TENISISTKI W TATRACH

TENISISTKI W TATRACH 

W kwietniu w apogeum mojego covidowego zapalenia płuc koleżanka tenisistka i przewodniczka tatrzańska nieoceniona Teresa Stochel poddała mi pomysł zrobienia turnieju tenisowego w Zakopanym połączonego z wycieczką w Tatry. Od kwietnia trochę czasu minęło, wycieczkę wstępnie zaplanowałyśmy na maj, no ale rekonwalescencja po covidzie się przedłużała i temat jakoś się delikatnie rozmył. Aż do lipca …jeszcze byłam nad jeziorem  w Starych Jabłonkach, kiedy Tereska zapytała czy jadę z nimi na wycieczkę w Tatry,  póki co bez  turnieju tenisa 😉

Sprawy w swoje ręce wzięła Marysia Gołda, zaprosiła kilka tenisistek i nie tylko😉 i tak w piątek 23 lipca bladym świtem wystartowałyśmy z Krakowa ku przygodzie!

Teresa bardzo skrupulatnie zaplanowała trasę naszej wycieczki, ale też dzień wcześniej przesłała przydatne informacje co zabrać ze sobą w góry, legendą stała się już chusta 😉. 

Wycieczka dla nas kompletnych poza Teresą amatorek gór była bardzo ambitna, Czerwone Wierchy, start z Zakopanego Drogą nad Reglami do Doliny Strążyskiej, następnie w kierunku Wyżnej Przełęczy Kondrackiej, do osiągnięcia wysokości 2005 m n.p.m. na Kopie Kondrackiej,  dalej Doliną Kondratową do schroniska, meta w Kuźnicach.

 Ponad osiem godzin na górskich szlakach…Osiem kobiet, z czego pięć tenisistek, wyruszyłyśmy na sportowo, energicznie, z uśmiechami, żartami, optymizmem. Pogoda dopisywała, humory i zapał również. Pierwszy postój po godzinie spokojnego marszu, oczywiście zdjęcia, posiłek regeneracyjny i w drogę na wysokie szczyty. Większość z nas zaopatrzona w kijki do nordic walking, wszystkie intensywnie prowadzące życie sportowe nie bałyśmy się wyzwania, no ja może trochę, bo po zapaleniu płuc nie wiedziałam jak to będzie. I kondycyjnie podołałam znakomicie, ale zdarzyło się coś innego…, atak paniki, tuż przed szczytem. Patrząc w dół uświadomiłam sobie jak wysoko jesteśmy, zaczęłam płyciej oddychać i ogarnął mnie lęk…trwało to dobre kilkanaście minut… Na szczęście dzięki pomocy i mądrości Teresy i Marysi udało mi się nad tym zapanować. Bałam się bardzo, właściwie nie umiem opisać czego, nie wysokości, tylko tego, że jestem poza dostępem do cywilizacji, pomocy, po za planem i nie mam wpływu ani kontroli nad tym co się może wydarzyć. Nie wydarzyło się nic złego, a ja swój lęk okiełznałam, co dało mi ogromny zastrzyk energii i pewności siebie.

Tatry są przepiękne, widoki zapierały nam dech w piersi, zdjęcia tego nie oddają w pełni. Człowiek staje, patrzy na ten ogrom naturalnego piękna, zachwyca się i może tylko podziwiać.

Góry mają w sobie tajemnice i coś takiego co powoduje, że chcesz się zmęczyć, maszerować, pocić się, wspinać, tylko po to, żeby stanąć na szczycie i …w milczeniu patrzeć na ten bezkres mistycznego cudu.

Ludzie w górach też są inni, bardziej otwarci. Spotkałyśmy na szlaku bardzo pozytywnych i przyjaźnie nastawionych wspinaczy, nawiązuje się nić porozumienia, ktoś pyta o maść przeciwbólową, ktoś życzy miłego wspinania, przepuszcza z uśmiechem, a jeszcze ktoś inny nawet daje numer telefonu i proponuje spotkanie😉. Jedna z naszych koleżanek, Milenka ma dobrą rękę do swatania ludzi i kto wie, czy nie uda jej się stworzyć pary, która poznała się w romantycznych okolicznościach przyrody, w Tatrach.

Góry łączą ludzi wspólnym doświadczeniem, nasza grupa dziewczyn spędziła świetny czas razem, poznałyśmy się i polubiłyśmy się jeszcze bardziej. Na pewno to nie będzie nasza ostatnia wspólna wycieczka, następną może uda się połączyć z turniejem tenisa w Zakopanym.

W górach poznaje się naprawdę drugiego człowieka, na szczęście wyprawa poza moim atakiem lęku obyła się bez żadnych złych doświadczeń, nie byłyśmy wystawione na trudne wyzwania i stresy, nie było burzy, deszczu, lawiny, itp., ale jednak mam wrażenie, że poznałam dziewczyny lepiej niż podczas wspólnego meczu tenisowego. Wiem, że można na nie liczyć, że w razie potrzeby zaasekurują.

Po zejściu na dół do Kuźnic, usiadłyśmy na pysznym jedzeniu i podsumowaniu wyprawy. Nasza Tereska, tenisowa i tatrzańska mistrzyni zafundowała nam dzień pełen pięknych doznań i była z nas bardzo dumna, że dałyśmy radę, bo trasa była dość trudna jak na pierwszy raz. A my z satysfakcją z wykonanego zadania pałaszowałyśmy pomidorówkę, kwaśnicę, oscypki, zaśmiewając się głównie  z love story o kryptonimie Darek😉

Ponad osiem godzin w górach na szlaku, ponad 20 km w nogach, wejście wyzwanie, zejście z pionowych kamieni chyba jeszcze większe  szczególnie dla łydek😉, strach pokonany, doświadczenie znakomite i świetny czas z fantastycznymi kobietami.

Zawdzięczamy to tenisowi, gdyby nie nasza tenisowa pasja i spotkania na kortach nigdy nie poznałabym Teresy, Marysi, Justyny, Magdy, nie poszłybyśmy razem w Tatry. Jest dobra energia miedzy nami i to jest cudowne. Dziękuję Dziewczyny! Do zobaczenia na kortach i na górskich szlakach.