KAŻDY MA SWÓJ FRENCH OPEN

KAŻDY MA SWÓJ FRENCH OPEN

 Wczoraj zakończyła się kolejna edycja turnieju wielkoszlemowego Roland Gaross 2023, z pulą nagród prawie 50 milionów euro…triumfowali  Iga Świątek po raz trzeci i Novak Djokovic również po raz trzeci. Novak przy okazji złamał liczbę 23 zwycięstw w Wielkich Szlemach, jest samodzielnym liderem.

Oglądaliśmy dwa tygodnie zmagań tenisowych nadludzi pod paryskim wietrznym niebem, z zapachem pomarańczowej mączki i kasztanów.

Przejście każdej rundy w turnieju wielkoszlemowym to osiągnięcie, gra tam sam tenisowy top. Dla wielu pretendujących do tego topu, to również ogromny zastrzyk pieniędzy, pozwalający przetrwać kolejny rok treningowy, bez zamartwiania się o budżet dla siebie i współpracowników.

Każdy chce tam wygrać i zapisać się na kartach historii, wielu chce coś udowodnić sobie, światu, a dla wielu to po prostu praca do wykonania.

Były na tegorocznym Roland Garrosie elektryzujące pojedynki, gdzie nie tylko chodziło o sportową rywalizację. Jednym z takich był pojedynek Eliny Svitoliny z Aryną Sabalenką. Elina wróciła szybko po urodzeniu córeczki do sportowej rywalizacji i dotarła aż do ćwierćfinału  French Open. W ćwierćfinale zmierzyła się z Sabalenką.  Mecz bez większych problemów wygrała Aryna w dwóch setach, Svitolina nie podała po meczu ręki Sabalence. I jakaś  dziwna konsternacja zapadła wśród komentatorów i dziennikarza prowadzącego pomeczowy wywiad z Sabalenką, publiczność  niezadowolona lekko wybuczała to zachowanie. Elina to Ukrainka, Aryna to Białorusinka, stoją po przeciwnej stronie, jedna po stronie ofiar, druga po stronie oprawców. Aryna wprawdzie po przegranym meczu półfinałowym z Muchową , wreszcie odpowiedziała na trudne pytanie dziennikarza i po raz pierwszy przyznała, że w tej chwili nie popiera działań Łukaszenki, ale do tego momentu dyplomatycznie milczała, uchodząc raczej za pupilkę reżimowego prezydenta Białorusi.  Są tacy, którzy nie rozumieją Svitoliny i ją krytykują, że skoro wyszła na mecz  za który zgarnęła dużą finansową gratyfikację to powinna się „zachowywać” zgodnie z tenisowym savoir vivre. Myślę, że o tym co powinna , decyduje tylko ona. Może dla tego gestu, który wyraża tylko tyle, nie zgadzam się ze złem, z wojną, z zabijaniem, Elina przyjechała do Paryża. Nie udawajmy, że nie ma wojny, nie ma tematu, bo jest Wielki Szlem, jesteśmy tu, ale całkiem niedaleko giną moi rodacy,  gram z dziewczyną, którą jako sportową przeciwniczkę bardzo szanuję, ale nie podam jej ręki na znak solidarności z moimi krajem. Nie musimy rozumieć, ale nie odwracajmy oczu z niesmakiem i obojętnością.

Sportowo dla mnie dużym widowiskiem były dwa mecze Carlosa Alcaraza, który pod nieobecność Rafaela Nadala stanął przed ogromną szansą wygrania turnieju  Wielkiego Szlema na mączce,  Carlos przyjechał do Paryża jako numer jeden, niestety został zdetronizowany.

Mecz ćwierćfinałowy ze Stefanosem Tsitsipasem w wykonaniu Alcaraza to był pokaz najlepszego męskiego tenisa jaki widziałam od lat. Carlos grał fenomenalnie, spektakularne skróty, widowiskowe winnery, poruszał się po korcie ofensywnie, z prędkością kosmity. Tsitsipas był bezradny przez większą część meczu. Wydawało się, że w takiej formie Alcaraz połknie Djokovica w półfinale. W półfinale zobaczyliśmy jednak nieśmiałego pretendenta z Hiszpanii, któremu srogą lekcję po profesorsku zafundował wielki Novak. U Carlosa były tylko momenty, które wystarczyły na wygranie jednego seta w tie-breaku, pozostałe trzy sety to dominacja Djokovica, konsekwentnego i bezbłędnego. 

