ANGIELSKA TRAWA NABIERA BIAŁO-CZERWONYCH BARW

ANGIELSKA TRAWA NABIERA BIAŁO-CZERWONYCH BARW

Jest gorąco, po trzecim, chłodnym prysznicu, delektując się pysznymi lipcowymi czereśniami, w oczekiwaniu na dzisiejsze półfinały Wimbledonu wśród pań, nie mogłam się powstrzymać, żeby  nie napisać o tym co wydarzyło się wczoraj i w ostatnim tygodniu na londyńskiej trawie.

Moi bohaterowie zeszłego tygodnia juz nie grają, zarówno Magda Linette jak i Andy Murray odpadli. Drugi tydzień ma nowych bohaterów i ulubieńców tłumów.

Na samodzielnego lidera uwielbienia wyrósł Hubert Hurkacz. Chłopak, na którego nikt specjalnie nie stawiał, mimo, że całkiem niedawno wygrał bardzo prestiżowy turniej w Miami, to jego ostatnie przegrane mecze zdecydowały, że fani, eksperci i inne tuzy raczej sypali złotymi radami, pełnymi sarkazmu. Głównie chciano zwalniać jego trenera, zatrudniać psychologa i w ogóle to w sumie beznadzieja z tym Hubertem, ma już trochę lat, a nie jest w stanie przekroczyć pewnych limitów i wspiąć się na szczyt. Hmmm…Od wczoraj narracja jest już zupełnie inna, a mianowicie Hubert wygra Wimbledon, no bo skoro pokonał Federera to teraz już z górki?

Niezmiennie uwielbiam takie perełki wirtualnych forów i dyskusji.

Hubert Hurkacz wczoraj zagrał bardzo dobry mecz, pokonał swojego idola Rogera Federera w trzech setach w ćwierćfinale Wimbledonu, królestwie Rogera na korcie centralnych. Ustanowił też parę rekordów, Federer nigdy nie przegrał na Wimbledonie seta do zera, przegrał tylko raz w takim stosunku, w Paryżu w meczu z  Rafaelem Nadalem. Hubert jest czwartym Polakiem w historii, który dotarł do  fazy ćwierćfinałowej  rozgrywek Wielkiego Szlema, po Wojciechu Fibaku, Łukaszu Kubocie i Jerzym Janowiczu. Obok Jerzego Janowicza, Igi Świątek i Agnieszki Radwańskiej dołącza też do polskiej czwórki półfinalistów Wielkich Szlemów. Jest i truskawka na torcie, Hubert i jego bliscy mają  dożywotni wstęp na mecze Wimbledonu jako goście, całkiem przyjemny przywilej, który Hubert sobie wywalczył byciem w finałowej ósemce.

Jutro w półfinale zmierzy się z rozgrywającym świetny turniej przystojnym Włochem Mateo Berrettinim, teoretycznie rywal łatwiejszy, ale czy na pewno?…Roger Federer w swojej najlepszej formie nie popełniałby tylu błędów ile wczoraj, tenisistów  takich jak Hubert, wysokich, z mocnym serwisem, ogrywał z łatwością, ale kiedyś, teraz już nie daje rady. Za to Berrettini jest na takiej samej fali wznoszącej jak Hubert, obydwoje grają o najwyższą stawkę,  o finał Wimbledonu i obydwoje chcą się w nim znaleźć. Jutro wielkie święto i uczta  dla fanów tenisa, bardzo mocno trzymam kciuki za Huberta Hurkacza, niech gra pięknie i sięgnie po swoje marzenia.

Drugą parę półfinalistów tworzą  Novak Djokovic i DJ raper niepokorny Denis Shapovalov, oh jak ja bym chciała, żeby młody sprawił niespodziankę i pokonał pewniaka do zwycięstwa całego turnieju Djokovica.

U pań wystartował pierwszy półfinał Barty – Kerber, Ashley to moja ulubiona grające obecnie tenisistka, kibicuję, żeby wygrała z Angelique, chociaż Kerber na Wimbledonie pokazała wszystkim, którzy wysyłali ją już na emeryturę, że w tenisa nadal gra świetnie i te życzenia są lekko przedwczesne. To na pewno będzie dobry mecz.

Drugi półfinał to będzie mecz Karoliny Pliskovej z Aryną Sabalenką. Obydwóm tym paniom kibicuję. Karolina jest już tyle lat w światowej czołówce i podobnie jak Agnieszka Radwańska nie zdobyła jeszcze żadnego tytułu Wielkiego Szlema. Zasługuje na to i fajnie jakby jej się to udało. Całkiem niedawno ograła ją w finale w Rzymie Iga 0:6, 0:6, tylko, że to już historia i to Karolina jest w półfinale Wimbledonu a nie Iga.

