AUSTRALIAN OPEN NIE DLA WSZYSTKICH OPEN
AUSTRALIAN OPEN NIE DLA WSZYSTKICH OPEN
Drugi tydzień zmagań tenisistek i tenisistów na Australian Open dobiega końca, pozostały już tylko półfinały i finały, ostatnia prosta. W męskiej najlepszej czwórce turnieju mamy samych europejczyków Berrettiniego, Medvedeva, Nadala i Tsitsipasa. U pań nasz kontynent reprezentuje tylko Polka, Iga Swiątek, która w półfinale zagra z Amerykanką Daniellę Collins, drugą parą półfinałową są faworytka gospodarzy Ashleigh Barty i kolejna Amerykanka, niespodziewanie Madison Keys.
U pań na tym etapie turnieju nie ma żadnych rakiet, które w ostatnich miesiącach zgarniały wszystkie trofea, nie ma Badosy, Kontaveit, Raducanu, Sakkari, Muguruzy, Krejcikovej, nie ma też Simony Halep, którą ograła Cornet i wreszcie nie ma obrończyni tytułu Naomi Osaki, którą odesłała do domu Amanda Anisimova.
U panów finałowa czwórka dosyć przewidywalna, może tylko odpadnięcie Zvereva zaskoczyło no i przede wszystkim brak lidera rankingu i zwycięzcy poprzedniej edycji AO Novaka Djokovica.
Novak Djokovic został z Australii wyrzucony. Cały spektakl medialny toczył się przez kilkanaście tygodni. Wymóg organizatorów turnieju dla zawodników i ich sztabów był jasny, tylko zaszczepieni mogą przyjechać i grać. Mamy pandemie, takie wytyczne, koniec kropka. Tak jak mamy wytyczne dotyczące wieku, w którym sprzedadzą nam alkohol, w którym zrobimy prawo jazdy, itd. Cały świat opiera się na umowach społecznych i zasadach ogólnych, które przestrzegamy, tak, żeby w miarę bezkolizyjnie poruszać się nie tylko na drogach, ale we wszystkich obszarach życia. Kłopot polega na tym, że jak wjedziesz na autostradę pod prąd, to w najlepszym wypadku dostaniesz tylko mandat, w najgorszym będziesz śmiertelnym zagrożeniem dla siebie i innych. W Australii kłopotu nie było, nie respektujesz zasad, nie przyjeżdżasz, nie ma zagrożenia, co najwyżej sponsorzy pomarudzą, widzowie zatęsknią, ranking spadnie. Ale jednak wielokrotny mistrz, ikona współczesnego tenisa postanowił z decydentami z Australii ,mimo jasnych zasad uczestnictwa, rozpocząć całkowicie żenującą historię. Wizerunkowo ogromna katastrofa, wyszło na jaw dosyć spore mijanie się z prawdą Novaka, kluczenie, kombinowanie i domaganie się specjalnego traktowania, a z drugiej strony farsa w braku decyzyjności australijskich organów odpowiedzialnych za wydanie zgody na przyjazd niezaszczepionego Djokovica.
Co to mówi o nas jako o społeczeństwie? Dużo złego…Wypowiedź dla mediów ojca Djokovica, że syn jest traktowany jak „zwykły emigrant” pokazuje gdzie jako ludzie zaszliśmy, jak bardzo się wzajemnie poniżamy, jak się wywyższamy w swojej wyjątkowości, jak mało interesują nas inni.
Promujemy bylejakość, kombinatorstwo, wybujałe ego.
Nie brak mi Novaka w Australii zupełnie, mecze w drabince męskiej, szczególnie pięciosetowe obfitują w mistrzowskie wymiany, zwroty akcji i dramaturgię.
Obrońcom Novaka Djokovica za to pod jego nieobecność bardzo przeszkadza na kortach Nick Kyrgios swoją wirtuozerią, grą , zabawą, przedstawieniem jakie robi. Widziałam oburzone wpisy kibiców tenisa po tym jak Nick zrobił Siuu w stylu i geście Ronaldo, jak przypadkiem dziecko dostało rykoszetem piłką po jego uderzeniu, albo o serwisie z dołu i w ogóle jaki ten Kyrgios beznadziejny, marnuje talent…
Publika kocha Nicka Kyrgiosa , trybuny szleją jak gra. Jak napisał Patrick Mouratoglou o Nicku, na zdjęciu ilustrującym dzisiejszy felieton :…” This is everything that tennis needs” … To jest wszystko czego potrzebuje tenis, sport jest wyjątkowy, właśnie dlatego, że dzielisz emocje z fanami , z widzami. Dlatego Kyrgios swoim luzem doprowadza do szału ludzi, którzy są bardzo zasadniczy i fanatyczni tylko tam gdzie im to pasuje. Tacy stróże praw i moralności uwielbiają punktować za tzw.inność, a najlepiej za wszystko , …ale tym samym ludziom zupełnie nie przeszkadzają kłamstwa Novaka Djokovica… to jest właśnie ten niezrozumiały podwójny standard…
Myślę ,że najbardziej ci którzy krytykują Kyrgiosa , zazdroszczą mu tak zwyczajnie po ludzku, tych, co chwilę ładniejszych narzeczonych 😉 no i i tego że pięknie, stylowo gra.
