NADZIEJA MA NA IMIĘ LILIANNA

NADZIEJA MA NA IMIĘ LILIANNA

Jest taka cudowna dziewczynka, dzięki której czwarty rok z rzędu w pierwszy weekend września  na kortach KS Górnik Bytom  gromadzi się z własnej woli i chęci pomocy  ponad setka ludzi. 

Jest taki fajny dziadek Grzegorz😉,dzięki któremu ta setka ludzi przyjeżdża z różnych części Polski, żeby zagrać w tenisa, spotkać się, pośmiać, powygłupiać, wziąć udział w licytacji, tak żeby wesprzeć leczenie jego wnuczki Lilianki. 

To nie jest zwykły turniej charytatywny, to jest turniej magiczny. Byłam na nim w tym roku po raz pierwszy i jestem pod ogromnym wrażeniem. Pomoc, bezinteresowność, wrażliwość i ludzka  dłoń podana wtedy, kiedy najbardziej trzeba. Dobro się dzieli jak się go mnoży.  

Na starcie turnieju w sobotę rano pojawiło się dwadzieścia dwie  pary mikstowe, złożone z dwudziestu trenerów lub(i) byłych zawodników, którzy do pary dostali amatorki, dwie  trenerki z dwoma amatorami oraz  jedenaście par deblowych męskich, wśród których grał obecny prezes PZT, sprawujący rownież prezesowski 😉 nadzór nad turniejem. Osób niegrających, towarzyszących było drugie tyle. Zaczęły się mecze fazy grupowej, pogoda dopisała, mimo deszczowej nocy, profesjonalnie przygotowano mączkę do naszych zmagań.

W wyniku losowania😉moim partnerem na ten turniej został trener Igor, były zawodnik, fantastycznie grający w tenisa, człowiek o dużej klasie, dwukrotny zwycięzca poprzednich edycji tego turnieju, także losowanie miałam iście królewskie 😉

W rywalizacji grupowej zagraliśmy trzy mecze , dwa zwycięskie, jeden przegrany dopiero w tie-breaku po wyrównanej walce. Po fazie grupowej czekaliśmy na roztrzygnięcia z innych grup i jako najlepsza para z drugiego miejsca dostaliśmy się do ćwierćfinałów. Mecz o wejście do najlepszej czwórki rozgrywaliśmy już przy blasku lamp, gwiazd i księżyca😉, udało się wygrać i awansować do niedzielnego półfinału.

Po fazie  grupowej  turnieju spotkaliśmy się wszyscy na licytację unikatowych rzeczy, które dla pasjonatów tenisa stanowiły dużą gratkę( piłki, koszulki z autografami gwiazd światowego tenisa, no i termobag z autografem mistrza😉). Licytację jak co roku poprowadził lekko  i z humorem Mariusz Kałamaga. Otwarliśmy hojnie portfele, wśród żartów, śmiechów licytowaliśmy dla Lilianki. Trochę ukradkiem można było otrzeć łzy wzruszeni, Lilianna na rączkach dziadka wpatrzona w niego, wtulona, całująca. Jest dla niej epicentrum szczęścia, uwielbia go, a on dla niej zrobiłby wszystko.

Fascynująca jest siła tej tenisowej społeczności. Grzegorz i jego brat grali zawodowo w tenisa, te znajomości przetrwały lata, środowisko jednoczy się niesamowicie w sytuacji, kiedy trzeba pomóc. Tenis jest pasją, rozprawiamy o nim, rywalizujemy na kortach, ale podczas tego weekendu stał się iskrą, która rozświetliła niebo. Nie była to noc spadających gwiazd, ale  noc gwiazd błyszczących, ocieplających i wlewających w nas nadzieję. Pomagamy Liliannie, bo się lubimy, szanujemy i wspieramy. Pomaganie jest  dobrostanem, który daje poczucie szczęścia. Lilianna dzięki pomocy tenisowej ekipy może się rehabilitować i leczyć. Jest piękną, uśmiechniętą dziewczynką, a my dzięki niej jesteśmy szczęściarzami.

W niedzielę tenisowe zmagania zakończyły się w kategorii mikstów i debli, my nasz półfinał przegraliśmy z bardzo sympatyczną  parą Anetą i Beniaminem, finał był blisko, tak blisko😉, może za rok. Gratuluję zwycięzcom.

