TENIS W CZASIE WOJNY-DOKĄD ZMIERZASZ ŚWIECIE?....
TENIS W CZASIE WOJNY- DOKĄD ZMIERZASZ ŚWIECIE?…
Długo zabierałam się do napisania tego felietonu, ostatnie tygodnie są bardzo trudne. Przecierałam oczy ze zdumienia, widząc czołgi na ulicach, spadające bomby, rannych, zabitych, uciekających…Coś co wydawało się absolutnym reliktem przeszłości, niemożliwym do powtórzenia w nowoczesnej Europie, stało się faktem.
Niewiele ponad 200 kilometrów od miejsca w którym co środę radośnie trenuję tenisa ,toczy się regularna wojna. Nasz europejski ład solidnie się zachwiał. Przez pierwsze dwa dni siedziałam odrętwiała, oglądając różne kanały informacyjne, z niedowierzaniem, strachem i poczuciem bezsilności. Ze swojego poziomu próbowałam realnie pomóc w zakresie swoich możliwości. Solidarność z Ukraińcami uciekającymi z własnych domów jest u nas w Polsce ogromna, angażujemy się naprawdę wzorcowo, ucichły gdzieś polityczne spory, w obliczu tragedii tych ludzi umiemy być przyzwoici.
Miałam dylemat czy organizować turniej w tym czasie, czy wypada bawić się, grać radośnie kiedy obok umierają ludzie, ale w ramach protestu przeciwko złu i w solidarności z Ukrainą postanowiliśmy 5 marca jednak oddać się naszej tenisowej pasji i przy okazji wspomóc zbiórką Ukrainę.
Nie tylko mój turniej odbył się w tym czasie, na światowych kortach Dubaj, Doha, w którym Iga Swiątek zdobyła tytuł, teraz Indian Wells, za chwilę Miami, świat wielkiego tenisa się nie zatrzymał…
Obserwuję postawę swoich idoli, sportowców, ikon, jak odnajdują się w tym czasie, a odnajdują się różnie…Niestety milczą najwięksi, Federer, Nadal, Barty na swoich profilach w mediach społecznościowych ani raz nie wyrazili swojej solidarności z Ukrainą, tak jakby żyli w bańce swojej perfekcji i świat realny ich nie dotyczył. Spore rozczarowanie…
Wiem, że może to tylko słowa, być może pomagają anonimowo ofiarom wojny, tylko, że świat, młodzi patrzą na swoich idoli i uczą się od nich postaw, nie tylko gry. Ogromnie brakuje mi wywiadu Nadala, w którym stanowczo zaprotestowałby przeciwko wojnie, są tematy i wartości od których nie można się dystansować.
Bardzo podoba mi się postawa Igi Swiątek, która nie tylko gra z symboliczną wstążeczką z flagą Ukrainy, ale też podkreśla w wywiadach i na swoich profilach zdecydowane NIE przeciwko wojnie. Tenisistek i tenisistów podobnych Idze jest sporo, jednak to wciąż mniejszość, reszta wybiera milczenie.
Postacią wiodącą, reprezentującą Ukrainę w tourze jest teraz bardzo medialna Elina Svitolina. Od początku wojny mocno angażuje nie w pomoc rodakom i nagłaśnia temat gdzie tylko może, apelowała również o to, aby tenisiści z Rosji i Białorusi mogli występować w turniejach ATP i WTA tylko jako neutralni zawodnicy, bez flag reprezentujących ich kraje, co udało się osiągnąć. Dodatkowo drużyny narodowe z Rosji i Białorusi decyzją ITF zostały wykluczone z rozgrywek. Presja ma sens.
Oczywiście można powiedzieć, czemu winni są rosyjscy sportowcy, często żyjący i trenujący poza Rosją, dlaczego mają ponosić konsekwencje politycznych sporów. A jednak poczucie człowieczeństwa i dobrego smaku wyraźnie nakazuje, że te symboliczne przecież gesty są potrzebne, podobnie jak bezcenna realna pomoc Ukrainie.