Trzymam oczywiście mocno kciuki za moich ulubieńców w półfinałach , VAMOS RAFA!!!, JAZDA IGA !!!
Australio bądź otwarta, słoneczna, piękna, dumna, wolna i pozwól, żeby na twoich kortach największe marzenia spełniły się tym, którzy mają w sobie przede wszystkim prawdę, odwagę, siłę, wiarę i pokorę.
MURRAY-TSITSIPAS GATE
MURRAY-TSITSIPAS GATE
Od kilku dni trwa ostatni tegoroczny turniej Wielkiego Szlema, US OPEN, w mieście, w którym udać może się wszystko i które nigdy nie śpi, w Nowym Jorku. Obrońca tytułu Dominic Thiem z powodu kontuzji niestety nie przyjechał na Flushing Meadows, ząbki na zdobycie poczwórnej wielkoszlemowej korony ostrzy sobie oczywiście Novak Djokovic. Tytułu w singlu kobiet bronić będzie Naomi Osaka.
Początek turnieju, po pierwszej rundzie bez większych niespodzianek, faworyci wygrywają, ale poza tenisem dzieją się w Nowym Jorku podczas meczy historie, które rozpalają świat.
Zacznę od stylizacji, ktoś kto zaprojektował bezkształtne sukienki dużej firmy odzieżowej na tegoroczną edycję turnieju, kompletnie nie trafił, ani krojem ani kolorami. Sporo dyskusji na forach tenisowych jest teraz o tym i oczywiście wiadomo, że nie szata zdobi człowieka, ale te szaty nie zdobią zdecydowanie. Sukienki jednak to tylko estetyczny problemik, bo prawdziwa afera zrobiła się po meczu Andy Murraya ze Stefanosem Tsitsipasem. Mecz był świetny, pięć zaciętych setów, prawie pięć godzin gry…Kibicowałam Andy Murreyowi, z sympatii i też dlatego, że Tsitsipasa tak bardzo nie lubię, z tych młodszych tenisistów to jestem w fan clubie Zvereva😉
Mecz wygrał Tsitsipas, ale wcześniej wziął dwie przerwy toaletowe dłuższe niż zwykle biorą tenisiści. Czy zrobił to celowo, żeby wybić z gry Murraya, czy rzeczywiście miał fizjologiczną potrzebę, to wie tylko on, niestety dla widowiska tenisowego to miało swoje konsekwencje. Bardzo chłodne pomeczowe pożegnanie panów, duża dezaprobata ze strony Murraya i słowa o braku szacunku. No a potem jeszcze twitter i wirtualny świat pochłonęły na dobre wszystkich fanów tenisa. Murray napisał ironicznie, że wizyty w toalecie Tsitsipasa zajęły mu więcej czasu niż lot Bazosa w kosmos…Sztab Tsitsipasa odpowiedział, że takie słowa ze strony takiej legendy to słabo…No i właśnie…Zasadnicze pytanie brzmi, czy gdyby Murray wygrał to podnosiłby sprawę tych przerw?… Myślę , że tak , Murray to trochę inna szkoła tenisa niż Greg.Stawiając sprawę obiektywnie, Tsitsipas nie zrobił niczego nagannego, ale Murray odebrał to jako element taktyki, poigrywania, lekceważenia. Może Sir Andy jest przewrażliwiony, a może Tsitsipas doskonale wiedział, jak wygrać ten mecz nie tylko na korcie.