Carlos mógł napisać swoją historię w Paryżu, ale to Djokovic w geście triumfu uniósł swój 23 puchar wielkoszlemowy i pozostaje na ten moment niepokonany we wszelkich statystykach.

Nasza polska tenisistka Iga Świątek po raz trzeci sięgnęła po puchar Suzanne Lenglen, po bardzo wyrównanym trzy setowym finale z pięknie grającą Karoliną Muchową. Iga pokazała w  finale oprócz swojego mistrzowskiego tenisa charakter, ogromną wolę walki i zwycięstwa. Zrobiła to, zdobyła Paryż po raz trzeci, obroniła punkty z zeszłego roku i wciąż pozostaje numerem jeden. 

Kurz mączki powoli opada w Paryżu przed nami gorące lato pełne kolejnych wyzwań, marzeń, planów.

Roland Garros, na którego cześć nazwano turniej wielkoszlemowy w Paryżu,  był francuskim  pilotem, walczył w pierwszej wojnie światowej jako lotnik, wynalazł i zastosował karabin maszynowy w samolocie. Był innowatorem, wynalazcą, jako pierwszy też przeleciał nad Morzem Śródziemnym. Robił rzeczy wielkie. Każdy z nas może te wielkie rzeczy robić. Nie trzeba się bać, słabości można okiełznać , polubić je, oswoić, każdego dnia być ciekawym możliwości jakie daje nam świat. Największą sztuką jest znaleźć swój prywatny Wielki Szlem, a potem z satysfakcją dobrze wykonanej pracy w geście triumfu unieść swój puchar, ze łzami wzruszenia pokazać sobie, że dałam radę, zrobiłam to. Nawet jeżeli to będzie “tylko” pięknie zagrany wolej, przebiegnięte 5 kilometrów, upieczone pierwszy raz ciasto drożdżowe czy duma z syna, który jest świetnym człowiekiem  to warto, bardzo warto ,nawet jak nikt ci za to nie da kilku milonów euro 😉


ŁZY NOVAKA DJOKOVICA

ŁZY NOVAKA DJOKOVICA

W życiu jest czas na śmiech i łzy. Lubimy szczególnie momenty gdy rozpiera nas szczęście, łzy też czasem lubimy, ale tylko łzy radości i wzruszenia. Łez smutku, porażki, rozczarowania, tęsknoty czy żalu nie lubi nikt. Skończył się US OPEN, na którym było dużo radości i dużo łez. 

Novak Djokovic nie pobił rekordu 4 Wielkich Szlemów w roku, nie zdobył też 21 tytułu Wielkiego Szlema, ale zdobył serca kibiców swoimi łzami… Po raz pierwszy w finale z Medvedevem zobaczyłam innego Novaka, nie takiego, który zawsze mnie irytował swoją butą, arogancją, pajacowaniem, ale niepewnego, nieśmiałego, słabszego, ludzkiego. Wyszedł na ten finał nie jak po swoje, wyszedł jakby wiedział, że przegra. I przegrał dosyć gładko, nie grał na swoim mistrzowskim poziomie, było dużo błędów i chaosu w jego grze. I Novak się rozpłakał …, w jego oczach pełnych łez były wymieszane wszystkie emocje. Świat zobaczył, że wielki Novak nie jest bezbłędną maszyną do wygrywania, jest człowiekiem. Dla mnie to był piękny i wzruszający obrazek. 

Finał kobiet to były wyłącznie łzy radości. Dwie nastolatki Emma Raducanu i Leylah Fernandez z dalekich list rankingowych odprawiły z kwitkiem wszystkie wysoko notowane przeciwniczki i zagrały przepiękny mecz finałowy, który wygrała Raducanu. Bardzo fajny jest ich emocjonalny stosunek i zaangażowanie w grę, Leylah po każdej wygranej akcji uroczo zaciskała pięść i była zawsze skupiona, Emma pokazywała złość i pazura. Dziewczyny grają tenis kompletny, bez kompleksów, zdecydowanie idzie nowa, świeża jakość w damskich rozgrywkach.

Nie sposób nie wspomnieć o kolejnym młodym talencie, Carlos Alcaraz, chłopak ograł w fantastycznym meczu Stefanosa Tsitsipasa. Były łzy radości! Jak on cudownie grał, zero zachowawczości, mądrze, ofensywnie, zachwycił cały świat. Gdyby nie to, że w kolejnym meczu musiał kreczować z powodu kontuzji, to kto wie jak daleko by doszedł.

Światowe korty mają nowych bohaterów, a ja staram się szukać analogii do nich w  naszych lokalnych amatorskich rozgrywkach i znajduję zawsze.