Bardzo się cieszę, że mogłam być częścią tego wydarzenia, to był zaszczyt skrzyżować z Wami rakiety na korcie, poplotkować😉 przy pysznej kawie w kuluarach, spotkać dawno niewidzianych znajomych, poznać bliżej tych znanych tylko wirtualnie😉.

Fajnie, że zawodowcom chciało się pograć z nami amatorami, że mieli dystans, bawili się tym, motywowali nas i inspirowali.

Imię Lilianna oznacza niewinność i czystość, powstało od słowa lilium czyli lilia, a kwiat ten to symbol NADZIEI. Nie mogło być inaczej, dlatego to się udaje.

 Liliana może się czuć bezpieczna, ma wokół siebie wspaniałych rodziców, bliskich i ludzi, takich jak jej dziadek Grzegorz i my, tenisowa gromada.  Będziemy czuwać. Dajesz nam Lila nadzieję, że to wszystko co mamy i nas spotyka jest ważne i ma sens. 

Cytując Dantego…” Nadzieja przychodzi do człowieka wraz z drugim człowiekiem…”

Dziękuję Wam wszystkim za ten turniej.  Dziękuję, że do nas przyszłaś nadziejo, dziękuję  LILIANNO NADZIEJO!


ROZSTANIA I POWROTY

ROZSTANIA I POWROTY

Stary rok za nami, od kilkunastu dni panuje nowy 2023. Trwa czas bilansów, podsumowań, snucia planów, celów i postanowień. Magia liczb, przełomów napędzana odwiecznym lękiem egzystencjonalnym i niepewnością  jutra jest pożywką dla wszelkiej maści lekarzy ciał i dusz. Wielu z nas skorzysta z ich pomocy, będziemy czytać mądre poradniki, kupimy karnet na siłownie, obiecamy sobie bycie bardziej uważnymi  na potrzeby słabszych, natury, zaadoptujemy psa, co odważniejsi postanowią rzucić palenie, męża lub prace i wyjechać w przysłowiowe Bieszczady. Około marca, jak nie wcześniej , z pierwszym wiosennym słońcem przyjdzie jednak otrzeźwienie, śmiałe plany okażą się jakieś takie miałkie, tydzień za tygodniem będzie mijał  szybko, nowy rok stanie się całkiem już stary i wszystko wróci na znane tory, bezpiecznego dryfowania w koleinach życia. Ale nie u nas tenisistów, my mamy inaczej.

Do tego, żeby coś zmienić nie potrzeba granicznej daty. Proces zmiany, zazwyczaj jest żmudny, długotrwały i bolesny, ale podobno hartuje 😉. Każdego dnia, krok po kroku robimy coś powoli , regularnie, aż staje się stylem życia. Dostrzegamy sens w tej powtarzalności, a efekty przebijają najśmielsze oczekiwania.

Zwycięstwa w turniejach wielkoszlemowych, seryjne wygrywanie meczy nie jest wynikiem postanowień noworocznych, tylko wielu lat treningów.

Rok 2022 dla polskiego tenisa był po prostu oszałamiający, o tym czego dokonała „Gówniara z paletką” napisano już wszystko, dla Igi Świątek przysłowiowe niebo jest granicą. Co ta dziewczyna sobie teraz myśli, co planuje, nad czym pracuje, co chce zmienić czy udoskonalić wie tylko ona sama, a że jest pełnokrwistą sportsmenką o tym, że nie spocznie na laurach jestem przekonana. 

 Sukcesy naszej tenisistki napędzają nasz amatorski świat tenisa, powstają nowe obiekty, organizowane jest mnóstwo turniejów, o różnych formułach, jednym słowem dzieje się. Jedno się nie zmienia, nam amatorom wydaje się, że gramy jak zawodowcy 😉

Otacza mnie spore grono takich samych pasjonatów tenisa jak ja, wielu z nas jest na przysłowiowym zakręcie 😉

Regularne, żmudne treningi, doskonalenie techniki jednym wychodzi znakomicie, innym nie wychodzi wcale, inni jeszcze kręcą się w kółko i nie widzą żadnego większego progresu. Zmieniamy trenerów, rakiety, naciągi, filozofie, pracujemy nad aspektem mentalnym, taktyką  …a potem ogrywa nas ktoś, kto nie ma trenera, nie ma doświadczenia w rozgrywaniu meczy, nie ma nawet profesjonalnej torby tenisowej 😉. I ot tak sobie  przychodzi na kort, z czystą głową, bez obciążeń, bez oczekiwań, gra i wygrywa.

