LIPCOWE WIBRACJE

LIPCOWE WIBRACJE 

W minioną sobotę odbył się kolejny z cyklu turniejów mikstowych organizowanych przez tennis stories by kate LIPCOWE WIBRACJE. Na starcie w T&CC w Giebułtowie pojawiło się 24 graczy, 12 par mikstowych, 12 tenisistek i 12 tenisistów plus paru gości. Po raz pierwszy miałam kilku nowych uczestników Kingę, Marysię, Mariolę, Agatę , Grzesia i Artura, resztę stanowiła stara, dobra  i sprawdzona gwardia  krakowsko- śląska?

Faza grupowa była bardzo zacięta, o zwycięstwie w wielu meczach decydowały tie-breaki, na trybunach raz po raz rozlegały się oklaski zaproszonych gości, wymiany, akcje, gra to był mistrzowski poziom. My z moim partnerem  Mariuszem zagraliśmy świetny mecz grupowy przeciwko bardzo dobrej parze Viktorii i Tomkowi, wygraliśmy 6:4, 6:3. Drugi mecz grupowy przegraliśmy z parą Mariola i Artur i po fazie grupowej z powodu złego samopoczucia Mariusza nie graliśmy już w drabince pucharowej. Na szczęście Mariusz poczuł się później lepiej i do końca już tylko jako gość mógł bawić się na turnieju.

Po fazie grupowej  8 par zmierzyło się w ćwierćfinałach, 4 wzięły udział w półfinałach turnieju pocieszenia. Mecze tej fazy to był naprawdę kawał świetnego tenisa. Zaangażowanie , zapał uczestników robił niesamowite wrażenie, wszyscy grali fantastycznie.

W półfinałach spotkali się Mariola z Arturem przeciwko Kindze i Jaromirowi oraz Ania i Grzegorz przeciwko Marzenie i Markowi. Krakusy i Ślązacy stoczyli siostrzano-bratobójcze pojedynki?Mecze były bardzo dynamiczne, wyrównane, długie, ze zwrotami akcji. Czas nas gonił i wiedzieliśmy, że finału nie zdążymy rozegrać, dlatego też finaliści zajęli ex aequo I MIEJSCE. Byli to Kinga z Jaromirem i Ania z Grzegorzem, ogromne gratulacje!

Turniej pocieszenia po finale z Anetą i Darkiem wygrali Viktoria i Tomek, gratulacje!

Gra na kortach szła swoim torem, a w kuluarach, w strefie relaksu toczyły się świetne towarzyskie rozmowy, oczywiście muzyczka w tle, wibracje, tańce, wygłupy. Zabrakło nam tylko słonecznej pogody , nie mogliśmy się rozkoszować widokami naszej lokalnej Toskanii?

W naszym chilioutowym pokoiku mogliśmy zjeść pyszne rzeczy przygotowane przez Enoteca ( Ewa dziękuję), chlebek od Dominika i Kasi z piekarni Młyn  i specjalnie przywiezione  z nad morza przez Łukasza wędzone jesiotry , smak rajski?

Uczestnicy mieli też możliwość sprobowania pysznych, zdrowych musów owocowych i warzywnych dostarczonych prze partnera turnieju OWOLOVO oraz po wycieńczających meczach wzmocnić się napojami VITAMIN C SYNERGY DRINK od firmy My Vit Ltd.

Pucharów jak to na moich turniejach jest w zwyczaju nie było?Za to każdy z uczestników dostał tzw.kate gift pack ? z fajnymi  gadżetami od tennis stores by kate, OWOLOVO i od kolejnego partnera turnieju SOBIESŁAW ZASADA AUTOMOTIVE.

Wśród uczestników turnieju zostały rozlosowane nagrody dodatkowe, vouchery na pyszną pizze i wino do ENOTECA oraz parasole od Mercedesa.

Zwycięzcy turnieju głównego i pocieszenia dostali vouchery na kilka godzin gry na kortach od partnera turnieju T&CC w Giebułtowie.

Dziękuję wszystkim moim GOŚCIOM, że Wam się chce u mnie grać, że lubicie, że dajecie swoją świetną energię, że tworzycie społeczność pasjonatów tenisa.

Dziękuję wszystkim Partnerom wydarzenia i sponsorowi głównemu firmie LESTER HOLDING za zaufanie do mnie, za wsparcie inicjatywy początkującej blogerki ?, za inwestowanie w rozwój sportowego wizerunku i tenisowej aktywności.Mam nadzieję, że to dopiero  wspaniały początek naszej wspólnej współpracy i przygody. 

Dziękuję G za jak zawsze profesjonalne, najpiękniejsze tabelki turniejowe i rozpiskę meczy.

W głowie kiełkują mi kolejne pomysły na tematyczne turnieje, zobaczymy się już wkrótce.

Najważniejsze jest to, że udaje mi się gromadzić na moich turniejach wspaniałych ludzi. Nasze grono cały czas się powiększa, poziom tenisa jest bardzo wysoki, ale oprócz tego łączą nas podobne klimaty, lubimy spędzać ze sobą fajnie czas.  Pasja do gry, walka  do ostatnich sił, do kończącej piłki jest w krwiobiegu nas wszystkich, kochamy tenisa i kochamy życie.

Dziękuję, że jesteśmy razem!

 


SINGIEL,DEBEL, A MOŻE MIKST?

SINGIEL, DEBEL, A MOŻE MIKST?