Aryna Sabalenka, kolejna tenisistka bez tytułu Wielkiego Szlema, a grająca kosmiczny tenis i jak najbardziej mająca papiery na to, żeby sięgnąć po trofeum kończące Wimbledon. Tylko niech troszkę ciszej krzyczy…

Oglądam, kibicuję i przenoszę te topowe doświadczenia mistrzów na swoje lokalne tenisowe podwórko. Wczoraj grałam mecz z nastolatką, miałam go odwołać z powodu niezbyt dobrego samopoczucia po szczepieniu, ale  zagrałam, bo wiedziałam, że to jedyny termin, w którym ten mecz możemy rozegrać, bo potem obydwie wyjeżdżamy na wakacje. 

Obydwie podchodziłyśmy do meczu jako liderki grupy, Maja miała trzy  wygrane mecze na trzy rozegrane, ja dwa wygrane na dwa rozegrane, obydwie w tej rundzie ligi jeszcze nie przegrałyśmy. Do wczoraj …, wczoraj przegrałam ja, 2;6, 5;7 . W pierwszym secie nie grałam nic, hebel jak to mówimy w slangu?Obudziłam się dopiero w drugim secie, przegrywałam 1:3, żeby w końcu zacząć grać, doprowadziłam do stanu 5:4 i byłam o krok od wygrania drugiego seta, niestety się nie udało. Taki jest tenis właśnie, jednego dnia grasz tak, że zupełnie mimochodem po prostu idzie gładko, wszystko wychodzi, a czasami mimo chęci nie jesteś w stanie wykrzesać z siebie za wiele. Tak było wczoraj , dziś kolejny mecz, w sobotę jeszcze jeden przed wyjazdem na wakacje, na których oczywiście też będę grać w tenisa?Każdy z tych meczy może mieć inny scenariusz, ale jedno jest pewne, wygrywa zawsze jeden zawodnik, pokonany schodzi drugi. Nauczyłam się już przegrywać ładnie, wiem, że to jest wpisane w ten sport. Nie chcę tylko tak grać, a właściwie nie grać jak wczoraj w pierwszym secie. Myślę, że Roger Federer po meczu z Hubertem, mógł mieć podobnie ? na pewno był wkurzony na to w jakim stylu przegrał trzeciego seta do zera.

Jak jesteś pasjonatem, wkładasz serce i całego siebie w to co robisz, to chcesz perfekcji , doskonałości i wymagasz od siebie dużo, bo wiesz, że potrafisz i możesz.

Jutro niech będzie piękny dzień dla Huberta i polskiego tenisa, niech internetowe fora rozgrzeją się do czerwoności ?niech  zielona londyńska trawa kiełkuje  na biało-czerwono, tak żeby w niedzielę w pełni rozkwitnąć! 

 


TENISOWY OLIPM, CZYLI O MOICH IDOLACH.

  TENISOWY OLIPM, CZYLI O MOICH IDOLACH 

Topowi zawodnicy światowego tenisa rozpalają zmysły nas amatorów. Wzorujemy się na naszych idolach na różnych poziomach, a ponieważ wielu z nich ma niepowtarzalny styl , to komu kibicujesz mówi dużo  o Tobie, trafiasz do określonego klubu wyznawców. To trochę jak z polityką , albo jesteś konserwatywny, albo wolnościowy, albo prawicowy albo centrowy albo lewicowy itd. 

W tenisie męskim mamy jeszcze  aktualnie  cały czas  grającą tzw. wielką czwórkę, a właściwie po kontuzji Andy Murraya, wielką trójkę , Djokovic, Federer, Nadal  oraz graczy topowych młodszego pokolenia, Thiem, Zverev, Tsitsipas, Medvedev. To  jednak wielka trójka wyznacza w ostatnich latach standardy, śrubuje rekordy wygranych meczy, turniejów, dokonuje niemożliwego. 

Moim absolutnym idolem jest Rafael Nadal. Godzinami mogłabym rozprawiać o tym dlaczego właśnie on. Uwielbiałam  go jako młodego początkującego gracza, zbuntowanego , z groźną miną , z dłuższymi włosami, takiego łobuza. Łączy mnie z nim miłość do Majorki, to jest jego rodzinna wyspa , ale to jest też moja wyspa?, od lat tam regularnie jeżdżę i jestem zakochana bezkrytycznie w tym raju na ziemi. Rafaela uwielbiam oczywiście  głównie za jego tenisa , to co potrafi , z jaką  siłą i precyzją zagrywa te swoje top-spinowe piłki, jak się porusza, jakim jest gladiatorem, jak walczy, z jaką determinacją osiąga kolejne cele, jak ciężko trenuje, jakim jest kompletnym zawodnikiem, nawet jego rytuały z ustawianiem napojów, poprawianiem garderoby, opaski uważam za urocze. Rozczula mnie też jego angielski, prosty , z hiszpańskim akcentem, nie do podrobienia. Marzę o tym , żeby kiedyś realnie go poznać, najlepiej na Majorce w jego przepięknym obiekcie tenisowym w Manacor, wybieram się  tam znowu w tym roku , może się uda spotkać z idolem.