W zawodowym tenisie, nie ma mowy, żeby ktoś technicznie nie umiał grać, oczywiście jedni robią to lepiej , inni gorzej, ale pewne standardy tenisowego ruchu, uderzenia, pracy na nogach są czymś absolutnie wymaganym, tenisowym abecadłem. W  tenisie amatorskim jest zupełnie inaczej.

Spotykam  tenisistów którzy grają pięknie technicznie, ale cóż i oni czasem przegrywają z freestylowcami 😉.

Ja się już na to przestałam obrażać 😉, doszłam do finału prestiżowej w Krakowie ligii  , a oglądając ten mecz na yt, widzę tam siebie grającą bardzo słabiutko technicznie… , a jednak… gram w finale. Pamiętam za to jakie piękne emocje mi wtedy towarzyszyły i jaka wola walki.

Jeszcze mam nadzieję, że poprawie swoją technikę, bardzo mocno nad tym pracuję, frustruję się, bo nie wychodzi, bo jest już dobrze, a za chwilę znowu  krok w tył. Mimo to, wierzę, wciąż wierzę, że się uda i z dumą będę mogła oglądać swoje płynne technicznie zagrania.

Pisałam kiedyś felieton o tym,  że dylemat tenisisty amatora często rozgrywa się między grać ładnie i zwyciężać a  grać ładnie i przegrywać, a może grać brzydko i wygrywać, takie  błędne koło, napędzane naszymi oczekiwaniami i ograniczeniami.

 Jedno jest pewne, prawie każdy z nas chciałby grać dobrze, ładnie i zwyciężać , ale to jest dane tylko nielicznym amatorom, którzy oprócz systematyczności i regularności, mają trochę więcej szczęścia i talentu. 

Reszcie pozostaje  pasja do tenisa, dla której jesteśmy w stanie grać bladym świtem albo pół nocy, rywalizować z dużo lepszymi, wciąż wierząc, że tym razem, w tym sezonie to już na pewno wygramy większość meczy, że nauczymy się serwować z rotacją 😉i w ogóle, że ten rok będzie nasz 😉

Należą nam się wszystkim oklaski, za to, że mimo naszych ograniczeń próbujemy i trwamy w tych noworocznych postanowieniach kolejny już rok 😉,  że te zakręty nas tylko wzmacniają, chwilowe rozstania i obrażania się na tenisa, kończą się spektakularnym i szczęśliwym powrotem. Nie zawieszamy rakiet na kołku, 2023 zapowiada się tak samo pięknie jak 2022, będzie grane, grane z pasją !


TENIS W CZASACH ZARAZY

TENIS W CZASACH ZARAZY

Parafrazując tytuł książki Gabriela Marqueza „Miłość w czasach zarazy” dzisiejszy felieton będzie o ostatnim  trudnym dla nas wszystkich pandemicznym roku, moim doświadczeniu choroby i o tym jak w tym czasie miał się tenis, życie i miłość…

Marzec 2020, globalna pandemia, lockdown, zdalna praca, zamknięcie  szkół, restauracji, hoteli, kin, teatrów, galerii, kortów, basenów itp., świat stanął…,całkowita zmiana dotychczasowego życia i strach przed COVID, przed wielką niewiadomą. Początki  dla mnie były ciężkie, raz w tygodniu wyjazd do sklepu po niezbędne zakupy, obsesja dezynfekcji, dystansu społecznego, pamiętam policję jeżdżącą po mojej ulicy z komunikatem : „Prosimy o pozostanie w domach”.

 Bałam się wychodzić z domu, przestałam oglądać wiadomości, kontakty międzyludzkie ograniczyłam do minimum, głównie chodziłam na pola w okolicy na spacery. Znajomy zaprosił mnie na działkę obok, pamiętam siedziałam 5 metrów od niego w masce. Mimo paniki, nowy nieznany wirus był dla mnie całkowicie abstrakcyjny, nie znałam nikogo kto byłby chory, czym jest covid przekonałam się  dopiero boleśnie niedawno…Ale wtedy w marcu 2020 najgorsze było dla mnie to, że zamknięto korty. Grałam jak pogoda pozwalała na drodze przed domem, serwowałam w ogrodzie, mój pies podawał mi piłki?

