AUSTRALIAN OPEN NIE DLA WSZYSTKICH OPEN
AUSTRALIAN OPEN NIE DLA WSZYSTKICH OPEN
Drugi tydzień zmagań tenisistek i tenisistów na Australian Open dobiega końca, pozostały już tylko półfinały i finały, ostatnia prosta. W męskiej najlepszej czwórce turnieju mamy samych europejczyków Berrettiniego, Medvedeva, Nadala i Tsitsipasa. U pań nasz kontynent reprezentuje tylko Polka, Iga Swiątek, która w półfinale zagra z Amerykanką Daniellę Collins, drugą parą półfinałową są faworytka gospodarzy Ashleigh Barty i kolejna Amerykanka, niespodziewanie Madison Keys.
U pań na tym etapie turnieju nie ma żadnych rakiet, które w ostatnich miesiącach zgarniały wszystkie trofea, nie ma Badosy, Kontaveit, Raducanu, Sakkari, Muguruzy, Krejcikovej, nie ma też Simony Halep, którą ograła Cornet i wreszcie nie ma obrończyni tytułu Naomi Osaki, którą odesłała do domu Amanda Anisimova.
U panów finałowa czwórka dosyć przewidywalna, może tylko odpadnięcie Zvereva zaskoczyło no i przede wszystkim brak lidera rankingu i zwycięzcy poprzedniej edycji AO Novaka Djokovica.
Novak Djokovic został z Australii wyrzucony. Cały spektakl medialny toczył się przez kilkanaście tygodni. Wymóg organizatorów turnieju dla zawodników i ich sztabów był jasny, tylko zaszczepieni mogą przyjechać i grać. Mamy pandemie, takie wytyczne, koniec kropka. Tak jak mamy wytyczne dotyczące wieku, w którym sprzedadzą nam alkohol, w którym zrobimy prawo jazdy, itd. Cały świat opiera się na umowach społecznych i zasadach ogólnych, które przestrzegamy, tak, żeby w miarę bezkolizyjnie poruszać się nie tylko na drogach, ale we wszystkich obszarach życia. Kłopot polega na tym, że jak wjedziesz na autostradę pod prąd, to w najlepszym wypadku dostaniesz tylko mandat, w najgorszym będziesz śmiertelnym zagrożeniem dla siebie i innych. W Australii kłopotu nie było, nie respektujesz zasad, nie przyjeżdżasz, nie ma zagrożenia, co najwyżej sponsorzy pomarudzą, widzowie zatęsknią, ranking spadnie. Ale jednak wielokrotny mistrz, ikona współczesnego tenisa postanowił z decydentami z Australii ,mimo jasnych zasad uczestnictwa, rozpocząć całkowicie żenującą historię. Wizerunkowo ogromna katastrofa, wyszło na jaw dosyć spore mijanie się z prawdą Novaka, kluczenie, kombinowanie i domaganie się specjalnego traktowania, a z drugiej strony farsa w braku decyzyjności australijskich organów odpowiedzialnych za wydanie zgody na przyjazd niezaszczepionego Djokovica.
Co to mówi o nas jako o społeczeństwie? Dużo złego…Wypowiedź dla mediów ojca Djokovica, że syn jest traktowany jak „zwykły emigrant” pokazuje gdzie jako ludzie zaszliśmy, jak bardzo się wzajemnie poniżamy, jak się wywyższamy w swojej wyjątkowości, jak mało interesują nas inni.
Promujemy bylejakość, kombinatorstwo, wybujałe ego.
Nie brak mi Novaka w Australii zupełnie, mecze w drabince męskiej, szczególnie pięciosetowe obfitują w mistrzowskie wymiany, zwroty akcji i dramaturgię.
