ŁATWOPALNA

ŁATWOPALNA

Oglądałam mecz Igi Swiątek z Marią Sakkari w Guadalajarze, był kiepski w wykonaniu Igi, ale takie mecze się zdarzają. Końcówka  tego meczu została zauważona i szczegółowo omówiona przez media, ekspertów i fanów tenisa. Iga w trakcie ostatniego gema meczu, podczas serwisu Marii odwróciła się tyłem, biła rakietą w ścianę i zaczęła płakać, bezradnie, smutno szlochała, nie reagując na upomnienia sędziego. Mecz po dwóch punktach został przez Sakkari zwycięsko zakończony. Maria przytuliła ciepło płaczącą Igę, w umiarkowany sposób ciesząc się z wygranej.

Potem Iga dokładnie  opisała swoje złe samopoczucie tego dnia spowodowane zespołem napięcia przedmiesiączkowego, tłumacząc się tym samym ze swojej gry i emocjonalnych reakcji. Tego od niej oczekiwano…, jakiegoś uzasadnienia …

 

Żyjemy w takim świecie, że pokazanie słabości, łez jest odbierane źle, niepoważnie, nieprofesjonalnie. Ze smutnej twarzy bądź spontanicznej reakcji trzeba się gęsto tłumaczyć.

Mamy być maszynami do wykonywania określonych zadań. Topowi tenisiści mają wygrywać z zimną krwią, miażdżyć bezwzględnie przeciwników. A potem w mediach społecznościowych pokazywać kolorowy, bajeczny, uśmiechnięty świat luksusu i sukcesów. Bez żadnych rys, bez słabych punktów. A gdzieś między wierszami toczą się ludzkie mniejsze lub większe dramaty …nie możesz ich publicznie  pokazać, jak chcesz być w tej grze.Iga miała wygrać, a na pewno nie miała prawa płakać…

Ostatnie miesiące nie są dla mnie łatwe, zawiodłam się ogromnie na człowieku, który był dla mnie ważny. Nie mogę wyjść z odrętwienia, rozczarowania, męczę się, jestem smutna, czasem płaczę i tak wiem nie powinnam o tym pisać ani absolutnie tego pokazywać. A jednak zdobywam się na prawdę o sobie.

Tak  jak rok temu, 29 grudnia minie rok, jak się odważyłam i założyłam bloga, żeby pisać o tenisie, wrzucać zdjęcia tenisowych stylizacji, robić tenisowe  gadżety, turnieje i rozmowy z pasjonatami tenisa, podobnie teraz nie umiem lukrować rzeczywistości, skoro ma gorzki smak.

Nie wiem co poza PMS wydarzyło się w życiu Igi Swiątek, że płakała, co dzieje się z innymi tenisistami, których reakcje, zachowania oceniane są  jako dziwne, wstydliwe i nieprofesjonalne, ale się z nimi bardzo solidaryzuje.

Pewnie, że prościej jest być w życiu twardym, bezwzględnym, pozbawionym uczuć, wrażliwości i  empatii, ale to jednak my wrażliwi idealiści nakręcamy ten świat. Przyjmując raz po raz cięgi na korcie i w życiu, dalej lecimy do ognia jak ćmy, żeby choć  przez chwilę czuć, bo wiemy, że tylko to ma sens i smak.

W tej słabości jest jednak siła, odwaga i pasja. Po ciemnej, smutnej zimie, przychodzi wiosna, blizny się goją, a serce nieśmiało zaczyna bić na nowo, oddech się uspokaja, łzy wysychają, a skrzydła się sklejają. Do wiosny jeszcze pare miesięcy, pewnie nie będzie łatwo, ale na szczęście jest tenis, który daje mi ogromną radość.  Na pewno najbliższe ligowe miesiące dostarczą mi wielu wrażeń na korcie i tematów do felietonów. I są wspaniali ludzie, którzy mnie otaczają, wspierają i kibicują mojej pasji. Wiosna przyjdzie…

Jestem w klubie łatwopalnych, nie wstydzę  się tego i wiem, że w tym klubie jest nas całkiem sporo, jestem w dobrym towarzystwie.


