TECHNIKA CZY SPRYT, DOŚWIADCZENIE CZY SPONTANICZNOŚĆ, SIŁA CZY PRECYZJA, SPOKÓJ CZY SZALEŃSTWO?...CZYLI O CO CHODZI W TYM TENISIE.
TECHNIKA CZY SPRYT, DOŚWIADCZENIE CZY SPONTANICZNOŚĆ, SIŁA CZY PRECYZJA, SPOKÓJ CZY SZALEŃSTWO?…CZYLI O CO CHODZI W TYM TENISIE.
Tytuł dzisiaj dosyć długi i złożony, ale to dlatego, że taki jest tenis. Od kilku lat próbuję się nauczyć w niego grać i zgłębić jego tajniki, a szczególnie tajniki meczowych zwycięstw i dalej cytując klasyka, wiem, że nic nie wiem…
Oglądając mecze zawodowców, uwielbiam takie komentarze, które wcale nie padają zbyt często: kompletny technicznie zawodnik, właściwie nie ma słabych stron. Okazuje się, że nie wszyscy zawodnicy w światowej czołówce są kompletni technicznie. Nawet tam są gracze, którzy nie opanowali wszystkich tenisowych zagrań perfekcyjnie. I co wtedy sobie myśli amatorka, która zaczęła grać w tenisa w wieku średnim , jakie ma szanse stać się technicznie kompletną zawodniczką? No raczej żadne…, a jednak według mnie to technika jest podstawą tenisa. Amatorka, amator, którzy nauczą się najlepiej technicznie grać już na starcie w meczach mają niesamowitą przewagę. Pięknie wyprowadzony i zamknięty forhend, backhend, smecz, wolej, slajs, doskonały serwis, no kto by nie chciał tego opanować w sposób poprawny technicznie. Szczerze, nie znam żadnego amatora i amatorki tenisa, którzy to potrafią. Dlatego w trakcie treningów próbujemy najczęściej skupić się przynajmniej na jednym elemencie, tym który nam wychodzi najlepiej i doprowadzamy go w miarę możliwości do perfekcji. Dominującym i najczęściej najlepszym zagraniem wśród amatorów jest forhend, teoretycznie najłatwiejszy, aczkolwiek mój przykład pokazuje, że niekoniecznie?. Panowie amatorzy na pewno też stawiają na atomowy serwis, smecz i slajs, czyli akurat dla mnie najtrudniejsze tenisowe zagrania. Panie amatorki, zdecydowanie największy atut to forhend, a największy problem to serwis, rzadko która może się pochwalić pięknym, mocnym, szybkim albo precyzyjnie rotowanym serwisem. Naprawdę nie jest łatwo opanować grę w tenisa, dlatego w meczach gro z nas wykorzystuje spryt, kompensując tym braki techniczne, co jest bardzo przydatną umiejętnością, z niedoskonałej techniki zrobić użytkowe narzędzie do wygrywania meczy, bo o to przecież chodzi w rywalizacji meczowej, żeby wygrać.
Ja mam z tym spory problem, bo bardzo chcę grać poprawnie technicznie, jak nie gram poprawnie to się na siebie złoszczę, brak mi sprytu i wyrachowania meczowego, wolę przegrać ładnie niż wygrać brzydko.
Technika czy spryt? Dla mnie jeden do zera dla techniki.
Grając mecze nabywamy bezcennego doświadczenia, co ma swoje dobre i złe strony. Jesteśmy coraz lepsi i pewniejsi, mało co jest nas w stanie zaskoczyć, mamy parę sprawdzonych schematów gry, ale popadamy w rutynę i brakuje nam spontaniczności, nie ryzykujemy, okopujemy się w strefie komfortu. To jest chyba związane z kwestią osobowości i charakteru, ja zawsze szybciej mówię i działam niż myślę, za co w życiu nie raz dostałam, ale o dziwo w tenisie moja spontaniczność przynosi mi wymierne korzyści. Intuicyjne zagranie, dobre ustawienie się do returnu, spontaniczny wolej, albo jak ja to nazywam magic touch? przyniosły mi w meczach sporo punktów.
Jeden zero dla spontaniczności.
Od jakiegoś czasu oprócz klasycznych treningów tenisa, wdrożyłam treningi uzupełniające, wzmacniające mięśnie, budujące siłę, koordynację i motorykę, wszystko to po to, żeby szybciej dobiec do piłki, zagrać mocniej i wytrzymać kondycyjnie trudy meczu oraz …dowiedzieć się o istnieniu mięśni, o których nie miałam pojęcia, że je mam?
Siła moich tenisowych uderzeń jest słabiutka, a patrząc na siłowo grające dziewczyny widzę, że to przynosi dużo wygranych punktów. Próbuję więc trochę te mięśnie rozbudować, tylko to nie jest chyba mój styl ,mam dylemat, bo granie siłowe w tenisa to jest takie rąbanie, bach, bach, bach, bez finezji i często bez precyzji, albo wejdzie i nie ma co zbierać albo jest duży aut. Siłą należy operować mądrze i znowu umieją to tylko najlepsi. Na moim poziomie stawiam na precyzję, wolę zagrać słabiej, ale na końcówkę linii lub tuż pod nogi przeciwniczki.