Obrońcom Novaka Djokovica za to pod jego nieobecność bardzo przeszkadza na kortach Nick Kyrgios swoją wirtuozerią, grą , zabawą, przedstawieniem jakie robi. Widziałam oburzone wpisy kibiców tenisa po tym jak Nick zrobił Siuu w stylu i geście Ronaldo, jak przypadkiem dziecko dostało rykoszetem piłką po jego uderzeniu, albo o serwisie z dołu i w ogóle jaki ten Kyrgios beznadziejny, marnuje talent…
Publika kocha Nicka Kyrgiosa , trybuny szleją jak gra. Jak napisał Patrick Mouratoglou o Nicku, na zdjęciu ilustrującym dzisiejszy felieton :…” This is everything that tennis needs” … To jest wszystko czego potrzebuje tenis, sport jest wyjątkowy, właśnie dlatego, że dzielisz emocje z fanami , z widzami. Dlatego Kyrgios swoim luzem doprowadza do szału ludzi, którzy są bardzo zasadniczy i fanatyczni tylko tam gdzie im to pasuje. Tacy stróże praw i moralności uwielbiają punktować za tzw.inność, a najlepiej za wszystko , …ale tym samym ludziom zupełnie nie przeszkadzają kłamstwa Novaka Djokovica… to jest właśnie ten niezrozumiały podwójny standard…
Myślę ,że najbardziej ci którzy krytykują Kyrgiosa , zazdroszczą mu tak zwyczajnie po ludzku, tych, co chwilę ładniejszych narzeczonych 😉 no i i tego że pięknie, stylowo gra.
Trzymam oczywiście mocno kciuki za moich ulubieńców w półfinałach , VAMOS RAFA!!!, JAZDA IGA !!!
Australio bądź otwarta, słoneczna, piękna, dumna, wolna i pozwól, żeby na twoich kortach największe marzenia spełniły się tym, którzy mają w sobie przede wszystkim prawdę, odwagę, siłę, wiarę i pokorę.
ŁZY NOVAKA DJOKOVICA
ŁZY NOVAKA DJOKOVICA
W życiu jest czas na śmiech i łzy. Lubimy szczególnie momenty gdy rozpiera nas szczęście, łzy też czasem lubimy, ale tylko łzy radości i wzruszenia. Łez smutku, porażki, rozczarowania, tęsknoty czy żalu nie lubi nikt. Skończył się US OPEN, na którym było dużo radości i dużo łez.
Novak Djokovic nie pobił rekordu 4 Wielkich Szlemów w roku, nie zdobył też 21 tytułu Wielkiego Szlema, ale zdobył serca kibiców swoimi łzami… Po raz pierwszy w finale z Medvedevem zobaczyłam innego Novaka, nie takiego, który zawsze mnie irytował swoją butą, arogancją, pajacowaniem, ale niepewnego, nieśmiałego, słabszego, ludzkiego. Wyszedł na ten finał nie jak po swoje, wyszedł jakby wiedział, że przegra. I przegrał dosyć gładko, nie grał na swoim mistrzowskim poziomie, było dużo błędów i chaosu w jego grze. I Novak się rozpłakał …, w jego oczach pełnych łez były wymieszane wszystkie emocje. Świat zobaczył, że wielki Novak nie jest bezbłędną maszyną do wygrywania, jest człowiekiem. Dla mnie to był piękny i wzruszający obrazek.
Finał kobiet to były wyłącznie łzy radości. Dwie nastolatki Emma Raducanu i Leylah Fernandez z dalekich list rankingowych odprawiły z kwitkiem wszystkie wysoko notowane przeciwniczki i zagrały przepiękny mecz finałowy, który wygrała Raducanu. Bardzo fajny jest ich emocjonalny stosunek i zaangażowanie w grę, Leylah po każdej wygranej akcji uroczo zaciskała pięść i była zawsze skupiona, Emma pokazywała złość i pazura. Dziewczyny grają tenis kompletny, bez kompleksów, zdecydowanie idzie nowa, świeża jakość w damskich rozgrywkach.