Po prawie dwóch miesiącach korty otwarto. Maj w zeszłym roku był piękny, rzuciłam się w wir gry zachłannie, tak jakbym chciała nagrać się na zapas, treningi, sparingi towarzyskie, mecze ligowe, więcej, częściej, nawet kiedy jadąc raz na tenisa miałam poważny upadek na rowerze, poturbowana i tak rozegrałam debla z koleżankami. Lato  i wczesna jesień nas uśpiło, wydawało się, że wszystko już wróciło do normalności, można było grać , robić turnieje, jechać na tenisowy obóz, ja dodatkowo byłam zauroczona świetnym facetem, motyle w brzuchu się pojawiły?. Świat był  na wyciągnięcie ręki , a szczęście,… po prostu wystarczyło sobie wziąć, przyjemnie i beztrosko. No i o covidzie też jakby było coraz ciszej.

 Nic bardziej mylnego…

Przyszła późna jesień i zrobiło się poważnie, pierwsze zachorowania na covid pojawiły się w moim bliskim otoczeniu, kolega tenisista koleżanka tenisistka, która przechodziła chorobę bardzo ciężko i wreszcie przyjaciółka mamy, która zmarła w wyniku covid…, potem kolejni chorzy znajomi, wirus był coraz bliżej, kiedy wydawało się, że jest już za nami.

Korty znowu zamknięto, potem otwarto, trochę graliśmy jako kadra PZPL, ale to wszystko było szarpane, niepewne, naciągane, mecze ligowe zawieszono, nie mogłam organizować swoich turniejów, z zauroczenia mężczyzną  nie z mojej winy niestety też już nic nie zostało. Jednym słowem szaro, buro, zimno, niepewnie i źle czyli typowa polska jesień oraz mroźna zima nadchodziły.

Mimo to starałam się zachować optymizm, grałam jak tylko się dało, kupowałam piękne tenisowe sukienki, pisałam felietony, obmyślałam pomysły na turnieje, pozornie wszystko miałam pod kontrolą, do czasu…

30 marca 2021 wtorek, miałam świetny, energetyczny i aktywny dzień, nic nie wskazywało na to, że późnym wieczorem rozpocznie się koszmar…ból całego ciała, dreszcze, wysoka gorączka , słabość powaliły mnie na trzy doby, test SARS-CoV-2 (COVID-19) pozytywny…u mnie i u moich rodziców…Zaczął się prawie miesięczny koszmar, tata w ciężkim stanie z zapaleniem płuc, problemami z oddychaniem i niską saturacją trafił do szpitala, schudł 10 kg, był na cienkiej granicy życia…, my z mamą miałyśmy zapalenie płuc, które intensywnie leczyłyśmy w domu, sterydy, antybiotyki, inhalacje, bolesne zastrzyki przeciw zakrzepowe. Gdzie jesteśmy teraz? My covid 3:0 dla nas, przeżyliśmy, jesteśmy dalej bardzo osłabieni,  w procesie rekonwalescencji i rehabilitacji. Czy oprócz ryzyka zwłóknienia płuc coś nam jeszcze grozi, na to pytanie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, covid to podstępny wirus, a jego późne powikłania zaskakują lekarzy i pacjentów na całym świecie.

Przez ten miesiąc ciężkiej choroby doświadczyłam wielu emocji, strachu, lęku o życie swoje i rodziców, poczucia bezsensu, braku kontroli i mocy sprawczej, braku nadziei i motywacji, jednocześnie dostałam niesamowite wsparcie od ludzi bliskich i dalszych znajomych. Wiadomości motywacyjne, podnoszące na duchu,  ciepłe słowa wsparcia, że cały świat tenisowy na mnie czeka, że wszystko będzie dobrze, żebym walczyła, tak jak na korcie. Dostałam świetne dla moich płuc ćwiczenia oddechowe od Marysi, pyszne ciasto marchewkowe od Teresy, pomoc i deklaracje w zakupach i codziennych sprawach. Nie zapomnę Wam tego nigdy, to były rzeczy, których się łapałam łapczywie, kiedy godzinny kaszel nękał moją przeponę do bólu, kiedy kolejny zastrzyk w brzuch doprowadzał mnie prawie do omdlenia albo kiedy pogotowie zabierało mojego tatę, a ja byłam pewna, że widzę go po raz ostatni …