Amatorską przygodę z tenisem zaczęłam jak większość tenisistów od rozgrywek singlowych. To jest pierwszy, naturalny wybór, po opanowaniu podstawowej techniki zagrań, stajemy do rywalizacji w meczach gry pojedynczej. Sama po jednej stronie kortu, przeciwniczka po drugiej, wszystko na moich barkach i w moich rękach, odpowiadam tylko przed sobą, siebie rozliczam, chwalę lub ganie. Mecze singlowe są bardzo wymagające, pod względem fizycznym, można nabić trochę  kilometrów i nieźle się napocić, pod względem technicznym, nie ma przerwy w serwowaniu, używasz wszelkich możliwych zagrań na swoim najwyższym poziomie oraz mentalnym, od naszej głowy zależy dramaturgia i przebieg meczu. Singiel jest indywidualny i najbardziej popularny wśród tenisistów, pokutuje też opinia zaczerpnięta z zawodowego tenisa, że gra pojedyncza jest trudniejsza, bardziej prestiżowa od gry podwójnej  i że singlista jest lepszym tenisistą niż deblista. Część z nas amatorów pozostaje tylko w rozgrywkach singlowych na lata albo na zawsze. Spora jednak część łączy rozgrywki singlowe z deblowymi i na przekór teorii o wyższości singla nad deblem, udowadnia, że w obydwu tych rozgrywkach można być mistrzem.

Swoją przygodę z deblem zaczęłam, tworząc jakiś czas temu Giebułtów Tenis Ladies, czyli grupę tenisistek deblistek. W październikowe słoneczne popołudnie w 2019 w T&CC, zainaugurowałyśmy z Anitą, Gabrysią i Ritą nasze kultowe rozgrywki deblowe, które stały się naszą co tygodniową tradycją przez ponad rok. Podczas naszego pierwszego  meczu wzbudziłyśmy aplauz grających obok tenisistów i trenerów?

O deblu za wiele wtedy nie wiedziałyśmy, ani jak się ustawiać, ani jak poruszać na korcie czy wreszcie jak się płynnie ze sobą podczas gry komunikować. Ale po wielu tygodniach regularnych spotkań na korcie, grupa się rozrosła do kilkunastu dziewczyn i nasza gra zaczęła przypominać debla. Kluczowa była też  serdeczna atmosfera naszych spotkań, obowiązkowo sukienki?, dużo śmiechu i zdjęcia po każdym meczu.

Czy debel jest mniej wymagający, łatwiejszy? Na pewno fizycznie i kondycyjnie tak, odpowiadasz na korcie tylko za połowę powierzchni, nie ma tyle biegania.

Ale już na poziomie samej gry i aspektu mentalnego  polemizowałabym.

W deblu ważny jest cały wachlarz technicznych uderzeń, serwis musi być bardzo precyzyjny, używa się dużo woleja, skrótów, smeczy, gry kątowej i liniowej, a wszystko to z wyczuciem, myśleniem, gdzie zagrać, żeby przechytrzyć dwie osoby po drugiej stronie siatki.

Gra się z partnerką/partnerem , tworzy się zespół, który razem odpowiada za przebieg i wynik meczu, żeby się zgrać na poziomie komunikacji, taktyki, wzajemnego uzupełniania i szacunku, potrzeba trochę czasu i patrzenia w jednym kierunku. W tym aspekcie, debel jest dużo trudniejszy od singla. Nie sprawdza się tu przysłowie, co dwie głowy to nie jedna, bo żeby ułożyć i okiełznać dwie tenisowe głowy potrzeba dużo więcej pracy i cierpliwości niż w ułożeniu jednej. W świecie zawodowego tenisa mamy wiele przykładów rotacji  i burzliwych rozstań wśród par deblowych, podobnie jest u nas amatorów.

Warto jednak w debla grać, bo umiejętności deblowe są potem nieocenione w grze singlowej, szczególnie w grze na siatce. Dodatkowo najlepiej zgrane pary deblowe są w stanie ograć z łatwością dwójkę przypadkowo dobranych singlistów, nawet teoretycznie dużo lepszych w grze pojedynczej. 

Na tym polega sekret debla i jego urok, wzajemna współpraca drużynowa daje znakomite efekty. Wizualnie debel jest też przyjemny dla oka, tenisiści poruszają się na korcie , jak po sznurku albo szachownicy w każdym kierunku, jestem fanką  grania i oglądania debla, ale prawdziwą moją miłością jest jego mieszana odmiana, czyli mikst.

Mikst to jest to! Mieszanka energii damskiej yin i męskiej yang razem na korcie, spotykają się , żeby stoczyć meczowy pojedynek. Zasady takie same jak w deblu, a jednak koloryt i dynamika gry zupełnie inne. Aspekt towarzyskich gierek, flirtów, żartów, szarmancji panów, szczególnie jak nas oszczędzają z mocą swojego  serwisu?, sprawia, że mikst jest niepowtarzalny.

Podczas miksta można się pokłócić z partnerem, ze trzy razy?potem pogodzić, albo i nie?,znam też  takich, którzy się dzięki mikstowi zakochali ?, ale przede wszystkim podczas miksta można się znakomicie bawić.

Gdybym musiała wybrać czy singiel czy debel czy mikst, byłoby mi bardzo ciężko, bo regularnie grywam we wszystkich tych rozgrywkach i wszystkie bardzo lubię, ale gdybym naprawdę musiała?, to mimo miłości do miksta, wybrałabym jako życiowa indywidualistka, singla, bo od początku do końca wszystko jest w nim wyłącznie w moich rękach, przynajmniej po jednej stronie siatki…