Nie sposób nie wspomnieć o kolejnym młodym talencie, Carlos Alcaraz, chłopak ograł w fantastycznym meczu Stefanosa Tsitsipasa. Były łzy radości! Jak on cudownie grał, zero zachowawczości, mądrze, ofensywnie, zachwycił cały świat. Gdyby nie to, że w kolejnym meczu musiał kreczować z powodu kontuzji, to kto wie jak daleko by doszedł.
Światowe korty mają nowych bohaterów, a ja staram się szukać analogii do nich w naszych lokalnych amatorskich rozgrywkach i znajduję zawsze.
4 września odbył się w T&CC w Giebułtowie turniej -memoriał poświęcony zmarłemu tenisiście.
Było dużo łez wzruszenia przy wspominkowym filmie o zmarłym, a na kortach trochę łez smutku. Kobiecy finał podobnie jak na US OPEN rozgrywały między sobą nastolatki.
Piękna pogoda, kort centralny, tłumy widzów, dziewczyny grały również świetny mecz, wygrała ta nieco starsza. Tenisistki pożegnały się z dużym szacunkiem, a ta która przegrała płakała, nie mogła powstrzymać łez. Wszyscy jej gratulowali, również zwyciężczyni, pięknej gry przez cały turniej i finału, ale jednak łzy zdominowały u niej ten moment. Jestem przekonana, że dojdzie daleko w swojej tenisowej karierze.Była na całym turnieju najmłodsza, gra świetny technicznie tenis, dużo trenuje i ma to coś, co jest najważniejsze i co kształtuje mistrzów, nie wstydzi się pokazać prawdziwych emocji, nie jest zimna i wyrachowana. Matylda COME ON!!!
Może Novak Djokovic nie pobił rekordu, może nasza lokalna młoda tenisistka nie wygrała finału, ale idą właściwą ścieżką na mistrzowskiej drodze. Takich zawodników, pełnokrwistych, a nie przewidywalne maszyny chcemy oglądać i podziwiać. To dla nich zarywamy noce, kibicujemy ich pojedynkom, płaczemy łzami radości, dumy i wzruszenia.
A łzy smutku? Nawet jeżeli się pojawią to przeminą i zapomnimy o tym co nas przygnębia, rozczarowało i zawiodło…nie czas na łzy …
MURRAY-TSITSIPAS GATE
MURRAY-TSITSIPAS GATE
Od kilku dni trwa ostatni tegoroczny turniej Wielkiego Szlema, US OPEN, w mieście, w którym udać może się wszystko i które nigdy nie śpi, w Nowym Jorku. Obrońca tytułu Dominic Thiem z powodu kontuzji niestety nie przyjechał na Flushing Meadows, ząbki na zdobycie poczwórnej wielkoszlemowej korony ostrzy sobie oczywiście Novak Djokovic. Tytułu w singlu kobiet bronić będzie Naomi Osaka.
Początek turnieju, po pierwszej rundzie bez większych niespodzianek, faworyci wygrywają, ale poza tenisem dzieją się w Nowym Jorku podczas meczy historie, które rozpalają świat.