4 września odbył się w T&CC w Giebułtowie turniej -memoriał poświęcony zmarłemu tenisiście.

Było dużo łez wzruszenia przy wspominkowym filmie o zmarłym, a na kortach trochę łez smutku. Kobiecy finał podobnie jak na US OPEN rozgrywały między sobą nastolatki.

Piękna pogoda, kort centralny, tłumy widzów, dziewczyny grały również świetny mecz, wygrała ta nieco starsza. Tenisistki pożegnały się z dużym szacunkiem, a ta która przegrała płakała, nie mogła powstrzymać łez. Wszyscy jej gratulowali, również zwyciężczyni, pięknej gry przez cały turniej i finału, ale jednak łzy zdominowały u niej ten moment. Jestem przekonana, że dojdzie daleko w swojej tenisowej karierze.Była na całym turnieju najmłodsza, gra świetny technicznie tenis, dużo trenuje i ma to coś, co jest najważniejsze i co kształtuje mistrzów, nie wstydzi się pokazać prawdziwych emocji, nie jest zimna i wyrachowana. Matylda COME ON!!!

Może Novak Djokovic nie pobił rekordu, może nasza lokalna młoda tenisistka nie wygrała finału, ale idą właściwą ścieżką na mistrzowskiej drodze. Takich zawodników, pełnokrwistych, a nie przewidywalne maszyny chcemy oglądać i podziwiać. To dla nich zarywamy noce, kibicujemy ich pojedynkom, płaczemy łzami radości, dumy i wzruszenia. 

A łzy smutku? Nawet jeżeli się pojawią to przeminą i zapomnimy o tym co nas przygnębia, rozczarowało i zawiodło…nie czas na łzy …


MURRAY-TSITSIPAS GATE

MURRAY-TSITSIPAS GATE

Od kilku dni trwa ostatni tegoroczny turniej Wielkiego Szlema, US OPEN, w mieście, w którym udać może się wszystko i które nigdy nie śpi, w Nowym Jorku. Obrońca tytułu Dominic Thiem z powodu kontuzji niestety nie przyjechał na Flushing Meadows, ząbki na zdobycie poczwórnej wielkoszlemowej korony ostrzy sobie oczywiście Novak Djokovic. Tytułu w singlu kobiet bronić będzie Naomi Osaka.

Początek turnieju, po pierwszej rundzie bez większych niespodzianek, faworyci wygrywają, ale poza tenisem dzieją się w Nowym Jorku podczas meczy historie, które rozpalają świat.

Zacznę od stylizacji, ktoś kto zaprojektował  bezkształtne sukienki  dużej firmy odzieżowej na tegoroczną edycję turnieju, kompletnie nie trafił, ani krojem ani kolorami. Sporo dyskusji na forach tenisowych jest teraz o tym i oczywiście wiadomo, że nie szata zdobi człowieka, ale te szaty nie zdobią zdecydowanie. Sukienki jednak to tylko estetyczny problemik, bo prawdziwa afera zrobiła się po meczu Andy Murraya ze Stefanosem Tsitsipasem.  Mecz był świetny, pięć zaciętych setów, prawie pięć godzin gry…Kibicowałam Andy Murreyowi, z sympatii i też dlatego, że Tsitsipasa tak bardzo nie lubię, z tych młodszych tenisistów to jestem w fan clubie Zvereva😉

Mecz wygrał Tsitsipas,  ale wcześniej wziął dwie przerwy toaletowe dłuższe niż zwykle biorą tenisiści. Czy zrobił to celowo, żeby wybić z gry Murraya, czy rzeczywiście miał fizjologiczną potrzebę, to wie tylko on, niestety dla widowiska tenisowego to miało swoje konsekwencje. Bardzo chłodne pomeczowe pożegnanie panów, duża dezaprobata ze strony Murraya i słowa o braku szacunku. No a potem jeszcze twitter i wirtualny świat pochłonęły na dobre wszystkich fanów tenisa. Murray napisał ironicznie, że wizyty w toalecie Tsitsipasa zajęły mu więcej czasu niż lot Bazosa w kosmos…Sztab Tsitsipasa odpowiedział, że takie słowa ze strony takiej legendy to słabo…No i właśnie…Zasadnicze pytanie brzmi, czy gdyby Murray wygrał to podnosiłby sprawę tych przerw?… Myślę , że tak , Murray to trochę inna szkoła tenisa niż Greg.Stawiając sprawę obiektywnie, Tsitsipas nie zrobił niczego nagannego, ale Murray odebrał to jako element taktyki, poigrywania, lekceważenia. Może Sir Andy jest przewrażliwiony, a może Tsitsipas doskonale wiedział, jak wygrać ten mecz nie tylko na korcie.