TRZEJ MUSZKIETEROWIE

TRZEJ MUSZKIETEROWIE

Są tenisiści amatorzy, samouki, którzy nigdy nie uczyli się grać w tenisa z trenerami, uważają to za stratę czasu i pieniędzy, ale znakomita większość z nas zaczyna swoją przygodę z tenisem od pracy z trenerem. Tenis jest trudny, jest piłka, rakieta, którą tą piłkę trzeba uderzyć, trzeba to skoordynować z pracą nóg, rąk, oczu, głowy i celnie trafić w kort  o jeden raz więcej niż przeciwnik. Praca z trenerem pozwala łatwiej tą sztukę opanować,  daje namiastkę zawodowstwa. My amatorzy czujemy się ważni, wiemy, że doświadczenie, umiejętności i dobra ręka trenerska przeprowadzą nas przez meandry tej gry prosto do gwiazd?, a gwiazdy w zależności od naszego potencjału albo są malutkie i ledwie świecą, albo swoją mocą rozświetlają całą galaktykę.

U mnie z trenerami jest trochę jak z zakochiwaniem się,  jestem kochliwa niegroźnie?.Nowo poznaną osobą,  która mnie  zaintryguje, fascynuję się namiętnie do czasu, aż pierwsze zauroczenie minie i wtedy dopiero wiadomo czy warto i czy jest poważnie…Mam szczęście do trenerów, z każdym z nich było i jest poważnie? To jaką jestem zawodniczką  im zawdzięczam, a każdemu z nich zawdzięczam dodatkowo coś innego. Wszyscy są fantastycznymi fachowcami, mają nieszablonowe osobowości i są charyzmatyczni. 

O wakacyjnym trenerze Darku już napisałam wcześniej , przedstawię teraz trzech trenerów, moich Muszkieterów, dzięki którym tenisowo jestem tu gdzie jestem, bo zaszczepili we mnie pasję do tej pięknej gry.

 Namiar do Tomka dostałam od sąsiada, Krzysztofa poznałam dzięki Tomkowi, za to Rysia upatrzyłam sobie sama. Obserwowałam go jak trenuje tenisistów, zaintrygował mnie jego głos, spokój, opanowanie i to jak  perfekcyjnie gra…,  ale nie sądziłam, że ktoś taki  jak on zgodzi się zostać moim trenerem, a jednak został.

 Moi trenerzy są skromni i niemedialni, ale zgodzili się na użycie swoich nazwisk w moim felietonie, a Rysiu dodatkowo dał mi ze swojego prywatnego archiwum to zdjęcie, które dodaje do dzisiejszego felietonu, z małymi siostrami Radwańskimi na swoich kolanach, piękna historia polskiego tenisa!

Poznajcie moją gwardię:

TOMEK KWAŚNIEWSKI 

Zabójczy backhand i slajs, mistrzowskie uderzenia, oaza spokoju, dyskrecji, nie narzucający, nie dominujący, nie miał ze mną łatwo. Powiedzmy szczerze, nie przejawiałam specjalnego talentu do tenisa, ale byłam tak bezkrytyczna i zachwycona swoją grą, że po paru miesiącach treningów, chciałam jechać na mistrzostwa Polski …Tomasz nie protestował, spokojnie tylko nadmienił, że tam startują najlepsi zawodnicy z całej Polski, często trenerzy. Nigdy nie kpił, nie ośmieszał moich koślawych zagrań, nauczył mnie podstaw, sprawił, że połknęłam bakcyla i zakochałam się bezgranicznie w tenisie. Tomek trenuje cały czas z moim synem i zrobił z niego fantastycznego zawodnika. Przykład Filipa, który gra z Tomkiem od początku potwierdza moją teorię o kanarku?, Tomek nauczył Filipa świetnie serwować, grać jednoręczny backhand, woleje, smecze, technicznie wszystko doskonale, a u mnie dalej wróbelek? Tomek najlepiej wie jak dobrać naciągi do naszych rakiet i mamy wspólną słabość do ciastek czekoladowych…

Po miesiącach wspólnych treningów poszłam za nowym zauroczeniem?, pojawił się na mojej drodze dzięki Tomkowi, Krzysztof.