Zacznę od stylizacji, ktoś kto zaprojektował bezkształtne sukienki dużej firmy odzieżowej na tegoroczną edycję turnieju, kompletnie nie trafił, ani krojem ani kolorami. Sporo dyskusji na forach tenisowych jest teraz o tym i oczywiście wiadomo, że nie szata zdobi człowieka, ale te szaty nie zdobią zdecydowanie. Sukienki jednak to tylko estetyczny problemik, bo prawdziwa afera zrobiła się po meczu Andy Murraya ze Stefanosem Tsitsipasem. Mecz był świetny, pięć zaciętych setów, prawie pięć godzin gry…Kibicowałam Andy Murreyowi, z sympatii i też dlatego, że Tsitsipasa tak bardzo nie lubię, z tych młodszych tenisistów to jestem w fan clubie Zvereva😉
Mecz wygrał Tsitsipas, ale wcześniej wziął dwie przerwy toaletowe dłuższe niż zwykle biorą tenisiści. Czy zrobił to celowo, żeby wybić z gry Murraya, czy rzeczywiście miał fizjologiczną potrzebę, to wie tylko on, niestety dla widowiska tenisowego to miało swoje konsekwencje. Bardzo chłodne pomeczowe pożegnanie panów, duża dezaprobata ze strony Murraya i słowa o braku szacunku. No a potem jeszcze twitter i wirtualny świat pochłonęły na dobre wszystkich fanów tenisa. Murray napisał ironicznie, że wizyty w toalecie Tsitsipasa zajęły mu więcej czasu niż lot Bazosa w kosmos…Sztab Tsitsipasa odpowiedział, że takie słowa ze strony takiej legendy to słabo…No i właśnie…Zasadnicze pytanie brzmi, czy gdyby Murray wygrał to podnosiłby sprawę tych przerw?… Myślę , że tak , Murray to trochę inna szkoła tenisa niż Greg.Stawiając sprawę obiektywnie, Tsitsipas nie zrobił niczego nagannego, ale Murray odebrał to jako element taktyki, poigrywania, lekceważenia. Może Sir Andy jest przewrażliwiony, a może Tsitsipas doskonale wiedział, jak wygrać ten mecz nie tylko na korcie.
Zawsze takie sytuacje przekładam na nasz amatorski świat. Ostatnie tygodnie spędzam głównie na graniu meczy ligowych, nadrabiam zaległości, nie mam czasu na normalny trening, tylko mecz za meczem. To jest konsekwencja tego, ze zapisałam się do trzech różnych lig i czasowo to się niestety nie spina, ale za to jest potężny materiał na felietony…
Miałam w poniedziałek mecz w lidze, którą oceniam bardzo wysoko, za dobór zaawansowania uczestniczek zgodny z poziomem grupy. No i trafiłam na przeciwniczkę, z którą od początku chemii nie było. Zarezerwowała tylko półtorej godziny na mecz, gdy spokojnie próbowałam z nią na początku towarzysko rozmawiać, odpowiadała raczej półsłówkami i że jej ten czas zawsze wystarcza na mecze. Generalnie, to dziewczyna z typu, który kiedyś opisałam w felietonie, typ toksyczny, czyli taki, który robi ci łaskawie zaszczyt, że z tobą gra. Z gemu na gem było coraz mniej przyjemnie, tenis nie mający za wiele wspólnego z tenisem, balon, krótka piłka i gemy uciekały na konto przeciwniczki. Pomiędzy gemami grobowa cisza, tylko po każdym gemie przeciwniczka musiała podbiegać do tablicy wyników, żeby dodawać na swoje konto kolejny wygrany gem…W pierwszym secie ugrałam jednego gema, przelobowała mnie w ostatnim punkcie tym razem autowo, ale oczywiście jak krzyknęłam aut, bo był całkiem spory, to zapytała , o na pewno ?…
Uwagi na temat mojego tenisa, typu, złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, czy też może nie powinnaś grać w lidze, jak nie umiesz przegrywać itp. mądrości to już było za dużo. Drugiego seta przegrałam do zera i po nieco ponad godzinie mecz się skończył. Pogratulowałam jej wygranej, podałam rękę i dodałam, że nigdy więcej takich meczy sobie fundować nie będę.
Czy miałam szansę z nią wygrać na korcie, chyba nie, gra tenis, którego najbardziej nie lubię., wygrała zasłużenie. Ale poza kortem …jednak nie…
Nie mam problemu z przegraniem meczu, w bilansie rozegranych przeze mnie meczy i tak więcej przegrywam, biorę to na tzw.klatę, ale granie z tenisistką, która nie ma do ciebie szacunku, bo od początku traktuje cie jako słabszą tenisowo zawsze będzie dla mnie tak po ludzku niezrozumiałe. Wróciłam właśnie ze świetnego meczu, prawie dwu godzinna walka, przeciwnik bardzo sympatyczny, chwalił mnie za obronę i zawziętość, przegrałam 4:6, 1:6. Wróciłam do domu uśmiechnięta, a nie sfrustrowana, bo tenisista po drugiej stronie siatki potraktował mnie z szacunkiem.