Zawsze takie sytuacje przekładam na nasz amatorski świat. Ostatnie tygodnie spędzam głównie na graniu meczy ligowych, nadrabiam zaległości, nie mam czasu na normalny trening, tylko mecz za meczem. To jest konsekwencja tego, ze zapisałam się do trzech różnych lig i czasowo to się niestety nie spina, ale za to jest potężny materiał na felietony…

Miałam w poniedziałek mecz w lidze, którą oceniam bardzo wysoko, za  dobór zaawansowania uczestniczek zgodny z poziomem grupy. No i trafiłam na przeciwniczkę, z którą od początku chemii nie było. Zarezerwowała tylko półtorej godziny na mecz, gdy spokojnie próbowałam z nią na początku  towarzysko rozmawiać, odpowiadała raczej półsłówkami i  że jej ten czas zawsze wystarcza na mecze. Generalnie, to dziewczyna z typu, który kiedyś opisałam w felietonie, typ toksyczny, czyli taki, który robi ci łaskawie zaszczyt, że z tobą gra. Z gemu na gem było coraz mniej przyjemnie, tenis nie mający za wiele wspólnego z tenisem, balon, krótka piłka i gemy uciekały na konto przeciwniczki. Pomiędzy gemami grobowa cisza, tylko po każdym gemie przeciwniczka musiała podbiegać do tablicy wyników, żeby dodawać na swoje konto kolejny wygrany gem…W pierwszym secie ugrałam jednego gema, przelobowała mnie w ostatnim punkcie tym razem autowo, ale oczywiście jak krzyknęłam aut, bo był całkiem spory, to zapytała , o na pewno ?…

Uwagi na temat mojego tenisa, typu, złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, czy też może nie powinnaś grać w lidze, jak nie umiesz przegrywać itp. mądrości  to już było za dużo. Drugiego seta przegrałam do zera i po nieco ponad godzinie mecz się skończył. Pogratulowałam jej wygranej, podałam rękę i dodałam, że nigdy więcej takich meczy sobie fundować nie będę.

Czy miałam szansę z nią wygrać na korcie, chyba nie, gra tenis, którego najbardziej nie lubię., wygrała zasłużenie. Ale poza kortem …jednak nie…

Nie mam problemu z przegraniem meczu, w bilansie rozegranych przeze mnie meczy i tak więcej przegrywam, biorę to na tzw.klatę, ale granie z tenisistką, która nie ma do ciebie szacunku, bo od początku traktuje cie jako słabszą tenisowo zawsze będzie dla mnie tak po ludzku niezrozumiałe. Wróciłam właśnie ze świetnego meczu, prawie dwu godzinna walka, przeciwnik bardzo sympatyczny, chwalił mnie za obronę i zawziętość, przegrałam 4:6, 1:6. Wróciłam do domu uśmiechnięta, a nie sfrustrowana, bo tenisista po drugiej stronie siatki potraktował mnie z szacunkiem.

Dlatego rozumiem Murraya i jestem po jego stronie w tej toaletowej aferze. Szacunek przede wszystkim, a nie wygrana za wszelką cenę. Może złotowłosy, grzeczny Greg nie jest aż taki nieskazitelny,  tak  jak wielu przeciwników spotykanych  na korcie przez których schodzimy do szatni smutni, z opuszczoną głową. Ich wygrana jednak ma gorzki smak…

Mam nadzieję, że tegoroczny US Open dostarczy nam świetnych tenisowych wrażeń,  a oszczędzi zachowań z gatunku tych nie fair play, a tenisowi amatorzy oduczą się meczowego i około meczowego cwaniactwa. 

 


ANGIELSKA TRAWA NABIERA BIAŁO-CZERWONYCH BARW

ANGIELSKA TRAWA NABIERA BIAŁO-CZERWONYCH BARW

Jest gorąco, po trzecim, chłodnym prysznicu, delektując się pysznymi lipcowymi czereśniami, w oczekiwaniu na dzisiejsze półfinały Wimbledonu wśród pań, nie mogłam się powstrzymać, żeby  nie napisać o tym co wydarzyło się wczoraj i w ostatnim tygodniu na londyńskiej trawie.

Moi bohaterowie zeszłego tygodnia juz nie grają, zarówno Magda Linette jak i Andy Murray odpadli. Drugi tydzień ma nowych bohaterów i ulubieńców tłumów.