KRZYSIU SIENIAWSKI 

Chyba nie ma w polskim środowisku tenisowym osoby, która nie zna Krzysztofa Sieniawskiego.

Genialny tenisista, kompletny technicznie, znakomite wszystkie uderzenia, finezja ruchów, zabójcza precyzja, i czucie piłki, wielokrotny mistrz Polski amatorów, ikona, a jednocześnie bardzo skromny człowiek. Pierwszy trening z Krzysztofem, to było dla mnie jak podpięcie do wzmacniacza z dużą mocą, inny wymiar, kosmos. Miłość od pierwszego wejrzenia?

Nadszedł czas dynamicznych, ciężkich treningów, progres nie był widoczny od razu, nie jestem tym złotym talentem ?, ale przyszedł . Złapałam pewność uderzeń, regularność, wreszcie zaczęłam grać bardziej  poprawnie forhend, coraz lepiej zaczęło to wyglądać.

Krzysztof jest trenerem, który ze swoimi umiejętnościami,  swoim nazwiskiem, sukcesami trenerskimi i zawodniczymi, mógłby odcinać kupony na Bahamach ?, ale jemu się chce, pracować z dziećmi, z początkującymi tenisistami, z młodymi zawodnikami, zaszczepiać im pasję, pokazywać, że w każdym wieku można zacząć, cieszyć się grą i grać fair play. Krzysiek ma dystans do amatorów z przerośniętym ego, uczy, że amatorski tenis ma dawać przede wszystkim radość i spełnienie, a presja, parcie na sukces, chora rywalizacja są bezsensowne i prędzej czy póżniej doprowadzą do frustracji. Krzysztof robi kawał znakomitej roboty dla tenisa. A chyba najlepsza nagrodą dla Krzysia są takie sytuację jak na ostatnim naszym treningu, gdy panowie z kortu obok poprosili go o poradę, jak mają grać tak mistrzowsko wolej i slajs jak Krzysztof, a on jak zwykle bardzo skromnie odpowiedział, że to jest kwestia treningów i że każdy tak może się nauczyć. Krzysiu no nie każdy jest Krzysztofem Sieniawskim, chociaż wielu by chciało?,z takim czuciem piłki trzeba się jednak urodzić.

I wtedy na scenę wkracza ON, najbardziej tajemniczy z moich trenerów, na korcie zawsze bez względu na porę roku, w czapce z daszkiem, człowiek z pięknym, intrygującym głosem?

RYSZARD MAJOR 

Znakomity były profesjonalny tenisista, zawodnik z sukcesami, trener naszych eksportowych sióstr Radwańskich, grał podczas swojej kariery jako zawodnik prawie na wszystkich kortach świata.

Rysiu widząc mnie kiedyś na jakimś meczu deblowym z koleżankami ,zwrócił mi uwagę, że nie mam serwisu, że nie może patrzeć, jak to źle wygląda na tle moich innych całkiem dobrych uderzeń, że dysproporcja jest ogromna. Tak serwis to była zdecydowanie moja pięta Achillesowa, nigdy nie chciałam go trenować. Ryszard podjął wyzwanie i obiecał, że nauczy mnie serwować. Nie specjalnie w to wierzyłam…, ale zaczęliśmy treningi. Po paru żmudnych miesiącach na korcie, mój serwis zaczął wyglądać jak serwis, szału i mocy jeszcze nie ma , ale jest uderzany w miarę poprawnie technicznie. I  chociaż, mimo instrukcji Rysia chwyt cały czas zmieniam w jego ostatniej fazie to stał się przewidywalnym elementem mojej gry. Cały czas nad nim bardzo mocno pracujemy, żeby w końcu był serwisem kompletnym.