Bycie  fanką Nadala nie jest trudne, fanów na całym świecie ma miliony , ale zauważyłam, że nasze środowisko amatorskie jest delikatnie podzielone na wyznawców wielkiej trójki. Fanatyczni wyznawcy Rogera Federera, który wiadomo jest mistrzem absolutnym, zawsze stawiają Nadala niżej i są gotowi się kłócić o detale, naprawdę?Mimo, że obydwaj zawodnicy prywatnie się lubią i szanują , fani są podzieleni ,ich idol jest tym lepszym. Czasami dochodzi do ostrych polemik między nami i rozmów o wyższości szwajcarskiej precyzji  nad hiszpańskim żywiołem. Właściwie to jest całkiem sympatyczne i nas wyznawców tej dwójki tak można  też podzielić, my z teamu Nadala, jesteśmy bardziej emocjonalni, dynamiczni, ekspresyjni, wyznawcy Rogera są z natury bardziej powściągliwi i spokojni. Gdzieś tam w kontrze do tej dwójki czasami pojawią się fani Novaka Djokovica, ale z zasady nie mają szans na przebicie się wyżej niż numer 3, zresztą Djokovic z całej tej trójki jest najmniej jakiś osobowościowo i chyba dlatego nie wzbudza aż tylu emocji, chociaż tenisowo jest genialny.

Z młodszego pokolenia tenisistów uwielbiam  Nicka Kyrgiosa , za to jak gra , jak się grą bawi i za to że jest bad boyem?

W tenisie kobiecym od lat mam swoją idolkę, kontrowersyjną jak ja, ale niepowtarzalną w stylu Marię Sharapovą. Żadna inna tenisistka nie stworzyła takiej topowej tenisowej mody jak Maria. Jest idealna w swoich stylizacjach, kobieca, seksowna, delikatna. Tenis Sharapovej jest również nieziemski, grała fantastycznie, oglądam jej mecze powtórkowe bardzo często, podobnie jak Nadal ma swoje rytuały, ma swoje odgłosy, ale jej gra jest poetycka, w tych pięknych, zwiewnych sukienkach posyła zabójcze backhandy po linii, gra  agresywnie , dynamiczno-ofensywnie, taki  styl tenisa jest dla mnie nieosiągalnym ideałem, perfekcyjny.

Patrząc na inne mocno zbudowane tenisistki zastanawiam się, dlaczego padło na Marię z tzw.aferą dopingową…czy naprawdę o to chodziło…Shapapova jest jakaś , ma osobowość, chodzi własnymi ścieżkami, jest wyniosła, niedostępna, ma klasę, styl i pieniądze, była przez lata uwielbiana przez sponsorów dobijających się do niej, żeby tylko zechciała zostać  twarzą ich produktów. To chyba było za dużo dla mniej stylowych zawodniczek i wystarczyło, żeby zniszczyć jej karierę, bo chyba nie  chodziło tak naprawdę o meldonium…, który jeszcze miesiąc wcześniej był na liście substancji dozwolonych.

Teraz trochę  Marię z jej posągowości przypomina mi Kristina Mladenovic, która również świetnie prezentuje się w kobiecych sukienkach na korcie i jako deblistka jest inspirująca.

Lubię też styl gry Ashleigh Barty, jest taka precyzyjna, ma doskonały rytm gry, miesza siłę ze świetnym czuciem i jest bardzo sympatyczna. I Belinda Bencic, tenisistka z mocnym charakterem, pokazuje emocje, walczy, gra spektakularnie.

Oczywiście zawsze kibicuję polskim tenisistom. Agnieszkę Radwańską podziwiałam przez całą jej karierę, dziewczyna z mojego cudownego miasta Krakowa, niepowtarzalny, piękny styl tenisa, artystka, wirtuozka. Iga Świątek, rówieśniczka mojego syna,  młoda gniewna, podoba mi się, że w dżungli pozorów i sztuczności odnajduje się znakomicie pozostając sobą. Jej tytuł wielkoszlemowy robi wrażenie, z przyjemnością śledzę jej karierę.

Z panów uwielbiam przystojnego Łukasza Kubota, chyba oczywiste dlaczego?

W każdej dyscyplinie sportu są idole, za którymi podąża tłum wyznawców, charyzmatyczni, monumentalni, boscy. Za ich perfekcją stoją lata wyrzeczeń, ciężkiej pracy bez wymówek i  bez gwarancji sukcesu. Jak już się wdrapią na ten top to stają  się wzorem i inspiracją dla dzieciaków, dorosłych, którzy dzięki nim rozpoczynają swoją przygodę ze sportem. Idolami w sporcie na szczęście nie zostają celebryci, tylko najlepsi w swoich dyscyplinach, tacy którzy dzięki swojej pracy i talentowi osiągają kosmiczne rezultaty. Dodatkowo prawdziwi idole zawsze są jacyś, to ich osobowość, po za sportowymi osiągnięciami jest elementem niezbędnym do stworzenia legendy. I takie tenisowe legendy podziwiamy i wzorujemy się na nich w naszych amatorskich rozgrywkach.

Jak to mówił mój Kobe Bryant : „Bohaterowie przychodzą i odchodzą, ale legendy są wieczne”…A jaka jest Twoja tenisowa legenda ?…