczesnego tenisa postanowił z decydentami z Australii ,mimo jasnych zasad uczestnictwa, rozpocząć całkowicie żenującą historię. Wizerunkowo ogromna katastrofa, wyszło na jaw dosyć spore mijanie się z prawdą Novaka, kluczenie, kombinowanie i domaganie się specjalnego traktowania, a z drugiej strony farsa w braku decyzyjności australijskich organów odpowiedzialnych za wydanie zgody na przyjazd niezaszczepionego Djokovica.
Co to mówi o nas jako o społeczeństwie? Dużo złego…Wypowiedź dla mediów ojca Djokovica, że syn jest traktowany jak „zwykły emigrant” pokazuje gdzie jako ludzie zaszliśmy, jak bardzo się wzajemnie poniżamy, jak się wywyższamy w swojej wyjątkowości, jak mało interesują nas inni.
Promujemy bylejakość, kombinatorstwo, wybujałe ego.
Nie brak mi Novaka w Australii zupełnie, mecze w drabince męskiej, szczególnie pięciosetowe obfitują w mistrzowskie wymiany, zwroty akcji i dramaturgię.
Obrońcom Novaka Djokovica za to pod jego nieobecność bardzo przeszkadza na kortach Nick Kyrgios swoją wirtuozerią, grą , zabawą, przedstawieniem jakie robi. Widziałam oburzone wpisy kibiców tenisa po tym jak Nick zrobił Siuu w stylu i geście Ronaldo, jak przypadkiem dziecko dostało rykoszetem piłką po jego uderzeniu, albo o serwisie z dołu i w ogóle jaki ten Kyrgios beznadziejny, marnuje talent…
Publika kocha Nicka Kyrgiosa , trybuny szleją jak gra. Jak napisał Patrick Mouratoglou o Nicku, na zdjęciu ilustrującym dzisiejszy felieton :…” This is everything that tennis needs” … To jest wszystko czego potrzebuje tenis, sport jest wyjątkowy, właśnie dlatego, że dzielisz emocje z fanami , z widzami. Dlatego Kyrgios swoim luzem doprowadza do szału ludzi, którzy są bardzo zasadniczy i fanatyczni tylko tam gdzie im to pasuje. Tacy stróże praw i moralności uwielbiają punktować za tzw.inność, a najlepiej za wszystko , …ale tym samym ludziom zupełnie nie przeszkadzają kłamstwa Novaka Djokovica… to jest właśnie ten niezrozumiały podwójny standard…
Myślę ,że najbardziej ci którzy krytykują Kyrgiosa , zazdroszczą mu tak zwyczajnie po ludzku, tych, co chwilę ładniejszych narzeczonych 😉 no i i tego że pięknie, stylowo gra.
Trzymam oczywiście mocno kciuki za moich ulubieńców w półfinałach , VAMOS RAFA!!!, JAZDA IGA !!!
Australio bądź otwarta, słoneczna, piękna, dumna, wolna i pozwól, żeby na twoich kortach największe marzenia spełniły się tym, którzy mają w sobie przede wszystkim prawdę, odwagę, siłę, wiarę i pokorę.
ŁZY NOVAKA DJOKOVICA
ŁZY NOVAKA DJOKOVICA
W życiu jest czas na śmiech i łzy. Lubimy szczególnie momenty gdy rozpiera nas szczęście, łzy też czasem lubimy, ale tylko łzy radości i wzruszenia. Łez smutku, porażki, rozczarowania, tęsknoty czy żalu nie lubi nikt. Skończył się US OPEN, na którym było dużo radości i dużo łez.
Novak Djokovic nie pobił rekordu 4 Wielkich Szlemów w roku, nie zdobył też 21 tytułu Wielkiego Szlema, ale zdobył serca kibiców swoimi łzami… Po raz pierwszy w finale z Medvedevem zobaczyłam innego Novaka, nie takiego, który zawsze mnie irytował swoją butą, arogancją, pajacowaniem, ale niepewnego, nieśmiałego, słabszego, ludzkiego. Wyszedł na ten finał nie jak po swoje, wyszedł jakby wiedział, że przegra. I przegrał dosyć gładko, nie grał na swoim mistrzowskim poziomie, było dużo błędów i chaosu w jego grze. I Novak się rozpłakał …, w jego oczach pełnych łez były wymieszane wszystkie emocje. Świat zobaczył, że wielki Novak nie jest bezbłędną maszyną do wygrywania, jest człowiekiem. Dla mnie to był piękny i wzruszający obrazek.
Finał kobiet to były wyłącznie łzy radości. Dwie nastolatki Emma Raducanu i Leylah Fernandez z dalekich list rankingowych odprawiły z kwitkiem wszystkie wysoko notowane przeciwniczki i zagrały przepiękny mecz finałowy, który wygrała Raducanu. Bardzo fajny jest ich emocjonalny stosunek i zaangażowanie w grę, Leylah po każdej wygranej akcji uroczo zaciskała pięść i była zawsze skupiona, Emma pokazywała złość i pazura. Dziewczyny grają tenis kompletny, bez kompleksów, zdecydowanie idzie nowa, świeża jakość w damskich rozgrywkach.