Na samodzielnego lidera uwielbienia wyrósł Hubert Hurkacz. Chłopak, na którego nikt specjalnie nie stawiał, mimo, że całkiem niedawno wygrał bardzo prestiżowy turniej w Miami, to jego ostatnie przegrane mecze zdecydowały, że fani, eksperci i inne tuzy raczej sypali złotymi radami, pełnymi sarkazmu. Głównie chciano zwalniać jego trenera, zatrudniać psychologa i w ogóle to w sumie beznadzieja z tym Hubertem, ma już trochę lat, a nie jest w stanie przekroczyć pewnych limitów i wspiąć się na szczyt. Hmmm…Od wczoraj narracja jest już zupełnie inna, a mianowicie Hubert wygra Wimbledon, no bo skoro pokonał Federera to teraz już z górki?

Niezmiennie uwielbiam takie perełki wirtualnych forów i dyskusji.

Hubert Hurkacz wczoraj zagrał bardzo dobry mecz, pokonał swojego idola Rogera Federera w trzech setach w ćwierćfinale Wimbledonu, królestwie Rogera na korcie centralnych. Ustanowił też parę rekordów, Federer nigdy nie przegrał na Wimbledonie seta do zera, przegrał tylko raz w takim stosunku, w Paryżu w meczu z  Rafaelem Nadalem. Hubert jest czwartym Polakiem w historii, który dotarł do  fazy ćwierćfinałowej  rozgrywek Wielkiego Szlema, po Wojciechu Fibaku, Łukaszu Kubocie i Jerzym Janowiczu. Obok Jerzego Janowicza, Igi Świątek i Agnieszki Radwańskiej dołącza też do polskiej czwórki półfinalistów Wielkich Szlemów. Jest i truskawka na torcie, Hubert i jego bliscy mają  dożywotni wstęp na mecze Wimbledonu jako goście, całkiem przyjemny przywilej, który Hubert sobie wywalczył byciem w finałowej ósemce.

Jutro w półfinale zmierzy się z rozgrywającym świetny turniej przystojnym Włochem Mateo Berrettinim, teoretycznie rywal łatwiejszy, ale czy na pewno?…Roger Federer w swojej najlepszej formie nie popełniałby tylu błędów ile wczoraj, tenisistów  takich jak Hubert, wysokich, z mocnym serwisem, ogrywał z łatwością, ale kiedyś, teraz już nie daje rady. Za to Berrettini jest na takiej samej fali wznoszącej jak Hubert, obydwoje grają o najwyższą stawkę,  o finał Wimbledonu i obydwoje chcą się w nim znaleźć. Jutro wielkie święto i uczta  dla fanów tenisa, bardzo mocno trzymam kciuki za Huberta Hurkacza, niech gra pięknie i sięgnie po swoje marzenia.

Drugą parę półfinalistów tworzą  Novak Djokovic i DJ raper niepokorny Denis Shapovalov, oh jak ja bym chciała, żeby młody sprawił niespodziankę i pokonał pewniaka do zwycięstwa całego turnieju Djokovica.

U pań wystartował pierwszy półfinał Barty – Kerber, Ashley to moja ulubiona grające obecnie tenisistka, kibicuję, żeby wygrała z Angelique, chociaż Kerber na Wimbledonie pokazała wszystkim, którzy wysyłali ją już na emeryturę, że w tenisa nadal gra świetnie i te życzenia są lekko przedwczesne. To na pewno będzie dobry mecz.

Drugi półfinał to będzie mecz Karoliny Pliskovej z Aryną Sabalenką. Obydwóm tym paniom kibicuję. Karolina jest już tyle lat w światowej czołówce i podobnie jak Agnieszka Radwańska nie zdobyła jeszcze żadnego tytułu Wielkiego Szlema. Zasługuje na to i fajnie jakby jej się to udało. Całkiem niedawno ograła ją w finale w Rzymie Iga 0:6, 0:6, tylko, że to już historia i to Karolina jest w półfinale Wimbledonu a nie Iga.

Aryna Sabalenka, kolejna tenisistka bez tytułu Wielkiego Szlema, a grająca kosmiczny tenis i jak najbardziej mająca papiery na to, żeby sięgnąć po trofeum kończące Wimbledon. Tylko niech troszkę ciszej krzyczy…

Oglądam, kibicuję i przenoszę te topowe doświadczenia mistrzów na swoje lokalne tenisowe podwórko. Wczoraj grałam mecz z nastolatką, miałam go odwołać z powodu niezbyt dobrego samopoczucia po szczepieniu, ale  zagrałam, bo wiedziałam, że to jedyny termin, w którym ten mecz możemy rozegrać, bo potem obydwie wyjeżdżamy na wakacje. 