Z Ryszardem trenuję już prawie rok, oprócz serwisu, ćwiczymy dużo celowanych, kierunkowych, precyzyjnych zagrań, powtarzając je do znudzenia. Rysiu uczy mnie taktyki i rozgrywania punktów w meczach, przed moimi ważnymi meczami zawsze ustalamy strategię na nie. Po robimy analizę co wdrożyłam i czy się udało albo dlaczego taktyka nie wystarczyła i co zawiodło. Rysiu wzmacnia moje poczucie tenisowej wartości, jest dla mnie ogromnym autorytetem jako trener i jako człowiek. Jest twardy, stanowczy, konsekwentny, ma ogromną kulturę osobistą i klasę. Nie odpuszcza, dzieli się ze mną swoim zawodniczym i trenerskim doświadczeniem, no i ten głos?…To dla mnie  zaszczyt, że jest moim trenerem.

Dzięki Ryszardowi weszłam na zupełnie inny poziom tenisa. 

 Każdy z moich trenerów rozumie moją potrzebę zmian, docenia swojego poprzednika i nigdy nie podważa ani jego kompetencji ani metod nauczania. 

Powtórzę znowu za legendarnym trenerem koszykówki Johnem Woodenem : …” Dobry trener potrafi zmienić grę, znakomity potrafi zmienić życie …”

Moja gra ewoluuje, robię postępy, ale najważniejsze jest to, że… Panowie  zmieniliście moje życie  zdecydowanie na lepsze!

I nauczyliście mnie najważniejszego, moja siła jest w mojej słabości, nie zapominam o tym nigdy i dlatego mój tenis jest taki piękny, prawdziwy i niepowtarzalny.


TECHNIKA CZY SPRYT, DOŚWIADCZENIE CZY SPONTANICZNOŚĆ, SIŁA CZY PRECYZJA, SPOKÓJ CZY SZALEŃSTWO?...CZYLI O CO CHODZI W TYM TENISIE.

 TECHNIKA CZY SPRYT, DOŚWIADCZENIE CZY SPONTANICZNOŚĆ, SIŁA CZY PRECYZJA, SPOKÓJ CZY SZALEŃSTWO?…CZYLI O CO CHODZI W TYM TENISIE.

Tytuł dzisiaj dosyć długi i złożony, ale to dlatego, że taki jest tenis. Od kilku lat próbuję się nauczyć w niego grać i zgłębić jego tajniki, a szczególnie tajniki meczowych zwycięstw i dalej cytując klasyka, wiem, że nic nie wiem…

 Oglądając mecze zawodowców, uwielbiam takie komentarze, które wcale nie padają zbyt często: kompletny technicznie zawodnik, właściwie nie ma słabych stron. Okazuje się, że nie wszyscy zawodnicy w światowej czołówce są kompletni technicznie. Nawet tam są gracze, którzy nie opanowali  wszystkich tenisowych zagrań perfekcyjnie. I co wtedy sobie myśli amatorka, która zaczęła grać w tenisa w wieku średnim , jakie ma szanse stać się technicznie kompletną zawodniczką? No raczej żadne…, a jednak według mnie to technika jest podstawą tenisa. Amatorka, amator, którzy nauczą się najlepiej technicznie grać już na starcie  w meczach mają niesamowitą przewagę. Pięknie wyprowadzony i zamknięty forhend, backhend, smecz, wolej, slajs, doskonały serwis, no kto by nie chciał tego opanować w sposób poprawny technicznie. Szczerze, nie znam żadnego amatora i amatorki tenisa, którzy to potrafią. Dlatego w trakcie treningów próbujemy najczęściej skupić się przynajmniej na jednym elemencie, tym który nam wychodzi najlepiej i doprowadzamy  go  w miarę możliwości do perfekcji. Dominującym i najczęściej najlepszym zagraniem wśród amatorów jest forhend, teoretycznie najłatwiejszy, aczkolwiek mój przykład pokazuje, że niekoniecznie?. Panowie  amatorzy na pewno też stawiają na atomowy serwis, smecz i slajs, czyli akurat dla mnie najtrudniejsze tenisowe zagrania. Panie amatorki, zdecydowanie największy atut to forhend, a  największy problem to  serwis, rzadko która może się pochwalić pięknym, mocnym, szybkim albo precyzyjnie rotowanym serwisem. Naprawdę nie jest łatwo opanować grę w tenisa, dlatego w meczach gro z nas wykorzystuje spryt, kompensując tym braki techniczne, co jest bardzo przydatną umiejętnością, z niedoskonałej techniki zrobić użytkowe narzędzie do wygrywania meczy, bo o to przecież chodzi w rywalizacji meczowej, żeby wygrać. 