Można też tak, jak moja idolka Maria Sharapova, piękna i dumna Masza, będąc Rosjanką sprzeciwić się wojnie, być zdruzgotaną krzywdą niewinnych ludzi, dzieci ,wspierać Ukrainę poprzez fundacje SAVE THE CHILDREN i nie bać się mówić o tym głośno.
Piękny obrazek miał miejsce kilka dni temu podczas meczu dwóch Ukrainek w Indian Wells, Marty Kostiuk i Maryny Zaniewskiej, dziewczyny dostały od publiczności brawa i owacje na stojąco, po 3 setowym meczu mocno i długo się przytulały.
Grałam kilka dni po rozpoczęciu wojny mecz ligowy z koleżanką z Ukrainy, też przed meczem ją przytuliłam, nawet się popłakałyśmy… Pytałam czy jest gotowa na mecz, czy chce i ma siłę grać, powiedziała, że tak, że teraz głównie tenis daje jej poczucie, że jest dobrze i normalnie, mimo, że większość czasu spędza na łączach z rodziną z Ukrainy i jest w permanentnym stresie.
Nie wiem jak potoczy się ta wojna, jakie finalnie zbierze żniwo tu i teraz i w przyszłości, jakie będą jej konsekwencje dla nas wszystkich. Jedno jest pewne, nawet jeżeli zapanuje pokój, nic już nie będzie takie samo, tragiczny ślad zła zostanie w nas wszystkich. Ten czas próby to dla nas czas na rozwój swoich postaw, charakteru, docenienia tego co mamy i jak dużo mamy. W czasie tej wojny ważne jest to co możesz dać drugiemu człowiekowi, bezinteresownie, czasami wystarczy prosty gest wsparcia, a czasami musisz jasno i głośno powiedzieć SŁAWA UKRAJINI!, szczególnie jeśli jesteś idolem tłumów.
Grajmy też w tenisa, to ogromny przywilej, że możemy to robić pod niebem, z którego nie spadają bomby.
Jak to powiedział ważny dla mnie człowiek, staraj się robić dobro w obrębie swoich 5 metrów, jeżeli każdy tego dopilnuje, świat będzie piękniejszy.
TENIS W CZASACH ZARAZY
TENIS W CZASACH ZARAZY
Parafrazując tytuł książki Gabriela Marqueza „Miłość w czasach zarazy” dzisiejszy felieton będzie o ostatnim trudnym dla nas wszystkich pandemicznym roku, moim doświadczeniu choroby i o tym jak w tym czasie miał się tenis, życie i miłość…
Marzec 2020, globalna pandemia, lockdown, zdalna praca, zamknięcie szkół, restauracji, hoteli, kin, teatrów, galerii, kortów, basenów itp., świat stanął…,całkowita zmiana dotychczasowego życia i strach przed COVID, przed wielką niewiadomą. Początki dla mnie były ciężkie, raz w tygodniu wyjazd do sklepu po niezbędne zakupy, obsesja dezynfekcji, dystansu społecznego, pamiętam policję jeżdżącą po mojej ulicy z komunikatem : „Prosimy o pozostanie w domach”.
Bałam się wychodzić z domu, przestałam oglądać wiadomości, kontakty międzyludzkie ograniczyłam do minimum, głównie chodziłam na pola w okolicy na spacery. Znajomy zaprosił mnie na działkę obok, pamiętam siedziałam 5 metrów od niego w masce. Mimo paniki, nowy nieznany wirus był dla mnie całkowicie abstrakcyjny, nie znałam nikogo kto byłby chory, czym jest covid przekonałam się dopiero boleśnie niedawno…Ale wtedy w marcu 2020 najgorsze było dla mnie to, że zamknięto korty. Grałam jak pogoda pozwalała na drodze przed domem, serwowałam w ogrodzie, mój pies podawał mi piłki?