Zawsze takie sytuacje przekładam na nasz amatorski świat. Ostatnie tygodnie spędzam głównie na graniu meczy ligowych, nadrabiam zaległości, nie mam czasu na normalny trening, tylko mecz za meczem. To jest konsekwencja tego, ze zapisałam się do trzech różnych lig i czasowo to się niestety nie spina, ale za to jest potężny materiał na felietony…
Miałam w poniedziałek mecz w lidze, którą oceniam bardzo wysoko, za dobór zaawansowania uczestniczek zgodny z poziomem grupy. No i trafiłam na przeciwniczkę, z którą od początku chemii nie było. Zarezerwowała tylko półtorej godziny na mecz, gdy spokojnie próbowałam z nią na początku towarzysko rozmawiać, odpowiadała raczej półsłówkami i że jej ten czas zawsze wystarcza na mecze. Generalnie, to dziewczyna z typu, który kiedyś opisałam w felietonie, typ toksyczny, czyli taki, który robi ci łaskawie zaszczyt, że z tobą gra. Z gemu na gem było coraz mniej przyjemnie, tenis nie mający za wiele wspólnego z tenisem, balon, krótka piłka i gemy uciekały na konto przeciwniczki. Pomiędzy gemami grobowa cisza, tylko po każdym gemie przeciwniczka musiała podbiegać do tablicy wyników, żeby dodawać na swoje konto kolejny wygrany gem…W pierwszym secie ugrałam jednego gema, przelobowała mnie w ostatnim punkcie tym razem autowo, ale oczywiście jak krzyknęłam aut, bo był całkiem spory, to zapytała , o na pewno ?…
Uwagi na temat mojego tenisa, typu, złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, czy też może nie powinnaś grać w lidze, jak nie umiesz przegrywać itp. mądrości to już było za dużo. Drugiego seta przegrałam do zera i po nieco ponad godzinie mecz się skończył. Pogratulowałam jej wygranej, podałam rękę i dodałam, że nigdy więcej takich meczy sobie fundować nie będę.
Czy miałam szansę z nią wygrać na korcie, chyba nie, gra tenis, którego najbardziej nie lubię., wygrała zasłużenie. Ale poza kortem …jednak nie…
Nie mam problemu z przegraniem meczu, w bilansie rozegranych przeze mnie meczy i tak więcej przegrywam, biorę to na tzw.klatę, ale granie z tenisistką, która nie ma do ciebie szacunku, bo od początku traktuje cie jako słabszą tenisowo zawsze będzie dla mnie tak po ludzku niezrozumiałe. Wróciłam właśnie ze świetnego meczu, prawie dwu godzinna walka, przeciwnik bardzo sympatyczny, chwalił mnie za obronę i zawziętość, przegrałam 4:6, 1:6. Wróciłam do domu uśmiechnięta, a nie sfrustrowana, bo tenisista po drugiej stronie siatki potraktował mnie z szacunkiem.
Dlatego rozumiem Murraya i jestem po jego stronie w tej toaletowej aferze. Szacunek przede wszystkim, a nie wygrana za wszelką cenę. Może złotowłosy, grzeczny Greg nie jest aż taki nieskazitelny, tak jak wielu przeciwników spotykanych na korcie przez których schodzimy do szatni smutni, z opuszczoną głową. Ich wygrana jednak ma gorzki smak…
Mam nadzieję, że tegoroczny US Open dostarczy nam świetnych tenisowych wrażeń, a oszczędzi zachowań z gatunku tych nie fair play, a tenisowi amatorzy oduczą się meczowego i około meczowego cwaniactwa.
A MOŻE ZMIENIĆ ZASADY GRY?
A MOŻE ZMIENIĆ ZASADY GRY?
Na fali zachwytu doskonałym serialem „Gambit Królowej” kupiłam profesjonalne szachy i zaczęłam się uczyć w nie grać, nie jest to łatwa gra, a nawet zdecydowanie jest bardzo trudna. Ale nie będzie dziś o szachach, będzie o tenisie i życiu jak co tydzień, a szachowy gambit to tylko inspiracja do felietonu.
Gambit to posunięcie w szachach, a dokładnie otwarcie szachowe, w w którym gracz poświęca jedną lub kilka bierek, by potem uzyskać lepszą pozycję, czyli bardziej życiowo, najpierw można się wycofać, przegrać kilka bitew, żeby potem zaatakować i odnieść zwycięstwo. Królewska strategia, a nawet wojenna, czasami dająca przeciwnikowi możliwość wyboru, a czasami prowadząca do kompletnej destrukcji w jego szeregach.
Tenisiści w meczach stosują różne strategie prowadzące ich do zwycięstwa. Taki gambit kojarzy mi się z pozornym uśpieniem przeciwnika, gracie mecz, wygrywasz gładko 4:0 i nagle wszystko się zmienia, bo przeciwnik cię podpuścił, pozwolił ci się wyszaleć, a potem bezlitośnie zaatakował, obnażając twoje słabości i wygrał. Zawsze zastanawiałam się czy to jest celowe, zgłębianie gry w szachy, utwierdza mnie w przekonaniu, że jest. Większość tenisistów amatorów grających na poważnie, czyli mecze ligowe i turniejowe ma w sobie gen rywalizacji, to nie jest dla nich tylko zabawa. To są adrenalina, ambicja, oczekiwania, presja, czasem kompleksy , chęć sprawdzenia się oraz ciągłe gonienie za doskonałością i poczuciem spełnienia.