Jeden zero dla precyzji.
Spokój, chłodna głowa, opanowanie to atuty tenisowych mistrzów. Tylko jak to wprowadzi w czyn, jak człowiek jest kompletnym tego przeciwieństwem…Miliony myśli, targające sercem emocje, rozedrganie, huśtawka nastrojów, czarne scenariusze albo hura optymizm…I jak w tym szaleństwie znaleść metodę? Bardzo prosto, zawsze być sobą.
Z wróbla kanarka nie będzie?, z osoby energetycznej, dynamicznej i spontanicznej na siłę nie da się zrobić osoby powściągliwej i zachowawczej. Chociaż można próbować medytować, regulować oddech, nie rozpraszać się, nie irytować, koncentrować się, wyciszać i finalnie stać się oazą spokoju… Mnie się nie udaje, zawsze do głosu dochodzą moje zmysły, wkręcam się w swoje szaleństwo, teraz już lekko kontrolowane?, ale przynosi to fajne rezultaty, może nie zero jedynkowe jeżeli chodzi o statystyki wygranych meczy, ale daje mi niezapomniane wrażenia i radość z gry. Oczywiście łatwiej mają ci spokojni tenisiści, na pewno częściej wygrywają mecze, nie spalają się niepotrzebnie, z dystansem, powolutku dochodzą do celu. Moje granie w tenisa spokojne nie jest, gwarantuję wszystkim moim przeciwniczkom i przeciwnikom, że będzie niepowtarzalnie.
Jeden zero dla szaleństwa.
Najlepiej być tenisistką dobrą technicznie i sprytną, doświadczoną, a jednocześnie spontaniczną i lubiącą ryzyko, grającą silną piłką precyzyjnie, zachowującą spokój i chłodną głowę, ale czasami dającą się ponieść szaleństwu, to jest chodzący tenisowy ideał.
A że ideały podobno nie istnieją…, to mi wychodzi, że jestem taka: techniczna ( no prawie kompletna?) , spontaniczna, ( ponad normę?) precyzyjna ( zawsze w punkt?) i szalona ( niezmiennie). Wszystko się zgadza, cała prawda o mnie i o moim tenisie. Lubię to!
TENISOWY OLIPM, CZYLI O MOICH IDOLACH.
TENISOWY OLIPM, CZYLI O MOICH IDOLACH
Topowi zawodnicy światowego tenisa rozpalają zmysły nas amatorów. Wzorujemy się na naszych idolach na różnych poziomach, a ponieważ wielu z nich ma niepowtarzalny styl , to komu kibicujesz mówi dużo o Tobie, trafiasz do określonego klubu wyznawców. To trochę jak z polityką , albo jesteś konserwatywny, albo wolnościowy, albo prawicowy albo centrowy albo lewicowy itd.
W tenisie męskim mamy jeszcze aktualnie cały czas grającą tzw. wielką czwórkę, a właściwie po kontuzji Andy Murraya, wielką trójkę , Djokovic, Federer, Nadal oraz graczy topowych młodszego pokolenia, Thiem, Zverev, Tsitsipas, Medvedev. To jednak wielka trójka wyznacza w ostatnich latach standardy, śrubuje rekordy wygranych meczy, turniejów, dokonuje niemożliwego.
Moim absolutnym idolem jest Rafael Nadal. Godzinami mogłabym rozprawiać o tym dlaczego właśnie on. Uwielbiałam go jako młodego początkującego gracza, zbuntowanego , z groźną miną , z dłuższymi włosami, takiego łobuza. Łączy mnie z nim miłość do Majorki, to jest jego rodzinna wyspa , ale to jest też moja wyspa?, od lat tam regularnie jeżdżę i jestem zakochana bezkrytycznie w tym raju na ziemi. Rafaela uwielbiam oczywiście głównie za jego tenisa , to co potrafi , z jaką siłą i precyzją zagrywa te swoje top-spinowe piłki, jak się porusza, jakim jest gladiatorem, jak walczy, z jaką determinacją osiąga kolejne cele, jak ciężko trenuje, jakim jest kompletnym zawodnikiem, nawet jego rytuały z ustawianiem napojów, poprawianiem garderoby, opaski uważam za urocze. Rozczula mnie też jego angielski, prosty , z hiszpańskim akcentem, nie do podrobienia. Marzę o tym , żeby kiedyś realnie go poznać, najlepiej na Majorce w jego przepięknym obiekcie tenisowym w Manacor, wybieram się tam znowu w tym roku , może się uda spotkać z idolem.