Po prawie dwóch miesiącach korty otwarto. Maj w zeszłym roku był piękny, rzuciłam się w wir gry zachłannie, tak jakbym chciała nagrać się na zapas, treningi, sparingi towarzyskie, mecze ligowe, więcej, częściej, nawet kiedy jadąc raz na tenisa miałam poważny upadek na rowerze, poturbowana i tak rozegrałam debla z koleżankami. Lato i wczesna jesień nas uśpiło, wydawało się, że wszystko już wróciło do normalności, można było grać , robić turnieje, jechać na tenisowy obóz, ja dodatkowo byłam zauroczona świetnym facetem, motyle w brzuchu się pojawiły?. Świat był na wyciągnięcie ręki , a szczęście,… po prostu wystarczyło sobie wziąć, przyjemnie i beztrosko. No i o covidzie też jakby było coraz ciszej.
Nic bardziej mylnego…
Przyszła późna jesień i zrobiło się poważnie, pierwsze zachorowania na covid pojawiły się w moim bliskim otoczeniu, kolega tenisista koleżanka tenisistka, która przechodziła chorobę bardzo ciężko i wreszcie przyjaciółka mamy, która zmarła w wyniku covid…, potem kolejni chorzy znajomi, wirus był coraz bliżej, kiedy wydawało się, że jest już za nami.
Korty znowu zamknięto, potem otwarto, trochę graliśmy jako kadra PZPL, ale to wszystko było szarpane, niepewne, naciągane, mecze ligowe zawieszono, nie mogłam organizować swoich turniejów, z zauroczenia mężczyzną nie z mojej winy niestety też już nic nie zostało. Jednym słowem szaro, buro, zimno, niepewnie i źle czyli typowa polska jesień oraz mroźna zima nadchodziły.
Mimo to starałam się zachować optymizm, grałam jak tylko się dało, kupowałam piękne tenisowe sukienki, pisałam felietony, obmyślałam pomysły na turnieje, pozornie wszystko miałam pod kontrolą, do czasu…
30 marca 2021 wtorek, miałam świetny, energetyczny i aktywny dzień, nic nie wskazywało na to, że późnym wieczorem rozpocznie się koszmar…ból całego ciała, dreszcze, wysoka gorączka , słabość powaliły mnie na trzy doby, test SARS-CoV-2 (COVID-19) pozytywny…u mnie i u moich rodziców…Zaczął się prawie miesięczny koszmar, tata w ciężkim stanie z zapaleniem płuc, problemami z oddychaniem i niską saturacją trafił do szpitala, schudł 10 kg, był na cienkiej granicy życia…, my z mamą miałyśmy zapalenie płuc, które intensywnie leczyłyśmy w domu, sterydy, antybiotyki, inhalacje, bolesne zastrzyki przeciw zakrzepowe. Gdzie jesteśmy teraz? My covid 3:0 dla nas, przeżyliśmy, jesteśmy dalej bardzo osłabieni, w procesie rekonwalescencji i rehabilitacji. Czy oprócz ryzyka zwłóknienia płuc coś nam jeszcze grozi, na to pytanie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, covid to podstępny wirus, a jego późne powikłania zaskakują lekarzy i pacjentów na całym świecie.