Dlatego rozumiem Murraya i jestem po jego stronie w tej toaletowej aferze. Szacunek przede wszystkim, a nie wygrana za wszelką cenę. Może złotowłosy, grzeczny Greg nie jest aż taki nieskazitelny, tak jak wielu przeciwników spotykanych na korcie przez których schodzimy do szatni smutni, z opuszczoną głową. Ich wygrana jednak ma gorzki smak…
Mam nadzieję, że tegoroczny US Open dostarczy nam świetnych tenisowych wrażeń, a oszczędzi zachowań z gatunku tych nie fair play, a tenisowi amatorzy oduczą się meczowego i około meczowego cwaniactwa.
SZACUNEK DO PRZECIWNIKA
SZACUNEK DO PRZECIWNIKA
Są w naszym amatorskim świecie tenisowym ikony, osoby, które mają pasję do tego sportu, grają od lat, kreując wizerunek amatora doskonałego. Seryjnie wygrywają mecze, turnieje rangi miastowej, krajowej, nawet światowej. Każdy z początkujących tenisistów marzy, żeby ich spotkać na swojej drodze i zmierzyć się z nimi na korcie, nie tylko dlatego, że są znakomitymi tenisistami, ale głównie dla ich osobowości. Było mi dane poznać paru takich zawodników. Ostatnio poznałam też kilka bardzo fajnych koleżanek tenisistek mocno zaawansowanych, które nie dość, że świetnie grają, to chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami i z respektem podchodzą do każdej rywalizacji meczowej.
Ten felieton poświęcę dwóm graczom z Krakowa, tenisistce i tenisiście, którzy w swoim bogatym arsenale umiejętności mają najważniejszą, szacunek do każdego przeciwnika. Spotkałam ich oboje na korcie ,do dziś pozostają moimi ulubieńcami. Myślę, że każdy z nas tenisistów ma swoją Teresę i swojego Mietka. Oprócz nich oczywiście jest mnóstwo graczy, którzy są świetnymi ludźmi, ale w naszych sportowych sercach tacy tenisiści jak bohaterowie mojego dzisiejszego felieton, mają specjalne miejsce.
TERESA STOCHEL
Półtora roku temu spotkałam ją pierwszy raz na turnieju tenisowym w Rudawie, nie wiedziałam, że gram z tenisową legendą, wielokrotną zwyciężczynią mistrzostw rangi krajowej i światowej, dodatkowo multi sportowcem, biegaczką, narciarką, przewodniczką tatrzańską.
Teresa po kilku piłkach wiedziała z kim gra i że bez względu na okoliczności i dramaturgię meczu, na pewno go nie przegra. Różnica umiejętności była ogromna, Teresa mogła ten mecz rozstrzygnąć szybko i bezwzględnie, ale tego nie zrobiła, bo zobaczyła po drugiej stronie siatki człowieka, dziewczynę, która bardzo chce i kocha tą grę, ale jeszcze niewiele potrafi. Pozwoliła jej grać, podgrywała piłki tak, żeby były wymiany, żeby ta dziewczyna w stylowej sukience uwierzyła, że może, żeby się uśmiechnęła, zacisnęła pięść w geście radości po wygranej akcji.
Ugrałam w meczu jednego gema, ale poczułam się jak zwycięzca, niesamowicie zbudowana, to co zrobiła Teresa było wspaniałe, dziękuję Tereska!