Mam teraz już drugi miesiąc przymusowej przerwy od tenisa, spowodowanej powikłanym i ciężkim przebiegiem covid. Powrót jest mozolny, pierwsze treningi za mną , grane na 30-40% tego co wcześniej, jest ciężko i fizycznie i psychicznie się odbudować, ale dzięki temu doświadczeniu zyskałam nowe spojrzenie na tenisa i życie.
Dla niektórych ludzi i tenisistów życie i granie jest łatwe, miłe i przyjemne, z prostego względu , za dużo nie kombinują, po prostu grają, nie rozmyślają, nie narzekają, biorą to co daje im świat, bez strategii i planów oraz to co proponuje przeciwnik po drugiej stronie siatki.
Niestety ja należę do typu nadwrażliwców, zawsze będę analizowała, dzieliła włos na czworo, szukała metafizyki w prostych słowach i gestach, a gra w tenisa będzie owszem rywalizacją sportową i ulubioną formą aktywności fizycznej, ale przede wszystkim będzie sposobem na spełnienie. Więcej, mocniej, sprytniej, ciągły wyścig, a potem wypalenie.
Próbując teraz odbudować swój tenis po chorobie, widzę, że może to zatrzymanie się, przerwa od tenisa i życia była mi do czegoś potrzebna…, a jednocześnie obnażyło to, że na tenisa chyba za dużo postawiłam i za dużo od niego wymagam, a to nieuchronnie i zawsze prowadzi do porażki.
Musiałam zmienić plany, które miałam, turnieju MAJOWE WIBRACJE nie udało mi się zrobić, musiałam wycofać się z fazy finałowej dwóch lig w których grałam, nie trenuję na razie tak jak bym chciała, nie gram meczy, sparingów, straciłam energię, zapał, muszę dłużej odpocząć, pomyśleć. To nie jest zaplanowana strategia gambit, ale tak przypadkowo wyszło, że musiałam się wycofać…Czy wrócę i odniosę zwycięstwo, a może wrócę i zwycięstwo nie będzie zupełnie istotne…
Rozmawiałam ostatnio z koleżanką tenisistką z typu takich wrażliwców jak ja, o tym za czym biegamy w życiu, czego nam brakuje, jakie mamy deficyty i dlaczego wielu z nas mimo pozornego szczęścia, ludzi wokół, czuje niespełnienie i samotność. Nie wiemy tego obie dlaczego … Tenis zapełniał mi to poczucie w pełni, zagłuszał deficyty i dlatego tak go uwielbiam, bo dzięki niemu jestem chwilami naprawdę szczęśliwa, a czy w tym jest prawda i sens? Może nie musi, wystarczy, że są jasne zasady.
Chcesz strategii na tenisa i życie, wymyśl najlepszą dla siebie albo nie wymyślaj żadnej.
Gambit Królowej dlaczego nie, jeżeli jesteś wojownikiem, czujesz to, nie boisz się, że przeciwnik po drugiej stronie siatki odczyta twoje zamiary i przejmie inicjatywę. W tenisie najwyżej zaryzykujesz przegrany mecz, ale już w życiu konsekwencje mogą być dużo poważniejsze. Ile życiowych dramatów, niespełnienia jest właśnie przez nieumiejętność rozegrania królewskiej partii.
Strategie sprawdzają się w sporcie i to nie zawsze, w życiu zasady gry warto ciągle weryfikować trzymając się swojej wrażliwości, potrzeb i prawdy. I tak jak w szachach i tenisie warto przewidzieć kolejny ruch przeciwnika, być gotowym i mieć w zanadrzu przynajmniej kilka rozwiązań, bo to zapewnia nam kontrolę, tak w życiu niestety tylko pozorną, bo w świecie jaki nas otacza często brak jest zasad.… W tenisie są twarde zasady rozgrywania punktów serwowania, itd., podobnie w szachach, np. zawsze zaczyna kolor biały, są określone kierunki poruszania się pionków i figur, jeżeli tych zasad nie przestrzegasz, nie możesz grać. W życiu mam wrażenie zasada główna jaką przestrzegamy to ruch drogowy prawostronny, a reszta podlega swobodnej interpretacji. Nawet czerwone światło nie jest w stanie powstrzymać niektórych przed łamaniem reguł, a w kontaktach międzyludzkich bardzo często gramy tak jak nam pasuje, egoistycznie i bez skrupułów.
Może właśnie dlatego tylu z nas tak komfortowo i bezpiecznie czuje się uprawiając różne dyscypliny sportu, ucieka w świat jasnych reguł, standardów i pewności, że każda próba złamania zasad wyklucza z gry. Szkoda, że tak to nie działa w życiu, o ileż piękniej i lepiej byłoby nam wszystkim na tym świecie, gdyby ludzie łamiący reguły i krzywdzący innych od razu byliby dyskwalifikowani… szach mat gra się kończy. Utopia wiem, ale czy nie cudowna?