Przez ten miesiąc ciężkiej choroby doświadczyłam wielu emocji, strachu, lęku o życie swoje i rodziców, poczucia bezsensu, braku kontroli i mocy sprawczej, braku nadziei i motywacji, jednocześnie dostałam niesamowite wsparcie od ludzi bliskich i dalszych znajomych. Wiadomości motywacyjne, podnoszące na duchu, ciepłe słowa wsparcia, że cały świat tenisowy na mnie czeka, że wszystko będzie dobrze, żebym walczyła, tak jak na korcie. Dostałam świetne dla moich płuc ćwiczenia oddechowe od Marysi, pyszne ciasto marchewkowe od Teresy, pomoc i deklaracje w zakupach i codziennych sprawach. Nie zapomnę Wam tego nigdy, to były rzeczy, których się łapałam łapczywie, kiedy godzinny kaszel nękał moją przeponę do bólu, kiedy kolejny zastrzyk w brzuch doprowadzał mnie prawie do omdlenia albo kiedy pogotowie zabierało mojego tatę, a ja byłam pewna, że widzę go po raz ostatni …
A tenis , gdzie był przez ten miesiąc tenis? Głęboko w moim sercu, w czasie apogeum choroby zamówiłam sobie celowo kolejne tenisowe spódniczki, nie mając gwarancji , że je kiedyś założę…Potem poprosiłam mojego trenera, żeby sprowadził dla mnie nową lżejszą rakietę, którą tylko raz zdołałam wypróbować podczas krótkiego meczu, ale spektakularnie wygranego, żeby mi ją naciągnął i dostarczył. Mam ją już w domu, dotykam jej wyobrażając sobie, że nią gram, wącham ją ?i mimo, że po raz pierwszy wybrałam rakietę kierując się rozsądkiem, a nie dlatego, że mi się podoba, to bardzo czekam jak nigdy wcześniej na moment kiedy wyjdę z nią na kort, czuję, że się zaprzyjaźnimy…
Tak bardzo tęsknię, żeby ładnie się ubrać, wziąć rakietę w dłoń i stanąć w pełnym słońcu na moim zielonym korcie nad rzeką, tam gdzie wszystko się zaczęło…Może już wkrótce uda się to zrealizować, chociaż w piątek zasłabłam, więc stresuję się czy mój organizm będzie w stanie wydolnościowo i oddechowo podołać trudom meczu lub treningu tenisowego. Gdyby zabrano mi tenis , co by zostało …Wolę myśleć, że dam radę, że znowu będę biegać po korcie, że wszystkie cele będę mogła realizować i że w pełni będę mogła cieszyć się tym co najbardziej kocham.
Czego nauczył mnie ten rok, a szczególnie doświadczenie ostatniego miesiąca?
Podziwu dla ludzi ciężko chorujących przez długi czas, że udaje im się często z optymizmem, pokorą i wolą walki mierzyć się z chorobą, ja wiem, że tego nie potrafię.
Słabości , tak jestem słaba w środku, choć na zewnątrz wydaje się być silna.
Szacunku dla lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, którzy robią niesamowite ponadludzkie rzeczy, żeby ratować życie chorych.
Wdzięczności dla ludzi, którzy w mojej chorobie bezinteresownie mnie wspierali.
Tego, że CZAS trzeba mieć dla najbliższych, że warto pielęgnować ważne relacje.
Cieszenia się chwilą, docenianie tego co się ma, a jak jesteśmy zdrowi to naprawdę mamy wszystko.
Niestety mimo planów doskonałych nie mamy do końca kontroli nad tym jaki scenariusz ma nasze życie.
Nie będę się już martwić drobnymi porażkami, postaram się wykorzystać wszystkie szanse, które daje mi życie, a które mogę stracić, bo czegoś nie spróbuję, bo się nie odważę.
Obiecałam sobie, że będę się jeszcze częściej uśmiechać, spędzać czas wyłącznie z ludźmi, którzy są wartościowi, co pokazali podczas mojej choroby, szkoda czasu na ludzi źle mi życzących. Jest tyle dobra i miłości na świecie, wystarczy tylko szeroko otworzyć oczy. Ja je otwieram.
No i oczywiście najważniejsze, jeżeli zdrowie mi pozwoli, zamierzam znowu zachłannie tego lata grać w tenisa, do zatracenia, do utraty tchu, no może nie dosłownie ?, nagram się na zapas, bo kto wie co szykuje dla mnie los…, ale nie popędzajmy czasu, poczekajmy co nam przyniesie…