WSPÓŁZAWODNICTWO  RODZI  RADOŚĆ CZY  ZAZDROŚĆ ?

Znam tenisistki i tenisistów , którzy nie grają w żadnych ligach, turniejach, nie rywalizują na punkty, grają wyłącznie z trenerami, czasami towarzysko ze znajomymi.  Czerpią z bogactwa tenisa pełnymi garściami, mają świetne sylwetki, znakomitą kondycję, często grają technicznie bardzo dobrze, ale z jakiegoś powodu nie chcą współzawodniczyć w amatorskich rozgrywkach, głównie z obawy, że presja jest  za duża i nie podołają. 

Trochę ich rozumiem, mój przykład pokazuje, że granie turniejów kiedy się ma praktycznie zerowe umiejętności mija się z celem. Startując w swoich pierwszych turniejach nabawiłam się głównie kompleksów, ale wyciągnęłam z tego cenną lekcję, wiele lekcji…

Nie można się porównywać z innymi, zarówno w sporcie jak i w życiu, im bardziej zaczynamy się porównywać z innymi, tym mniej wiemy o sobie. Zdrowa rywalizacja powinna rozwijać, nie frustrować.

Jeżeli moje tenisowe umiejętności są na poziomie  początkującym lub średnio zaawansowany nie mogę oczekiwać, że w meczu z tenisistką zaawansowaną, pro, albo najlepiej taką, która od dziecka trenuje tenisa lub jest instruktorką tenisa ( miałam takie mecze ), nawiążę walkę na tym samym poziomie lub ją pokonam. Nie można tego sobie robić. Można podziwiać takie tenisistki i krok po kroku, trening po treningu dążyć do tego, żeby grać technicznie tak jak one, nie zazdrościć, inspirować się. Kiedy tylko zazdrościsz, frustrujesz się, nie jesteś gotowa, gotowy, żeby współzawodniczyć.

Podziwiam wiele tenisistek i tenisistów, zawsze z dużą przyjemnością oglądam ich na kortach podczas amatorskich rozgrywek, mam swoich idoli w tym środowisku, chętnie ich komplementuję, słucham ich wskazówek i rad. Zauważyłam też jedną prawidłowość, im są lepsi tym bardziej chcą się dzielić swoimi doświadczeniami, nie mają kompleksów i potrzeby udowadniania swojej wyższości, tą potrzebę mają zwykle zupełnie inni tenisiści.

Dlatego mamy w  amatorskich ligach i turniejach podział na stopnie zaawansowania, tak ,żeby każdy mógł podołać wyzwaniom meczy, żeby rywalizacja była sprawiedliwa i rozwijająca. 

Niestety nie jest to takie oczywiste i  czasem w ligach, a głównie w  turniejach  jest prawdziwy galimatias. Mierzysz się z herosem, goliatem, a dysponujesz arsenałem środków motyla …, pół biedy jeżeli ci zaawansowani technicznie zawodnicy dają ci pograć, wtedy jest w miarę miło, ale najczęściej jest szybka egzekucja, dla żadnej ze stron tego widowiska niezbyt przyjemna.

Tego boją się ci tenisiści , którzy nie współzawodniczą. A że w tenisie głównie się przegrywa, nawet jeżeli ładnie to jednak się przegrywa, więc wolą sobie tego oszczędzić.

Z drugiej strony, jeżeli połkniesz bakcyla i tenis stanie się twoją pasją, naturalną koleją rzeczy jest to, że chcesz się rozwijać, grać mecze, wygrywać, rywalizować, sprawdzić się . Grając w lidze  czy w turniejach nabywa się pewności zagrań, poruszania się po korcie, którego geometria meczowa jest zupełnie inna niż treningowa, mimo, że kort ma ten sam wymiar, w meczu o punkty piłki tak idealnie nie wchodzą jak na treningu. Poznajesz siebie, swoje zasoby, swój potencjał, wytrzymałość, reakcję na stres, przyjemną ekscytację, współzawodniczysz ,myślisz, grasz z przeciwnikiem, a czasem też z samym sobą…  

I ta otoczka meczy granych na punkty, drabinki turniejowe, tabele, puchary, rytuały, często na jakiś wyjazdach, gdzie cały dzień spędzamy w gronie takich samych pasjonatów jak my, to jest właśnie sedno i piękno sportowej rywalizacji. Tyle wspaniałych doznań …, szkoda byłoby tego nie przeżyć.

Należy też zawsze pamiętać, że jesteśmy amatorami i gramy z amatorami, nawet najlepsi z nas to wciąż amatorzy, dlatego warto zachować swój niepowtarzalny styl bycia i gry, nie przejmować się, że nie wychodzi, albo wychodzi średnio, nie narzucać sobie zawodowej presji. Nigdy nie należy w amoku rywalizacji zgubić pasji i radości z tego, że gramy w tenisa po swojemu, co więcej,  z tej swojej niepowtarzalności warto zrobić atut.

Współzawodnictwo meczowe nie jest dla każdego, jeżeli budzi niezdrową zazdrość i rywalizację, powoduje duży stres, trzeba odpuścić ,ale jeżeli rozwija, daje  radość i pozytywny zastrzyk adrenaliny, dobrze jest  spróbować, byle nie za wcześnie. Trzeba posłuchać siebie, trenerów i odważyć się wejść na tą ścieżkę, pełną wrażeń, wyzwań i finalnie ogromnej satysfakcji,  bo jednak przychodzi ten pierwszy wygrany mecz, drugi, a potem następne… I już nie zazdrościsz, z radością i pozytywną ekscytacją współzawodniczysz na równych zasadach…Warto dać sobie szansę i jak na załączonym zdjęciu z Monacor, z królestwa Rafaela Nadala, po prostu:  ENJOY THE COMPETITION !