Obydwie podchodziłyśmy do meczu jako liderki grupy, Maja miała trzy  wygrane mecze na trzy rozegrane, ja dwa wygrane na dwa rozegrane, obydwie w tej rundzie ligi jeszcze nie przegrałyśmy. Do wczoraj …, wczoraj przegrałam ja, 2;6, 5;7 . W pierwszym secie nie grałam nic, hebel jak to mówimy w slangu?Obudziłam się dopiero w drugim secie, przegrywałam 1:3, żeby w końcu zacząć grać, doprowadziłam do stanu 5:4 i byłam o krok od wygrania drugiego seta, niestety się nie udało. Taki jest tenis właśnie, jednego dnia grasz tak, że zupełnie mimochodem po prostu idzie gładko, wszystko wychodzi, a czasami mimo chęci nie jesteś w stanie wykrzesać z siebie za wiele. Tak było wczoraj , dziś kolejny mecz, w sobotę jeszcze jeden przed wyjazdem na wakacje, na których oczywiście też będę grać w tenisa?Każdy z tych meczy może mieć inny scenariusz, ale jedno jest pewne, wygrywa zawsze jeden zawodnik, pokonany schodzi drugi. Nauczyłam się już przegrywać ładnie, wiem, że to jest wpisane w ten sport. Nie chcę tylko tak grać, a właściwie nie grać jak wczoraj w pierwszym secie. Myślę, że Roger Federer po meczu z Hubertem, mógł mieć podobnie ? na pewno był wkurzony na to w jakim stylu przegrał trzeciego seta do zera.

Jak jesteś pasjonatem, wkładasz serce i całego siebie w to co robisz, to chcesz perfekcji , doskonałości i wymagasz od siebie dużo, bo wiesz, że potrafisz i możesz.

Jutro niech będzie piękny dzień dla Huberta i polskiego tenisa, niech internetowe fora rozgrzeją się do czerwoności ?niech  zielona londyńska trawa kiełkuje  na biało-czerwono, tak żeby w niedzielę w pełni rozkwitnąć! 

 


WIMBLEDON-KRÓLEWSKI SZLEM

WIMBLEDON-KRÓLEWSKI SZLEM

Nie byłam nigdy w Londynie podczas Wimbledonu, pozostaje to nadal w sferze mojego niezrealizowanego marzenia i może właśnie też dlatego wydaje mi się on szlemem idealnym, dostojnym i prestiżowym. Nie wiem może to zasługa monumentalnego obiektu, perfekcyjnie przyciętej trawy, truskawek z bitą śmietaną, elitarnej publiczności na czele z rodziną królewską, eleganckiej bieli na kortach, cokolwiek to jest, Wimbledon jest z czterech wielkich szlemów moim numerem jeden.

Jest to też turniej szczęśliwy dla wielu polskich tenisistów, dla Agnieszki Radwańskiej , która w finale przegrała z Sereną Williams był ukochanym wielkim szlemem,w którym osiągała znakomite rezultaty, wygrał w deblu Lukasz Kubot, w finale była też Jadwiga Jędrzejowska, w półfinale Jerzy Janowicz. Polacy niewątpliwie lubią trawę ?, a trawa jest dla nich łaskawa, chociaż w Polsce praktycznie nie ma kortów trawiastych do profesjonalnych treningów.

Jesteśmy prawie na półmetku tegorocznego Wimbledonu, dziś o trzecią rundę zagra Iga Świątek, która jest na turnieju bez swojego trenera i nie nakłada sobie żadnej presji, nie ma oczekiwań i jak podkreśla , uczy się grać na trawie? Spora kokieteria jak na juniorską mistrzynię Wimbledonu.

W znakomitym stylu do trzeciej rundy weszła Magda Linette, pokonując najpierw Amandę Anisimovą, a w wczoraj po świetnym meczu Elinę Svitolinę. Ewidentnie Magda  gra teraz swój najlepszy tenis, zmiana trenera  bardzo służy i oby udało się temu teamowi osiągnąć z Magdą Linette to na co od dawna ta ciężko pracująca tenisistka zasługuje. 

Hubert Hurkacz gra wreszcie swój dobry tenis, po kilku tygodniach kryzysu, bez większych problemów, dość gładko  w trzech setach pokonał Musettiego i Girona.