Teresa jest świetnym człowiekiem, dla mnie niedoścignionym tenisowym autorytetem, jesteśmy do dziś w bardzo dobrych relacjach, wspiera mnie w moich turniejowych projektach, cieszę się, że ją znam, mistrzynię. Ostatnio w ŚWIATOWYM DNIU TENISA zagrałyśmy swój drugi mecz, tym razem towarzyski. To już było trochę więcej prawdziwego tenisa z mojej strony, cieszę się, że szczególnie w drugim secie, udało mi się powalczyć.
MIECZYSŁAW ŚLÓSARZ
Świetny tenisista, miałam zaszczyt grać z nim mecz w Smart Lidze. Podobna historia jak z Teresą, Mietek po kilku piłkach rozegranych w ciepły, letni wieczór na kortach w T&CC wiedział ,że na pewno wygra. Co robi Mietek, który mógłby atakować praktycznie każdy mój serwis, ostrym kończącym returnem? Mietek pozwala mi pograć, zagrywa płaskie piłki, takie jak najbardziej lubię, gramy długie wymiany, czuję się świetnie, gram jak w transie, myślę sobie, jestem dobra, gram z takim zawodnikiem, tak regularnie, wygrywam kilka gemów. Po moich zwycięskich piłkach każdorazowo Mieczysław mnie chwali i bije mi brawo. Żadnej ironii, żadnych mentorskich uwag, tylko czysty, cudowny zastrzyk pozytywnej motywacji. Po meczu Mietek poleca mi książkę „ Sztuka wygrywania w tenisie”, zdradza też parę tenisowych trików. Dla mnie mecz z Mieczysławem był zdecydowanie najlepszy ze wszystkich rozegranych w lidze, dzięki mądrości tenisowej Mietka, wzniosłam się na wyżyny swoich umiejętności. Mietek wygrał naszą całą ligę, do dziś się kolegujemy z nim i jego fantastyczną żoną Dorotą, również znakomitą tenisistką.
Nie chodzi o to, że Teresa i Mietek potraktowali mnie łagodnie, nie grali na sto procent swoich możliwości, a mogli to zrobić, niektórzy nawet może sądzą, że powinni, chodzi o to, że właśnie dlatego, że tego nie zrobili, pokazali, że przede wszystkim są ludźmi, dopiero potem tenisistami. Nie zlekceważyli mnie, nie patrzyli z góry, wiedzieli , że tenisowo są lepsi, a mimo to nie dali mi żadnym gestem odczuć tego, że nie powinnam się znaleść na tym samym korcie co oni, bo jestem na to za słaba.
Na drugim biegunie znajdują się amatorzy, którzy nie szanują początkujących graczy, nieustannie udzielają „dobrych” rad amatorom w ich mniemaniu słabszym od nich i to jest prawdziwy koszmar:
Musisz inaczej się ustawić!
Musisz zamknąć uderzenie!
No do tej piłki to musisz dobiec!
A ty w ogóle masz trenera?
Jak długo grasz? chyba od niedawna?( a ty grasz już dwa lata, ale opornie ci idzie…)
Po ich minie i postawie widzisz też, że to dla nich dyshonor grać z takim słabeuszem.
To z perspektywy graczy początkujących naprawdę nie jest nic miłego, przykro nam się tego słucha, podcinacie nam skrzydła, podczas takich meczów przestajemy wierzyć w siebie. To nie są rady wspierające, to jest nieprzyjemne punktowanie naszych braków.
Drodzy znawcy techniki, mistrzowie absolutni wszystkiego, my prawdziwi pasjonaci tenisa, kochamy ten sport każdym centymetrem siebie, nic nie musimy, a na pewno nie chcemy słuchać waszej krytyki , która nie buduje i nas nie rozwija. Mamy trenerów, którzy mają prawo i obowiązek nas korygować, uczyć i zdecydowanie wolimy grać z tenisistami, którzy okazują nam szacunek oraz budują naszą pewność siebie. Bierzcie przykład z Tereski i Mietka oraz innych podobnych do nich graczy w konfrontacji z początkującymi tenisistami, będziecie wtedy dla nas autorytetami, a nawet bohaterami felietonów
? …I może się okazać, że któregoś dnia znowu spotkamy się na korcie i was pokonamy, tak my właśnie ci, którzy nie umieli zamknąć poprawnie uderzenia. To dopiero będzie satysfakcja, z podniesioną głową i z szacunkiem do przeciwnika, bez zbędnych słów, podamy wam rękę po dobrym meczu, bez wyższości, zadowoleni z wygranej i w duchu fair play.