Ja mam z tym spory problem, bo bardzo chcę grać poprawnie technicznie, jak nie gram poprawnie to się na siebie złoszczę, brak mi  sprytu i wyrachowania meczowego, wolę przegrać ładnie niż wygrać brzydko. 

Technika czy spryt?  Dla mnie jeden do zera dla techniki.

 Grając  mecze nabywamy bezcennego doświadczenia, co ma swoje dobre i złe strony. Jesteśmy coraz lepsi i pewniejsi, mało co jest nas w stanie zaskoczyć, mamy parę sprawdzonych schematów gry, ale popadamy w rutynę i brakuje nam spontaniczności, nie ryzykujemy, okopujemy się w strefie komfortu. To jest chyba związane z kwestią osobowości i charakteru, ja zawsze szybciej mówię i działam niż myślę, za co w życiu nie raz dostałam, ale o dziwo w tenisie moja spontaniczność przynosi mi  wymierne korzyści. Intuicyjne zagranie,  dobre ustawienie się do returnu, spontaniczny wolej, albo jak ja to nazywam magic touch? przyniosły mi w meczach sporo punktów. 

Jeden zero dla spontaniczności.

 Od jakiegoś czasu oprócz  klasycznych treningów tenisa, wdrożyłam treningi uzupełniające, wzmacniające mięśnie, budujące siłę, koordynację i motorykę, wszystko to po to, żeby szybciej dobiec do piłki, zagrać mocniej i wytrzymać kondycyjnie trudy meczu oraz …dowiedzieć się o istnieniu mięśni, o których nie miałam pojęcia, że je mam?

Siła moich tenisowych uderzeń jest słabiutka, a patrząc na siłowo grające dziewczyny widzę, że to przynosi dużo wygranych punktów. Próbuję więc trochę te mięśnie rozbudować, tylko to nie jest chyba mój styl ,mam dylemat, bo granie siłowe w tenisa  to jest takie rąbanie, bach, bach, bach, bez finezji i często bez precyzji, albo wejdzie i nie ma co zbierać albo jest duży aut. Siłą należy operować mądrze i znowu umieją to tylko najlepsi. Na moim poziomie stawiam na precyzję, wolę zagrać słabiej, ale na końcówkę linii lub tuż pod nogi przeciwniczki. 

Jeden zero dla precyzji.

 Spokój, chłodna głowa, opanowanie to atuty tenisowych mistrzów. Tylko jak to wprowadzi w czyn, jak człowiek jest kompletnym  tego przeciwieństwem…Miliony myśli, targające  sercem emocje, rozedrganie, huśtawka nastrojów, czarne scenariusze albo hura optymizm…I jak w tym szaleństwie znaleść metodę? Bardzo prosto, zawsze być sobą.

Z wróbla kanarka nie będzie?, z osoby energetycznej, dynamicznej i spontanicznej na siłę nie da się zrobić osoby powściągliwej i zachowawczej.  Chociaż można próbować medytować, regulować oddech, nie rozpraszać się, nie irytować, koncentrować się, wyciszać i finalnie stać się oazą spokoju… Mnie się nie udaje, zawsze do głosu dochodzą moje zmysły, wkręcam się w  swoje szaleństwo, teraz już lekko kontrolowane?, ale przynosi to fajne rezultaty, może nie zero jedynkowe jeżeli chodzi o statystyki wygranych meczy, ale daje mi niezapomniane wrażenia i radość z gry. Oczywiście łatwiej mają ci spokojni tenisiści, na pewno częściej wygrywają mecze, nie spalają się niepotrzebnie, z dystansem, powolutku  dochodzą do celu. Moje granie w tenisa spokojne nie jest, gwarantuję wszystkim moim przeciwniczkom i przeciwnikom, że będzie niepowtarzalnie.