Wygląda to naprawdę dobrze jeżeli chodzi o naszych singlistów, z optymizmem czekam na ich kolejne mecze.

Przez te parę dni na Wimbledonie doszło do kilku sensacji, odpadła Kvitova i Tsitsipas  już w pierwszej rundzie. W swoim pierwszym meczu z powodu kontuzji przy stanie 3:3 skreczowała królowa, ikona, mistrzyni… Serena Williams z płaczem opuszczała kort, żegnając się z londyńską publicznością, smutny był to obrazek, zatroskany trener i mama. Znowu nie uda się Serenie pobić rekordu zdobytych Wielkich Szlemów, jest duże prawdopodobieństwo, że już nigdy nie wzniesie rąk z pucharem w geście triumfu. Czytam wiele opinii, że po co ona to robi, że jest za stara, za gruba, że powinna juz dawno zejść ze sceny itp.i mocno mnie to oburza. Szacunek dla tej pani za jej osiągnięcia sportowe, za lata dominacji, za wszystkie emocje, za styl dla prawdziwego pasjonata tenisa jest oczywisty i tylko drugi sportowiec zrozumie dlaczego Serenie się dalej chce w to bawić i grać. I od niej zależy kiedy powie sobie stop, na jej warunkach i zasadach.

Roger Federer pan około 40?też dalej w grze.

Największe wrażenie robi na mnie Andy Murray, uwielbiam tego gościa. Styl jego gry jest idealny, a jego emocjonalne reakcje, show jaki robi na korcie jest fantastyczny. Mecz z Basilashvilim jest kwintesencją tenisa! Andy ma 2:0 w setach i 5:0 w trzecim ….i …przegrywa 5:7. Kocham takie mecze. Brakowało mu jednego gema do zamknięcia meczu, nie potrafił ugrać już w tym secie żadnego. Dopiero w czwarta secie wygrał 6:3. Jak to mi przypomina mecze z mojego podwórka?

Jestem bardzo ciekawa kolejnych tenisowych batalii na londyńskich trawach i cieszę się ogromnie , że polscy tenisiści tak dobrze się prezentują.

Miło było coś napisać, tęskniłam,  ale wracam znowu  do swoich innych aktywności i mniejszych rozgrywek?.Jestem bardzo zadowolona ze swoich ostatnich meczów ligowych, duży spokój, myślenie na korcie, taktyka, plus wreszcie granie na swoich warunkach, i wdrażanie tego co ćwiczę na treningach.

Jutro wielki dzień, turniej LIPCOWE WIBRACJE, przygotowałam się do niego perfekcyjnie, wszystko dopięte na ostatni guzik, trawka przycięta?, nawet pogoda nam nie przeszkodzi grać, cieszyć się i bawić swoją pasją i swoim towarzystwem. Będzie po królewsku! 

 


CZESKI FILM CZYLI ROLAND GARROS 2021

CZESKI FILM CZYLI ROLAND GARROS 2021

 Wszystko jest już jasne, Roland Garros dobiega końca,  niestety nie wygrał po raz kolejny Rafael Nadal, Iga Swiatek również nie obroniła tytułu. Za to po tytuł mistrzyni Wielkiego Szlema sięgnęła  po raz pierwszy w singlu  Barbora Krejcikova.

Felieton piszę przed rozstrzygnięciem męskiego finału, więc jeszcze nie wiadomo, czy wygra po raz pierwszy Stefanos Tsitsipas czy Novak Djokovic. Sercem  jestem za Stefanosem, ale rozum podpowiada, że to jednak będzie Novak.

To był specyficzny Roland Garros, w czasie luzowania pandemicznych obostrzeń, z częściowym udziałem publiczności, w takim sezonie, gdzie treningowo ciężko utrafić z formą po trudnym roku pod znakiem COVID. O ile w męskiej drabince większych niespodzianek nie było, po za szybkim odpadnięciem Dominica Thiema, to drabinka damska kompletnie zaskoczyła.

 Murowane faworytki zawiodły. Jeszcze przed turniejem wycofała się Simona Halep, potem się posypała reszta, z powodu kontuzji wycofały się Ash Barty, Petra Kvitova, przegrały swoje mecze Muguruza, Svitolina, Sabalenka, Williams, Kenin, Andreescu. Przegrała też niestety Iga Świątek w ćwierćfinale z atletycznie zbudowaną Marią Sakkari. Wycofała się w trakcie turnieju również Naomi Osaka, z powodu depresji, co niestety nie spotkało się z powszechnym zrozumieniem i uszanowaniem jej prawa do ochrony swojej prywatności. Bo przecież musi grać, bo sponsorzy, bo kontrakty reklamowe, bo zobowiązania, bo to jej praca, wydziwia, jest zmanierowana. Takie niestety  opinie dominowały po wycofaniu się Osaki z RG. Ktoś kto nigdy nie zetknął się z depresją , nie zrozumie, że tytuły wielkiego szlema, pieniądze, rolex na ręce, ferrari w garażu to za mało, żeby być szczęśliwym.