Z KULTURĄ NA KORCIE, CZYLI NIE CZYŃ BLIŹNIEMU CO TOBIE NIEMIŁE
Z KULTURĄ NA KORCIE , CZYLI NIE CZYŃ BLIŹNIEMU CO TOBIE NIEMIŁE
W sensie ogólnym z kulturą na korcie jest podobnie jak w życiu, albo ją masz, bo tak zostałeś wychowany albo niestety nie. W świecie tenisa mamy pewne podstawowe zasady kultury związane z wzajemnym współistnieniem na kortach. Szanujemy swój i innych czas rezerwacji, sprzątamy kort po sobie, w meczach sędziujemy zgodnie ze stanem faktycznym, nie naciągamy, nie oszukujemy, respektujemy swojego przeciwnika na gruncie ludzkim i tenisowym.
Ale czasami…
Standardem jest , że ktoś wchodzi na kort po Tobie i nie mówi dzień dobry. Ja zawsze czuję się wtedy zażenowana , nie wiem co robić , najczęściej wtedy sama pierwsza mówię ale czasami jednostka wchodząca jest tak antypatyczna , że lepiej się nie odzywać. Przykre doświadczenie dla mnie, bo jestem niepoprawną idealistką i chcę widzieć świat pięknie , dobrze i z zasadami. Miałam w przeszłości ekstremalne doświadczenie na korcie , ale nie o tym będzie felieton i też nie o dobrym wychowaniu, będzie o naszej amatorów tenisa , kulturze zachowania na korcie w praktyce.
Grając towarzysko, sparingowo, najczęściej wybieramy osoby , które dobrze znamy i tolerujemy, nawet jeżeli mają swoje grzeszki , to nam to nie przeszkadza, bo się lubimy i wzajemnie akceptujemy. Mecze towarzyskie rządzą się swoimi prawami . Inaczej jest w meczach ligowych i turniejowych, nie znamy przeciwnika, a wachlarz typów osobowości na jakie trafiamy jest szeroki. Najczęściej są to fajni ludzie, ze słabościami , pasjonaci, pozytywnie zakręceni, czasem nadmiernie ambitni , poważni ,skupieni, ale zachowujący standardy dobrego kulturalnego zachowania. Niestety trafiają się okazy , które na długo zapadają w pamięć , a nawet takie , z którymi nigdy więcej nie chcesz się już spotkać ani na korcie ani w życiu.
Typ pierwszy : toksyczny. Od początku, po pierwszym kontakcie z taką osobą czujesz się źle, coś jest nie tak, atmosfera jest ciężka. Typ ten najczęściej jest mrukliwy, milczący, zdystansowany, wersja mocniejsza chamski i obcesowy, nie ma tu luzu, serdeczności, dialogu, jest sztywno i nieprzyjemnie. Bez względu na przebieg meczu, typ toksyczny zachowuje się tak jakby robił ci ogromną łaskę, że z tobą gra, wszelkie twoje próby wprowadzenia przyjaznej atmosfery kwituje lodowatym spojrzeniem, no koszmar. Ja w jednym meczu z taką przeciwniczką na początku drugiego seta poddałam mecz walkowerem, miałam dość . Nie po to gram w tenisa, żeby się męczyć w taki sposób, mam się cieszyć grą. I żeby była jasność, nie chodzi o to, żeby z każdym się zaprzyjaźniać, nie zawsze też zaiskrzy chemia między ludźmi, ale typ toksyczny jak go nazwałam jest tak charakterystyczny w negatywny sposób, że trudno go pomylić z kimś innym. Unikać szerokim łukiem jak tyko się da.