Jeden zero dla szaleństwa.

Najlepiej być tenisistką dobrą technicznie i sprytną,  doświadczoną, a jednocześnie spontaniczną i lubiącą ryzyko, grającą silną piłką precyzyjnie, zachowującą spokój i chłodną głowę, ale czasami dającą się ponieść szaleństwu, to jest chodzący tenisowy ideał.

 A że ideały podobno nie istnieją…, to mi wychodzi, że jestem taka: techniczna ( no prawie kompletna?) , spontaniczna, ( ponad normę?) precyzyjna ( zawsze w punkt?) i szalona ( niezmiennie). Wszystko się zgadza, cała prawda o mnie i o moim tenisie. Lubię to!


GRAĆ ŁADNIE CZY ZWYCIĘŻAĆ ?...

GRAĆ ŁADNIE CZY ZWYCIĘŻAĆ?…

 Wygrywanie meczy to nie jest moja tenisowa codzienność . W swojej amatorskiej „karierze” wygrałam ich może ze dwadzieścia, zwykle przegrywam.

Całkiem niedawno wygrałam mecz dosyć gładko i wysoko 6:1, 6:0 i omawiając go na treningu z trenerem, powiedziałam , że wolałabym przegrać , ale grać ładnie technicznie. Mecz wygrałam , ale po średniej grze, nie byłam z siebie zadowolona. Trener , z typowym dla siebie opanowaniem przyjął moje wywody , kwitując to dosadnie : …” Kasia no bez przesady, mecze się gra, żeby wygrać , ciesz się z wygranej , nie szukaj dziury w całym …”

Hmmm….

Dodam, że trenuję z trenerem, który ogromny  naciski kładzie na poprawną technikę , spokój ,myślenie na korcie i regularną mocną grę precyzyjnymi długimi piłkami . Nie znosi tzw.baloniarzy. 

Czyli co trenerze grać byle jak , balonami, przypadkowymi zagraniami, farfoclami , piłkami , które z tenisem niewiele mają wspólnego, byle wygrać , czy jednak wygrać po przemyślanej  ładnej technicznie grze, na swoich warunkach , swoimi celowanymi winnerami, po wymuszonych błędach przeciwnika ? Jak jest lepiej ? …

Uwielbiam mecze , w których jestem zadowolona ze swojej gry, kiedy większość zaplanowanych uderzeń wychodzi, kiedy popełniam mało błędów, kiedy mam plan na grę i udaje mi się go realizować.

Nawet jeżeli przeciwnik jest mocniejszy i wygrywa , to nie mam sobie nic do zarzucenia i wiem, że zrobiłam wszystko co mogłam, schodzę z kortu pokonana w meczu , ale nie przegrana.

Lubię jak przeciwnik docenia moją grę , dziękuje i mówi, że mecz był wyrównany, że świetnie się grało , nawet jeżeli wynik pokazuje przysłowiowy rowerek ?.

Wiem, że większość tenisistów w rozgrywkach amatorskich , czy to ligowych czy turniejowych , bardzo chce wygrać , to jest ich cel i całkiem słusznie . Do celu dążą bezwzględnie, niektórzy z nich zamęczają przeciwnika balonowymi wrzutkami, piłkami bez mocy, a potem krótką wrzutką za siatkę,  nie pozwalają na złapanie rytmu gry, nie ma mowy o dłuższych regularnych wymianach , o płaskiej technicznej grze. To jest taktyka, ja wiem, nawet tego  uczą ? , graj tak, żeby zamęczyć przeciwnika , aż cię znienawidzi, zdenerwuje się i będzie wyrzucał piłki na aut. To jednak działa tylko do czasu, bo im więcej nabywasz technicznych umiejętności i stajesz się zawodnikiem kompletnym, z tzw.baloniarzami nie będziesz mieć wreszcie  kłopotu , skończysz ich zapędy wybijania cie z rytmu zabójczo szybkimi , precyzyjnymi zagraniami , a oni dalej będą w tym samym miejscu…

Jednak z punktu widzenia prawdziwej amatorki/amatora takie mecze to męka . Nie ma z nich radości, satysfakcji, nie rozwijają w żaden sposób mentalnie, dołują. Ja zawsze po takich meczach mówię, że rzucam tenisa , bo w ich trakcie mam wrażenie, że to co się dzieje na korcie , z prawdziwą grą w tenisa ma mało wspólnego .