Ci sportowi herosi, których tak podziwiamy są też ludźmi, nie maszynami, mają swoje lęki, słabości, problemy. Nie wiemy co się dzieje w ich głowach, jak spędzili noc przed ważnym meczem, może za kimś tęsknią, może z kimś właśnie się pokłócili, może presja ich przytłacza, a może mają po prostu okres, ból głowy, słabszy dzień i nie są w stanie podjąć walki na korcie, grają poniżej swojego normalnego poziomu i przegrywają. Ale świat sponsorów i  kibiców oczekuje, że będą wygrywać zawsze, za wszelką cenę. Tegoroczne rozstrzygnięcie kobiecego Rolanda Garrosa zrobiło  wszystkim porządnego psikusa…

 Konia z rzędem temu, kto wytypował taki finał kobiet. Nikt absolutnie nie wierzył, że  RG wygra Barbora Krejcikova  lub Anastasia Pavlyuchenkova, żadna z nich nie była faworytką ani bukmacherów, ani tenisowych ekspertów ani fanów tenisa. A jednak to dziewczyna z Czech sięgnęła po to cenne trofeum. Barbora Krejcikova w rankingu singlowym nigdy nie była rakietą numer jeden w swoim kraju. Jak wiemy Czechy tenisem stoją i mają kilka zawodniczek w światowej czołówce, wyżej  niż Barbora w tym rankingu zawsze była Pliskova, Kvitova, Vondrousova, Muchova. Po wygranym Roland Garrosie, Krejcikova jest rakietą nr 2 Czech i 13 rakietą świata. Oprócz wczorajszego pierwszego tytułu w singlu, ma pięć tytułów wielkich szlemów wywalczonych w deblu i mikście.

Tenis Krejcikovej jest bardzo mądry, urozmaicony, technicznie kompletny. Nie ma tu oczywiście spektakularnej siły, widowiskowo granych piłek, ale to wszystko jest poukładane, rozsądne, Barbora przewiduje zagrania przeciwniczek, jest solidna i spokojna. Nie pokazuje emocji, nie denerwuje się, nie spala. Nie miała też absolutnie żadnej presji, sponsorskich wielkich kontraktów, oczekiwań kibiców. Ma za to typową czeską mentalność, z dużym pierwiastkiem spokoju, bez dramatycznych i chaotycznych ruchów, z celebracją zwyczajności. Życie dla Czechów to zwyczajność, bez upiększeń, a tą zwyczajność urozmaica poczucie humoru. Zawsze też w tej zwyczajności starają się znaleźć Hrablowskie „perełki” Dlatego bardzo się cieszę z wygranej naszej granicznej sąsiadki, zwyczajnej dziewczyny,  sprawiła taką niespodziankę, popsuła szyki bukmacherom  Ma jeszcze dużą szansę zdobyć tytuł w deblu, finał właśnie trwa , no ale tutaj mocno kibicuję naszej  Idze Swiątek i Bethanie Mattek-Sands.

Finał Panów dziś po południu, ale bez Rafaela Nadala , to jak nie finał…To jego ulubiony turniej, jest jego absolutnym rekordzistą, dlatego z całym szacunkiem dla dzisiejszych fantastycznych finalistów, tego się Rafie po prostu nie robi?A poważnie, niech wygra lepszy!

Co wiemy po tegorocznym Roland Garrosie? Jak w czeskim kinie, nie do końca rozumiemy sens zaskakujących rozstrzygnięć, ale jedno jest pewne, że nie ma nic pewnego …

Tenis jest cudowny i okrutny jednocześnie, misterne plany i przygotowania czasem niweczy jedna zła decyzja, jedna źle zagrana piłka, a z drugiej strony mozolny  codzienny trud zostaje niespodziewanie nagrodzony. Chwała tenisowym bohaterom, dostarczają nam niesamowitych wrażeń i motywacji, to dzięki nim chwytamy rakiety w dłoń i gramy, by móc poczuć się jak oni, niepokonani, zwycięzcy, przynajmniej przez tą jedną chwilę triumfu…