A tenis , gdzie był przez ten miesiąc tenis? Głęboko w moim sercu, w czasie apogeum choroby zamówiłam sobie  celowo kolejne tenisowe spódniczki, nie mając gwarancji , że je kiedyś założę…Potem poprosiłam mojego trenera, żeby sprowadził dla mnie nową lżejszą rakietę, którą tylko raz zdołałam wypróbować podczas krótkiego meczu, ale spektakularnie wygranego, żeby mi ją naciągnął i dostarczył. Mam ją już w domu, dotykam jej wyobrażając sobie, że nią  gram, wącham ją ?i mimo, że po raz pierwszy wybrałam rakietę kierując się rozsądkiem, a nie dlatego, że mi się podoba, to bardzo czekam jak nigdy wcześniej na moment kiedy wyjdę z nią na kort, czuję, że się zaprzyjaźnimy…

Tak bardzo  tęsknię, żeby ładnie się ubrać, wziąć rakietę w dłoń i stanąć w pełnym słońcu na moim zielonym korcie nad rzeką, tam gdzie wszystko się zaczęło…Może już wkrótce uda się to zrealizować, chociaż w piątek zasłabłam, więc stresuję się czy mój organizm będzie w stanie wydolnościowo i oddechowo podołać trudom meczu  lub treningu tenisowego. Gdyby zabrano mi tenis , co by zostało …Wolę myśleć, że dam radę, że znowu będę biegać po korcie, że wszystkie cele będę mogła realizować i że w pełni będę mogła cieszyć się tym co najbardziej kocham.

Czego nauczył mnie ten rok, a szczególnie doświadczenie ostatniego miesiąca?

Podziwu dla ludzi ciężko chorujących przez długi czas, że udaje im się często z optymizmem, pokorą i wolą walki mierzyć się z chorobą, ja wiem, że tego nie potrafię.

Słabości , tak jestem słaba w środku, choć  na zewnątrz wydaje się być silna.

Szacunku dla lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, którzy robią niesamowite ponadludzkie rzeczy, żeby ratować życie chorych.

Wdzięczności dla ludzi, którzy w mojej chorobie bezinteresownie mnie wspierali.

Tego, że CZAS trzeba mieć dla najbliższych, że warto pielęgnować ważne relacje.

Cieszenia się chwilą, docenianie tego co się ma, a jak jesteśmy zdrowi to naprawdę mamy wszystko.

Niestety mimo planów doskonałych nie mamy  do końca kontroli nad tym jaki scenariusz ma nasze życie.

Nie będę się już martwić  drobnymi porażkami, postaram się wykorzystać wszystkie szanse, które  daje mi życie,  a które mogę stracić, bo czegoś nie spróbuję, bo się nie odważę.

Obiecałam sobie, że będę się jeszcze częściej uśmiechać, spędzać czas wyłącznie z ludźmi, którzy są wartościowi, co pokazali podczas mojej choroby, szkoda czasu na ludzi  źle mi życzących. Jest tyle dobra i miłości na świecie, wystarczy tylko szeroko otworzyć oczy. Ja je otwieram.

No i oczywiście najważniejsze, jeżeli zdrowie mi pozwoli, zamierzam znowu zachłannie tego lata grać w tenisa, do zatracenia, do utraty tchu, no może nie dosłownie ?, nagram się na zapas, bo kto wie co szykuje dla mnie los…, ale nie popędzajmy czasu, poczekajmy co nam przyniesie…

 


OD NOWA

OD NOWA 

Dzisiaj mamy NIEDZIELĘ WIELKANOCNĄ, dla chrześcijan ważny dzień świąteczny w ich kalendarzu, dla reszty czas na oddech, refleksję, spędzenie czasu z rodziną.

Lubię co roku ten okres, bo jest to początek wiosny, za chwilę zaczniemy grać na otwartym, świeżym powietrzu ( no w Krakowie nie do końca, smog a może smok pod Wawelem cały czas żywy?). Zaczyna się dla nas tenisistów najlepszy okres w roku, perspektywa półrocznego szaleństwa, wyjdziemy wreszcie z zadaszonych hal, balonów, zimna, na wiosenno-letnie słońce. Już po pierwszym miesiącu będziemy pięknie opaleni, osmagani wiaterkiem, ze śladami tenisowych skarpetek tak cudownie oznaczających się na łydkach.