Typ drugi : krzykacz-komentator. To taki tenisista, który cały czas mówi, do siebie, do ciebie, od rzeczy, komentuje każde zepsute uderzenie, krzyczy jak wygra piłkę, czasami przeklina, ogólnie na korcie jest głośno. Ciężko się skupić na grze, na czymkolwiek, bo potok słów z przeciwnej strony siatki jest nieustanny. Niestety nie przyjdzie mu do głowy , że to przeszkadza .Lubi też w sposób mentorski komentować twojego tenisa. Mniej dotkliwy niż typ toksyczny, ale też niekomfortowo się gra z kimś takim.
Pod ten typ można podciągnąć okazy, które wchodzą ci na kort podczas meczu, albo prowadzą na korcie obok głośną , ożywioną dyskusję, podczas, gdy ty obok bronisz się, żeby nie przegrać meczu i masz akurat kluczową akcję.
Typ trzeci : aut. To przeciwnik, który oszukuje w meczach. Zasada w amatorskich rozgrywkach, jeżeli nie ma sędziego, jest taka, że każdy sędziuje po swojej stronie. Obowiązuje wzajemne zaufanie, piłkę sporną można powtórzyć. W praktyce wygląda to różnie, niestety spotykane są typy permanentnie odkrzykujące prawidłową piłkę jako aut, są tacy, którzy z tego zrobili sposób na wygrywanie meczy oraz wyprowadzenie przeciwnika z rytmu i równowagi. Jednocześnie bardzo często chcą sędziować po naszej stronie, oczywiście zawsze na swoją korzyść oraz niechętnie chcą powtarzać piłki sporne . Mi osobiście bardzo ciężko się gra z takimi ludźmi. Sędziując piłkę po swojej stronie, nawet jak nie jestem pewna w 100% to wolę uznać, że jest dobra. W meczu z takimi przeciwnikami po drugiej stronie, średnio raz w gemie słyszę aut wywołany po dobrej piłce. Czasami próbuję spokojnie czasami mniej spokojnie zwrócić jednak uwagę, że piłka była dobra, ale zwykle przegrywam z takimi tenisistami, całkowicie wybita z rytmu. Nie polecam.
Typ czwarty : teraz jest mój czas. Przychodzisz na kort na swoją godzinę rezerwacji, a typ gra w najlepsze, piłki rozrzucone, kort nieprzygotowany. Typ nie przeprosi i nie zacznie pośpiesznie porządkować kortu dla ciebie, tylko ze zdziwienie i irytacją zapyta , a to już jest czas ? Wersja druga typa, wejdzie na twój kort 10 min przed czasem i zacznie rozkładać swoje rzeczy, rozgrzewać się i wywierać presję, że już jest jego czas, mimo ,że jest jeszcze co najmniej 10 minut twojej rezerwacji.
Najgorzej jak trafi się miks wszystkich typów, wtedy radzę od razu uciekać z kortu.
Nikt nie jest idealny, każdy z nas ma gorszy dzień , może być podczas meczu wycofany, małomówny, może mu się zdarzyć niekontrolowany słowotok, przekleństwo, okrzyk, może klika piłek dobrych wywołać jako aut niecelowo , może parę minut przeciągnąć swoją rezerwacje , bo kończy ważną wymianę, ale typy , które opisałam robią to z premedytacją, to jest ich sposób bycia na korcie, ich kultura gry, która z prawdziwą kulturą nie ma absolutnie nic wspólnego.
Dlatego szanujmy się , bądźmy najlepszą wersją samych siebie, bądźmy na kortach kulturalni, przecież chodzi o to, żeby było miło, a tenis to taka piękna królewska gra z dobrymi manierami.