Bierzmy przykład z zawodowców , których kochamy za ich widowiskowy, technicznie przepiękny tenis. Grajmy tak, żeby w minimalnym chociaż stopniu ich przypominać , bądźmy jak Nadal ( sorry team Nadal  ? ) radość z gry będzie bezcenna.

Może więc po po prostu wystarczy zmienić spójnik …: GRAĆ ŁADNIE I ZWYCIĘŻAĆ !    


TENIS…TO TAKA TRUDNA GRA

TENIS… TO TAKA TRUDNA GRA

Do gry w tenisa potrzeba kortu, ścianki, rakiety i piłki, piłkę trzeba trafić rakietą ? Łatwizna? Nic bardziej błędnego . Precyzyjne uderzenie piłki w odpowiednim miejscu ,rakietą trzymaną w ręce i skoordynowanie tego z poprawnym ustawieniem ciała, pracą nóg , nadanie piłce prędkości i zagranie w celowane , konkretne miejsce to naprawdę nie jest proste.

Trenerzy i tenisiści , których znam umiejscawiają tenisa tuż za hokejem ( tam jeszcze musisz to zrobić na łyżwach) jeżeli chodzi o poziom trudności w opanowaniu tej dyscypliny sportowej.

Amatorski tenis jest demokratyczny , można zacząć w każdym wieku i długo cieszyć się grą , żeby jednak naprawdę nauczyć się grać w tenisa dobrze technicznie potrzeba długich lat żmudnych treningów.

Kiedy się wciągniesz i po latach zaczynasz powoli ogarniać podstawowe uderzenia , forhend, backhand, wolej, slajs, nieźle serwujesz, grasz piłki kierunkowo, rotacyjnie , z dobrą siłą, wkraczasz na prawdziwy rollercoaster …

Pojawia się równie trudny jak technika, aspekt mentalny, który na wyższym poziomie zaawansowania w tenisie zaczyna odgrywać kluczową rolę. Ilu z nas amatorów przegrało wygrany mecz tzw.głową ?…Wielu, bo zabrakło koncentracji, bo zlekceważyliśmy przeciwnika, bo było za łatwo, bo nie potrafiliśmy przenieść uderzeń z treningu na mecz, bo nie potrafiliśmy zostawić osobistych spraw w szatni, ja to robię cały czas.

Dobra strona aspektu mentalnego to z kolei umiejętność podniesienia się po dotkliwej porażce , zdolność odwrócenia losów meczu, siła, którą jesteśmy w stanie wygenerować kiedy jesteśmy najbardziej słabi , odwaga, która pojawia się kiedy jesteśmy najbardziej przerażeni i pokora , kiedy niesieni na fali zwycięstwa przestajemy twardo stąpać po ziemi.

Te dwie strony aspektu mentalnego w tenisie to nasza codzienność. Sztuką jest doprowadzić do stanu , w którym ta dobra strona staje się dominującą, to umieją tylko najlepsi z nas.

Świetnie , że w szkoleniach kładzie się teraz duży nacisk na ten aspekt tenisa, że trenerzy i psychologowie tego uczą , to wiedza zdecydowanie tajemna?

Litry wylanego potu na treningach , powtarzalność i pewność uderzeń , taktyka meczowa na nic się zdadzą jeżeli nie pójdzie za tym opanowanie głowy .

Ja cały czas nad tym mocno pracuję, mam swoje rytuały i sposoby , żeby mieć kontrolę nad sytuacją, ale jest to obszar do dużej poprawy , bo cały czas są rzeczy podczas meczu, które są w stanie całkowicie mi rozsypać psychikę . Uczę się bycia na korcie BADASS EVERYDAY , nie poddaję się , walczę !