Bycie fanką Nadala nie jest trudne, fanów na całym świecie ma miliony , ale zauważyłam, że nasze środowisko amatorskie jest delikatnie podzielone na wyznawców wielkiej trójki. Fanatyczni wyznawcy Rogera Federera, który wiadomo jest mistrzem absolutnym, zawsze stawiają Nadala niżej i są gotowi się kłócić o detale, naprawdę?Mimo, że obydwaj zawodnicy prywatnie się lubią i szanują , fani są podzieleni ,ich idol jest tym lepszym. Czasami dochodzi do ostrych polemik między nami i rozmów o wyższości szwajcarskiej precyzji nad hiszpańskim żywiołem. Właściwie to jest całkiem sympatyczne i nas wyznawców tej dwójki tak można też podzielić, my z teamu Nadala, jesteśmy bardziej emocjonalni, dynamiczni, ekspresyjni, wyznawcy Rogera są z natury bardziej powściągliwi i spokojni. Gdzieś tam w kontrze do tej dwójki czasami pojawią się fani Novaka Djokovica, ale z zasady nie mają szans na przebicie się wyżej niż numer 3, zresztą Djokovic z całej tej trójki jest najmniej jakiś osobowościowo i chyba dlatego nie wzbudza aż tylu emocji, chociaż tenisowo jest genialny.
Z młodszego pokolenia tenisistów uwielbiam Nicka Kyrgiosa , za to jak gra , jak się grą bawi i za to że jest bad boyem?
W tenisie kobiecym od lat mam swoją idolkę, kontrowersyjną jak ja, ale niepowtarzalną w stylu Marię Sharapovą. Żadna inna tenisistka nie stworzyła takiej topowej tenisowej mody jak Maria. Jest idealna w swoich stylizacjach, kobieca, seksowna, delikatna. Tenis Sharapovej jest również nieziemski, grała fantastycznie, oglądam jej mecze powtórkowe bardzo często, podobnie jak Nadal ma swoje rytuały, ma swoje odgłosy, ale jej gra jest poetycka, w tych pięknych, zwiewnych sukienkach posyła zabójcze backhandy po linii, gra agresywnie , dynamiczno-ofensywnie, taki styl tenisa jest dla mnie nieosiągalnym ideałem, perfekcyjny.
Patrząc na inne mocno zbudowane tenisistki zastanawiam się, dlaczego padło na Marię z tzw.aferą dopingową…czy naprawdę o to chodziło…Shapapova jest jakaś , ma osobowość, chodzi własnymi ścieżkami, jest wyniosła, niedostępna, ma klasę, styl i pieniądze, była przez lata uwielbiana przez sponsorów dobijających się do niej, żeby tylko zechciała zostać twarzą ich produktów. To chyba było za dużo dla mniej stylowych zawodniczek i wystarczyło, żeby zniszczyć jej karierę, bo chyba nie chodziło tak naprawdę o meldonium…, który jeszcze miesiąc wcześniej był na liście substancji dozwolonych.
Teraz trochę Marię z jej posągowości przypomina mi Kristina Mladenovic, która również świetnie prezentuje się w kobiecych sukienkach na korcie i jako deblistka jest inspirująca.
Lubię też styl gry Ashleigh Barty, jest taka precyzyjna, ma doskonały rytm gry, miesza siłę ze świetnym czuciem i jest bardzo sympatyczna. I Belinda Bencic, tenisistka z mocnym charakterem, pokazuje emocje, walczy, gra spektakularnie.
Oczywiście zawsze kibicuję polskim tenisistom. Agnieszkę Radwańską podziwiałam przez całą jej karierę, dziewczyna z mojego cudownego miasta Krakowa, niepowtarzalny, piękny styl tenisa, artystka, wirtuozka. Iga Świątek, rówieśniczka mojego syna, młoda gniewna, podoba mi się, że w dżungli pozorów i sztuczności odnajduje się znakomicie pozostając sobą. Jej tytuł wielkoszlemowy robi wrażenie, z przyjemnością śledzę jej karierę.
Z panów uwielbiam przystojnego Łukasza Kubota, chyba oczywiste dlaczego?
W każdej dyscyplinie sportu są idole, za którymi podąża tłum wyznawców, charyzmatyczni, monumentalni, boscy. Za ich perfekcją stoją lata wyrzeczeń, ciężkiej pracy bez wymówek i bez gwarancji sukcesu. Jak już się wdrapią na ten top to stają się wzorem i inspiracją dla dzieciaków, dorosłych, którzy dzięki nim rozpoczynają swoją przygodę ze sportem. Idolami w sporcie na szczęście nie zostają celebryci, tylko najlepsi w swoich dyscyplinach, tacy którzy dzięki swojej pracy i talentowi osiągają kosmiczne rezultaty. Dodatkowo prawdziwi idole zawsze są jacyś, to ich osobowość, po za sportowymi osiągnięciami jest elementem niezbędnym do stworzenia legendy. I takie tenisowe legendy podziwiamy i wzorujemy się na nich w naszych amatorskich rozgrywkach.
Jak to mówił mój Kobe Bryant : „Bohaterowie przychodzą i odchodzą, ale legendy są wieczne”…A jaka jest Twoja tenisowa legenda ?…