Ostatnie parę  miesięcy było trudne, ze względu na pandemie wielu z nas chorowało, ja i moja rodzina zmagamy się z covidem teraz, jest naprawdę ciężko. Korty okresowo były zamknięte dla nas amatorów, rozgrywki ligowe były zawieszane, przesuwane. Nie był to na pewno normalny okres  przygotowań do sezonu, mimo to udało nam się w miarę możliwości przepracować ten czas , skupiliśmy  się na naszych brakach i metodycznie próbowaliśmy je niwelować. Apetyty, cele i wyzwania tenisowe mamy ogromne, dlatego mimo przeszkód robiliśmy wszystko co w naszej mocy , żeby się dobrze przygotować do sezonu na kortach otwartych.

Ze zmianą pór roku, zawsze nachodzi mnie refleksja, że coś przemija bezpowrotnie, że znowu kolejny rok życia na liczniku, kolejna wiosna, a jednocześnie rodzi się nadzieja na nowe doświadczenia, niespodzianki i to co jest najważniejsze i zgodne z cyklem natury,  że zawsze wszystko można zacząć  od nowa…, a to co złe i złudne można raz na zawsze zostawić za sobą bez sentymentów. Ostatni tydzień pokazał na kogo mogę liczyć w życiu i komu zależy na mnie naprawdę, cenna lekcja, doświadczenie ciężkiej choroby zweryfikowało wszystko, plany i znajomości.

Jaka będzie wiosna i lato 2021 w mojej tenisowej  karierze i życiu?

Najważniejsze, chcę zachować głód gry, radość z każdej rozegranej piłki. Chcę się po raz pierwszy sprawdzić w  najbardziej wymagającej lidze w Krakowie ( Liga Grzegórzecka). W sezonie wiosna-lato zdecydowanie stawiam na singla , ale oczywiście towarzyskie rozgrywki deblowe i mikstowe nie zostaną zaniedbane. Plany treningowe, to co chcę poprawić i nad czym teraz mocno pracuję na pewno zaowocują zwyżką formy. 

Pozytywne wyzwania czekają mnie w organizacji turniejów, w planach mam już  trzy duże tematyczne imprezy, o których będę oczywiście na bieżąco informować.

Ta wiosna zaczęła się pięknie, kierunek który obrałam parę miesięcy temu jest właściwy, upewniam się w tym codziennie i cieszę się, że się odważyłam podjąć pewne decyzje i poszłam za głosem intuicji. Teraz jeszcze tylko muszę odważyć się pójść za głosem serca, a  wtedy lato będzie niezapomniane?

Tenis, podobnie jak życie  czasami wymaga od nowy i drastycznych zmian. Wiem jak ciężka praca mnie czeka z serwisem ( Rysiu damy radę ?), niewdzięczna i trochę syzyfowa, ze zmianą chwytu rakiety, z forhendem. Przyzwyczajenia i złe, ale jednak znane i wygodne nawyki trudno zmienić. To jest ten czas i ten moment, żeby spróbować. Niektórzy z nas zdecydują się na zmianę trenera, na zmianę rakiety, na zmianę obiektu na którym trenują. Do tego inspiruje zmiana pór roku, zaczynamy być bardziej odważni. A jednak ludzie boją się zmian, chociaż to zmiana jest ciągłym pewnikiem w naszym życiu i jest zgodna z jego cyklem. Na początku jest trudno, burzliwie jest w trakcie zmiany, ale finalnie na końcu jest pięknie, więc może nie trzeba się bać. I otworzyć na nowe.  Zmiany są kreatywne, stymulują do rozwoju i wyjścia po za utarte schematy, wiadomo, że nie jest łatwo rzucić dotychczasowe życie, łatwiej zmienić rakietę?, ale jeżeli czujesz potrzebę odnowy to może to jest ten moment, żeby zacząć wszystko od nowa nie tylko w tenisie. I może nawet wydarzy się jakiś cud…, jak się odważysz…

Wejść w nowy sezon świeżo, radośnie, bez obciążeń,  w nowych pięknych sukienkach,( to ja to ja) z jasno nakreśloną wizją i celem swoich tenisowych rozgrywek, tak, żeby wycisnąć z każdego dnia maksimum pozytywnych, słonecznych wrażeń, tego  i dużo ZDROWIA życzę nam wszystkim pasjonatom tenisa na tą piękną wiosnę i gorące lato.