Nie sposób nie wspomnieć o kolejnym młodym talencie, Carlos Alcaraz, chłopak ograł w fantastycznym meczu Stefanosa Tsitsipasa. Były łzy radości! Jak on cudownie grał, zero zachowawczości, mądrze, ofensywnie, zachwycił cały świat. Gdyby nie to, że w kolejnym meczu musiał kreczować z powodu kontuzji, to kto wie jak daleko by doszedł.
Światowe korty mają nowych bohaterów, a ja staram się szukać analogii do nich w naszych lokalnych amatorskich rozgrywkach i znajduję zawsze.
4 września odbył się w T&CC w Giebułtowie turniej -memoriał poświęcony zmarłemu tenisiście.
Było dużo łez wzruszenia przy wspominkowym filmie o zmarłym, a na kortach trochę łez smutku. Kobiecy finał podobnie jak na US OPEN rozgrywały między sobą nastolatki.
Piękna pogoda, kort centralny, tłumy widzów, dziewczyny grały również świetny mecz, wygrała ta nieco starsza. Tenisistki pożegnały się z dużym szacunkiem, a ta która przegrała płakała, nie mogła powstrzymać łez. Wszyscy jej gratulowali, również zwyciężczyni, pięknej gry przez cały turniej i finału, ale jednak łzy zdominowały u niej ten moment. Jestem przekonana, że dojdzie daleko w swojej tenisowej karierze.Była na całym turnieju najmłodsza, gra świetny technicznie tenis, dużo trenuje i ma to coś, co jest najważniejsze i co kształtuje mistrzów, nie wstydzi się pokazać prawdziwych emocji, nie jest zimna i wyrachowana. Matylda COME ON!!!
Może Novak Djokovic nie pobił rekordu, może nasza lokalna młoda tenisistka nie wygrała finału, ale idą właściwą ścieżką na mistrzowskiej drodze. Takich zawodników, pełnokrwistych, a nie przewidywalne maszyny chcemy oglądać i podziwiać. To dla nich zarywamy noce, kibicujemy ich pojedynkom, płaczemy łzami radości, dumy i wzruszenia.
A łzy smutku? Nawet jeżeli się pojawią to przeminą i zapomnimy o tym co nas przygnębia, rozczarowało i zawiodło…nie czas na łzy …
ZA CO TAK NA PRAWDĘ KOCHAM TENISA
ZA CO TAK NA PRAWDĘ KOCHAM TENISA?
Nie da się znaleść jednego powodu dlaczego kocham ten sport bezkrytycznie i namiętnie, dlaczego tenis, a nie bieganie , narty albo szachy ?
Od dziecka byłam typem sportowym, już w przedszkolu nauczyłam się pływać , miałam szczęście mieszkać na ul. Grochowskiej w Krakowie , z okien swojego pokoju widziałam szkołę, sportową do której chodziłam, boisko i coś , co było w latach 80 -tych rarytasem, kryty basen, z prawdziwą mocno chlorowaną wodą , po której mieliśmy zielone włosy ? Pływanie kocham do dziś i całkiem dobrze umiem to robić, pływam zdecydowanie lepiej niż gram w tenisa?
Potem była zajawka na bieganie, starty w biegach , zawodach, ale nigdy biegania nie lubiłam specjalnie, nie było moją pasją .
I wtedy zapukał do mojego serca tenis, nie właściwie wdarł się jak taran , obezwładnił , uzależnił , zdominował , oddałam mu się w całości i jestem gotowa wiele dla niego zrobić i robię to z największą frajdą i satysfakcją, jestem szczęściarą , że GO mam.
A za co GO kocham ?
Za TENISOWE SUKIENKI , za to ,że mogę się stylizować i bawić kolorami , modelami , tak dobrze mi to wychodzi, że nawet obcy tenisiści i tenisistki mi mówią , że nie widzieli lepiej ubranej dziewczyny na korcie, że wyznaczam trendy, że Sharapova, to może się ode mnie uczyć?
Za EMOCJE, które mi daje, od poczucia ogromnego szczęścia, satysfakcji, uśmiechu, rywalizacji, ale też łez, zwątpienia, frustracji, rozczarowań , walki ze słabościami i znowu szczęścia, że mam pasję , którą czuję każdym milimetrem siebie .
Za LUDZI, których poznałam dzięki tenisowi , mam , nie boję się użyć tego słowa, przyjaciół , w całej Polsce, którzy podobnie jak ja kochają ten sport. Rywalizujemy, sparingujemy, spotykamy się na turniejach, wyjazdach, ale też prywatnie lubimy spędzać ze sobą czas, tenis , jest oczywiście najważniejszy , ale tuż obok niego jesteśmy ze sobą wspólnie na różnych etapach naszych życiowych meandrów.
Bo tenis jak brzmi moje motto to pasja do życia …